Manufaktura Piwa Wódki i Wina jest winna wierzycielom ponad 224 mln złotych. Sprzedaż jej majątku pozwoli odzyskać 10% tej kwoty. Syndyk masy upadłościowej nie pozostawia złudzeń co do wyceny resztek biznesowego imperium Janusza Palikota i komentuje jego wypowiedzi z ostatnich wywiadów. Gdzie podziało się 300 beczek z alkoholem i czy w 2024 roku istniały szanse na ocalenie spółki?


Z syndykiem Manufaktury Piwa Wódki i Wina Janusza Palikota, doradcą restrukturyzacyjnym Lesławem Kolczyńskim, rozmawialiśmy po raz pierwszy w lutym 2025 roku. W wywiadzie zatytułowanym "Na alkoholu w Polsce da się stracić", opowiadał o tym co zastał wkraczając do spółki. Blisko 10 miesięcy później wracamy do tematu browaru w Tenczynku i pytamy o przebieg postępowania upadłościowego.
Michał Misiura, Bankier.pl: Janusz Palikot mówił niedawno w Kanale Zero, że są panowie w kontakcie. Jak wygląda ta współpraca?
Syndyk Lesław Kolczyński, kancelaria KDR: Proszę o następne pytanie.
Jest aż tak źle?
Proszę o następne pytanie. Na razie nie wypowiadam się na ten temat, może kiedyś.
Wierzyciele Manufaktury Piwa Wódki i Wina Janusza Palikota zgłosili roszczenia na 224 mln złotych, a ich lista to około 1400 osób i podmiotów, zgadza się?
Tak, natomiast te liczby mogą nie być ostatecznie. Cały czas, w toku postępowania, mogą napływać nowe wierzytelności. Następuje też weryfikacja zgłoszeń wierzytelności. Jaka będzie ostateczna kwota i lista wierzycieli, czas pokaże. Mamy problem przez brak dostępu do dokumentów i systemów księgowych spółki. W związku z tym ta weryfikacja się przedłuża.
Czyli tutaj nie zmieniło się nic od lutego, kiedy rozmawialiśmy i ta dokumentacja była szczątkowa?
Jej praktycznie wcale nie było. Część dokumentów odebraliśmy teraz, 12 grudnia, od CBA. Dopiero okaże się, czy będą nam w jakikolwiek sposób pomocne.
Biegli wycenili już majątek?
Tak, na niecałe 24 mln złotych. Mówimy tu o części produkcyjnej, która pozwalałaby kontynuować pracę zakładu - to jest nieruchomościach, urządzeniach, działkach, znakach towarowych.
W propozycjach układowych Palikota ten majątek Manufaktury był szacowany na około 50 mln złotych.
Nie odnoszę się do tego. Biegli oszacowali, że to nie jest warte więcej niż 24 mln złotych i taką wartość przyjmujemy. Taka wycena została złożona do akt sądowych. Czekamy na jej zatwierdzenie przez sędziego komisarza i zgodę na sprzedaż.
24 mln złotych to około 10% zgłoszonych wierzytelności.
Tak, ale to nie oznacza, że wszyscy dostaną równo po 10%. Nie da się tego tak łatwo policzyć ze względu na fakt, że lista wierzytelności obejmuje wierzycieli zabezpieczonych rzeczowo i niezabezpieczonych. Dostaniemy pieniądze ze sprzedaży, ale większość majątku jest zajęta na rzecz wierzycieli, którzy będą zaspokajani w pierwszej kolejności.
Niezabezpieczeni wierzyciele raczej nie mają na co liczyć?
Jeżeli już to w niewielkim stopniu, który na tym etapie postępowania jest trudny do określenia.
Janusz Palikot mówi, że gdy browar funkcjonował, był wart jakieś 70 mln złotych. Pan widzi tam te pieniądze?
Powiem panu tak: Janusz Palikot opowiada różne rzeczy, które nie zawsze są zgodne z rzeczywistością.
Co na przykład?
Na przykład o beczkach z alkoholem, że jest ich nie wiadomo ile. No nie ma. Jest kilkadziesiąt beczek w Tenczynku.
Palikot mówił o trzystu.
Ja ich nie widzę. W browarze w Tenczynku jest kilkadziesiąt beczek, ale one nie są częścią majątku Manufaktury i nie dotyczy ich nasze postępowanie. Gdzie są pozostałe? Czy w ogóle są? To już musi pan Palikot odpowiadać na te pytania.
Ostatnio jest bardzo aktywny w mediach. Sprzedaje książkę, konsultacje biznesowe, kolacje ze swoim udziałem. Wierzyciele mogą się zastanawiać, czy te pieniądze do nich trafią. Co by Pan miał im do powiedzenia?
W zakresie naszych obowiązków jest ujawnienie I likwidacja wyłącznie majątku spółki MPWiW. Majątkiem prywatnym pana Palikota i tym, co robi pan Palikot, może interesować się komornik, jeżeli ma tytuły egzekucyjne upoważniające do prowadzenia egzekucji. Natomiast my nie możemy sięgać po majątek prywatny pana Palikota i jego prywatne dochody. To nie ma po prostu żadnego związku z tym postępowaniem upadłościowym. A jak ja to oceniam, to już jest inny temat.
