Choć wydawało się, że głośne spory o kredyt „Alicja” z PKO BP należą już do przeszłości, w sądach wciąż rozgrywają się ludzkie dramaty. Rodziny, które od lat płacą raty, nadal nie są w stanie spłacić zadłużenia, a bank w pismach procesowych porównuje ich oczekiwania do klienta, który „kupił poloneza Caro, a chciałby toyotę corollę”.


17 grudnia przed Sądem Rejonowym w Lublinie odbędzie się kolejna rozprawa w sprawie umowy „Alicji”, w której rodzina domaga się stwierdzenia nieważności kredytu i zwrotu części wpłaconych pieniędzy. Ich pełnomocnikiem jest radca Joanna Puszkarska z Kancelarii Prawniczej Grzegorz Puszkarski
Jak relacjonuje w rozmowie z Bankier.pl Joanna Puszkarska, w jednym z pism procesowych bank porównał oczekiwania klientów do sytuacji, w której ktoś „kupił poloneza Caro, a chciałby toyotę corollę”. Ten cytat dobrze pokazuje, jak odmiennie strony patrzą dziś na produkt, który miał łagodzić skutki wysokiej inflacji, a dla wielu stał się pułapką na dekady.
Zobacz także
Kredyt, który rósł mimo spłaty
W poprzednich tekstach na Bankier.pl opisywaliśmy szczegółowo mechanizm działania „Alicji”: możliwość płacenia tzw. raty minimalnej, dopisywanie niespłaconych odsetek do kapitału i rosnące zadłużenie mimo regularnych wpłat. Bieżąca sprawa nie różni się znacząco od opisanych wcześniej. Kredytobiorcy przez około siedem lat płacili raty wyznaczane przez bank. Z załączonych do pozwu zestawień wynika, że w tym czasie oddali łącznie ponad 43 tys. zł przy początkowej kwocie kredytu niespełna 30 tys. zł, a mimo to kapitał praktycznie się nie zmniejszył.
Kluczowy problem tkwi w konstrukcji raty minimalnej. Z wyroku przywołanego w pozwie wynika, że bank wyliczał ją w taki sposób, że nie pokrywała nawet bieżących odsetek. Różnica między należnymi odsetkami a wpłatą klienta była dopisywana do kapitału, który z kolei ponownie oprocentowywano. Z punktu widzenia klienta oznaczało to spiralę długu, w której każda kolejna rata nie przybliżała go do spłaty kredytu, lecz utrwalała stan zadłużenia.
Jednocześnie oprocentowanie „Alicji” powiązano ze stopą bazową ustalaną jednostronnie przez zarząd banku. W praktyce oprocentowanie kredytu przez lata wyraźnie przewyższało poziom inflacji – na początku sięgało mniej więcej jej dwukrotności, a przy niskiej inflacji nawet wielokrotnie ją przekraczało. Z dokumentów wynika, że to bank decydował, które depozyty innych instytucji bierze pod uwagę przy ustalaniu stopy bazowej, a klient nie miał narzędzi, by to zweryfikować.
Od PKO BP do funduszu sekurytyzacyjnego
Sprawa z Lublina pokazuje jeszcze jeden aspekt „Alicji”: po latach wierzytelność została sprzedana do funduszu sekurytyzacyjnego. Dziś kredytobiorcy pozywają więc zarówno bank, który udzielił kredytu, jak i fundusz, który dochodzi spłaty długu. Powodowie domagają się stwierdzenia nieważności umowy i zwrotu części wpłaconych środków – 29 tys. zł z ponad 43 tys. zł przelanych już wcześniej na rzecz banku.
Z ich perspektywy mamy do czynienia z klasyczną sytuacją „kredytu nie do spłaty”: raty ustalone przez bank, płacone terminowo, nie prowadziły do obniżenia zadłużenia, a jedynie generowały kolejne odsetki. Mechanizm ten został już wcześniej zakwestionowany w innych sprawach dotyczących „Alicji”, o których pisaliśmy na łamach Bankier.pl – sądy stwierdzały nieważność umów, uznając, że naruszają one zasady współżycia społecznego i w sposób rażący zaburzają równowagę kontraktową stron.
Nieważna umowa i „kredyt niemożliwy do spłaty”
W pozwie przywołano m.in. wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 7 grudnia 2022 r. (V Ca 2722/21), w którym wskazano, że dowolność w ustalaniu rat i sposób działania raty minimalnej prowadził do stałego wzrostu zadłużenia i niepewności co do rzeczywistej wysokości długu. Sąd ocenił, że brak jasno określonego terminu spłaty i opisany mechanizm spłaty naruszają zasady współżycia społecznego, co uzasadnia nieważność umowy.
W pozwie przywołano także stanowisko Prokuratora Generalnego, który w innej sprawie dotyczącej „Alicji” wniósł skargę nadzwyczajną od prawomocnego nakazu zapłaty, wprost określając ten kredyt jako zobowiązanie niemożliwe do spłacenia. Jak opisuje Forbes, skarga dotyczyła kredytobiorców, którzy nie udźwignęli ciężaru zobowiązania i wobec których prowadzono egzekucję na podstawie umowy „Alicji”.
To nie są pojedyncze przypadki. W orzecznictwie sądów powszechnych znajdziemy kolejne wyroki, w których umowy „Alicji” uznawano za nieważne w całości, właśnie ze względu na wadliwą konstrukcję raty minimalnej, dowolność ustalania oprocentowania i brak realnego terminu spłaty.
Ludzkie dramaty trwają dalej
Kiedy w 2019 r. opisywałem na Bankier.pl historię klientki, której PKO BP „nie odpuścił” po feralnym kredycie „Alicja”, wydawało się, że sprawy tego typu są już raczej rozliczaniem przeszłości. Już wtedy wskazywałem, że produkt, z którego skorzystało ok. 100 tys. osób, spłaca dziś tylko kilkuset klientów, a część długów umorzono po wygranych procesach.
Historia rodziny z Lublina pokazuje jednak, że dramaty posiadaczy „Alicji” się nie skończyły. Dla banku i funduszu to jedna z wielu spraw o zapłatę. Dla klientów – wieloletni ciężar finansowy, niepewność co do przyszłości i walka o to, by sąd uznał, że konstrukcja kredytu była od początku wadliwa. Z dokumentów wynika wprost, że pomimo wieloletniej, terminowej spłaty bank nadal oczekuje zwrotu praktycznie całego kapitału, a dodatkowo domaga się odsetek naliczanych według parametrów, których kredytobiorca nie jest w stanie zweryfikować.
Najbliższa rozprawa przed Sądem Rejonowym w Lublinie została wyznaczona na 17 grudnia. To kolejny test dla „Alicji” – tym razem nie tylko w wymiarze prawnym, ale też społecznym. Jeśli sąd podzieli argumentację powodów i wcześniejsze linie orzecznicze, może to być następny sygnał, że konstrukcja tego kredytu nie powinna była trafić do masowej sprzedaży, a klienci mają prawo domagać się rozliczenia z bankiem i podmiotami, które dziś dochodzą od nich spłaty długu.

























