Jak Pan to ocenia?
Dla mnie to dziwne. Uważam, że ktoś w jego sytuacji powinien dążyć wszelkimi sposobami do zaspakajania wierzycieli. Nie tylko tych, którzy pożyczali mu na rozwój spółek. Mówię na przykład o pracownikach, którzy powinni być potraktowani priorytetowo.
Czyli pracownicy dalej nie otrzymali wynagrodzeń?
Wystąpiliśmy w tej sprawie do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Fundusz odrzucił to, ponieważ pracownicy byli przerzucani ze spółki do spółki. Część tych ludzi już dostała wcześniej świadectwa pracy z innych spółek Janusza Palikota. Fundusz odmówił im wypłaty wynagrodzeń ze względu na to, że formalnie nie byli pracownikami Manufaktury. Myśmy się od tego odwołali i czekamy na rozstrzygnięcie sądu. Uważamy, że ze względów społecznych pracownicy powinni otrzymać wypłaty.
W rozmowie u Krzysztofa Stanowskiego, Janusz Palikot powiedział, że szanse na ratunek dla Manufaktury były jeszcze tuż przed jego zatrzymaniem jesienią 2024 roku, ale CBA wystraszyło inwestorów. Pan widział stan tej firmy po wejściu do niej. Istniały jakiekolwiek realne szanse na jej uratowanie, czy to była już tylko gra na zwłokę?
Tylko gra na zwłokę. W tym czasie nie było już szans na uratowanie tej spółki. Ona nie produkowała. Nie było tam ludzi. Wie pan, jak nie ma pieniędzy, nie ma kapitału, nie ma z czego produkować, to w tej branży prowadzenie działalności nie jest możliwe.
Nawet z kilkoma inwestorami, którzy zrzuciliby się po kilkadziesiąt milionów złotych?
Gdyby się znaleźli inwestorzy, którzy włożyliby 100 mln złotych, teoretycznie mogłoby to funkcjonować. Dałoby się zatrudnić ludzi, kupić surowiec i produkować. No i wyremontować jeszcze na przykład dachy, bo grożą zawaleniem. Spłacić długi w związku z odciętym prądem, gazem i wodą. Tak, dałoby się. Tylko, że te pieniądze by się szybko nie zwróciły.
I za minimum 100 mln złotych?
Tak oceniam - mniej więcej za tyle.
Obok deklaracji o tym, że Manufaktura była do uratowania, Palikot przyznał u Stanowskiego, że popełnił błąd, nie ogłaszając upadłości w 2022 roku, gdy spółce nie udało się wejść na giełdę. Z informacji, które Pan posiada, wynika, że to mógł być faktycznie ten moment?
Można się z nim zgodzić w tej kwestii, ale na pewno nie powinno to nastąpić później niż w 2023 roku. A próbował wtedy zawierać układ, który de facto nie miał podstaw ekonomicznych i przedstawione w nim wyceny przedsiębiorstwa oraz propozycje układowe nijak miały się do rzeczywistości i możliwości finansowych spółki. Z tego powodu sąd go nie zatwierdził.
Kiedy może dojść do zakończenia postępowania upadłościowego?
Teraz jesteśmy na etapie sprzedaży ruchomości w Tenczynku. Mówiąc szczerze, to są jednak drobiazgi - kwoty uzyskiwane z tych transakcji nie wystarczają nawet na zaspokojenie bieżących płatności za energię, wodę czy utrzymanie ochrony i czterech pracowników, którzy tam pozostali.
Rozwiązaniem, na które liczymy, jest sprzedaż całego zakładu za pierwszym podejściem. Operat szacunkowy został już złożony do sędziego komisarza i spodziewam się, że do końca miesiąca powinien zostać zatwierdzony. Planujemy ogłosić konkurs na sprzedaż zakładu w styczniu, a rozstrzygnięcie nastąpiłoby w lutym. Biorąc pod uwagę, że proces finalizacji i podpisania umowy zajmuje zazwyczaj minimum 60 dni, realnie zamknięcie sprzedaży powinno nastąpić w marcu lub kwietniu przyszłego roku, o ile oczywiście wpłyną oferty.
Są jacyś zainteresowani?
Mieliśmy kilka zapytań, ale wtedy nie było jeszcze wyceny. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę z trudnej sytuacji w branży piwnej. Wiele browarów kończy działalność, np. ostatnio zakład w Namysłowie. Nie mamy jednak na to wpływu i robimy, co do nas należy. Jaki będzie efekt, trudno przewidzieć. Najgorszym rozwiązaniem w przypadku braku sprzedaży browaru, byłoby umorzenie postępowania ze względu na brak środków na jego dalsze prowadzenie.


























































