W 1995 r. pani Anna zaciągnęła w PKO BP kredyt na remont nieruchomości na kwotę 120 tys. zł. W ciągu 23 lat spłaciła 280 tys. zł odsetek, w tym 0 zł kapitału. Bank żąda od niej kolejnych 450 tys. zł. Tak w praktyce wygląda słynny kredyt „Alicja”, który wciąż spłaca co najmniej kilkuset klientów banku.
– Jest to kredyt, którego nie da się spłacić. Z miesiąca na miesiąc kapitał do spłaty rośnie, a ja mogę spłacać tylko odsetki – mówi mi pani Anna (imię czytelniczki zostało zmienione). – Zdaję sobie sprawę, że zaciągnięte zobowiązania należy uregulować. Ja oddałam już dwukrotność pożyczonej kwoty. To lichwa w najczystszej postaci, na dodatek w wykonaniu banku państwowego. Wszyscy patrzą na frankowców, a nasz problem jest zamiatany pod dywan – dodaje.
Efekt kuli śniegowej w kredycie
Haczyk tkwi w konstrukcji kredytu. Oferta została przygotowana w latach 90. XX wieku, w okresie szalejącej inflacji. Na rynku nie było wówczas tak szerokiej oferty kredytów hipotecznych jak dziś. Eksperci PKO BP obmyślili mechanizm, który miał łagodzić skutki wysokiej inflacji i umożliwić dostęp do środków osobom o niższej zdolności kredytowej. W efekcie zaproponowano im możliwość spłacania niskich rat składających się tylko z części należnych w danym miesiącu odsetek.


Pozostała część odsetkowa była dopisywana do kapitału kredytu. Dzięki takiej konstrukcji na kredyt pozwalający zakupić mieszkanie mogli liczyć także klienci o niższych dochodach. Z drugiej jednak strony z miesiąca na miesiąc kapitał kredytu rósł, bo klient spłacał tylko niewielką ratę odsetkową. Bank zakładał, że inflacja w ciągu kilku lat się ustabilizuje, poprawią się zarobki, kredytobiorcy będą mogli nadpłacać ratę i tym samym zacząć pokrywać kapitał.
To był miś na skalę naszych możliwości
W ulotce reklamowej kierowanej w latach 90. do klientów bank podawał, że przy założeniach „umiarkowanie optymistycznych” okres spłaty przeciętnego kredytu będzie wahał się od 11 do 18 lat. Przekonywał, że jest to kredyt „rozsądny, elastyczny i tani”. „Dzięki niemu wygrasz z inflacją. Kredyt ten możesz zaciągnąć już dziś, gdyż nie musisz płacić odsetek na bieżąco” – zapewniał państwowy gigant. A co się stanie, jeśli nie nastąpi poprawa w gospodarce? „Wydłuży się okres spłaty kredytu”. W praktyce bank przerzucił całe ryzyko inflacyjne na klientów.


Za kredyt „Alicja” bank otrzymał w latach 90. branżowe nagrody. Zaciągnęło go 100 tys. klientów, z czego ponad 99 proc. zobowiązań została już uregulowana. Bank nie udzielił mi informacji, ile kredytów zostało spłaconych na warunkach obowiązujących w dniu podpisania umowy, ile przekształconych w inne kredyty i ilu klientów wypowiedziało umowę, godząc się na utratę mieszkania i dotychczas spłaconej kwoty. Nadal pozostaje grupa co najmniej kilkuset osób, którym dług urósł do takiego poziomu, że nie są w stanie spłacić zobowiązania. – Od 2000 roku bank oferuje możliwość zmiany formuły spłaty na dogodnych dla klienta warunkach – informuje biuro prasowe PKO BP.
ReklamaZaproponowano spłatę kredytu od nowa
Bank utrzymuje, że proponował klientce zmianę warunków umowy. – W związku z tym, że wysokość dokonywanych wpłat nie pokrywała w pełni należnych odsetek, zmiany formuły spłaty na korzystniejsze zaproponowaliśmy już marcu 2000 r. – podaje biuro prasowe banku. – Podobne pisma wysyłaliśmy w tym okresie jeszcze siedmiokrotnie. W latach 2001–05 korespondencja dotycząca renegocjacji umowy była prowadzona również ze strony klientki i jej pełnomocników – podaje PKO BP.
Pani Anna twierdzi natomiast, że jedyną propozycją rozwiązania problemu Alicji było rozpoczęcie spłaty kredytu od nowa. – W 2014 roku negocjowaliśmy z bankiem warunki spłaty kredytu – mówi pani Anna. – Zaproponowano nam umorzenie odsetek i od nowa spłatę 120 tysięcy zł kapitału na aktualnych warunkach rynkowych. Wtedy spłacone było już około 240 tys. zł odsetek i ani grosz kapitału. To nie były dogodne warunki. Nie przyjęliśmy tej propozycji i wystąpiliśmy do sądu. Sprawę przegraliśmy – dodaje.
Pani Anna chciała rozwiązać umowę z bankiem. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał w grudniu 2016 r., że umów należy dotrzymywać i nie zaszły „wyjątkowe” przesłanki, które pozwoliłyby na zerwanie zobowiązania. Nie przyjęto argumentacji, że pani Anna spłaciła już ponad 240 tys. zł, czyli dwa razy tyle, ile pożyczyła. Co ciekawe, sąd zaznaczył, umowa była kompletna i miała wszelkie niezbędne elementy. Nie zgadza się to jednak ze stanem faktycznym, bo w umowie nie podano terminu spłaty kredytu (o czym w dalszej części tekstu). Uznano też, że ojciec pani Anny, który był współkredytobiorcą, był z zawodu prawnikiem i doradcą finansowym, więc doskonale musiał wiedzieć, jaki kredyt zaciąga.
Rzecznik Finansowy miażdży umowę kredytu „Alicja”
Wcześniej na drogę sądową z PKO BP wystąpili też inni kredytobiorcy, w tym pani Ewa (imię również zmienione). Powódka poprosiła o pomoc Rzecznika Finansowego, który wypunktował liczne ułomności konstrukcji kredytu. Wskazał, że „Alicja” nie spełniała wymogów definicji kredytu zapisanych w Prawie bankowym (zarówno obowiązującym w latach 90., jak i obecnie). Ustawa przewiduje bowiem, że każdy kredyt powinien mieć określony termin spłaty, a „Alicja” takiego parametru nie posiada.
Kolejna niepokojąca kwestia dotyczyła sposobu wyliczania raty kredytowej. Kredyt „Alicja” wykorzystywał skomplikowany wzór ze zmiennymi, które nie były możliwe do przeanalizowania przez klienta. Podstawą do obliczeń była bowiem stopa bazowa, którą ustalał bank jako średnią arytmetyczną 12-miesięcznych lokat w bankach krajowych, dysponujących największymi kwotami terminowych zobowiązań wobec klientów.
Rzecznik Finansowy wskazał, że PKO BP nie sprecyzował, które dokładnie banki należy brać pod uwagę przy ustalaniu stopy bazowej. Informacji tej nie było także w zestawieniu miesięcznym przesyłanym przez bank klientowi. Nie sprecyzowano dokładnie co to są „największe kwoty”, więc PKO BP mógł brać dane raz z mniejszej, raz z większej ilości banków.
„Powyższe prowadzi do wniosku, że nie jest możliwe, aby kredytobiorca mógł samodzielnie zweryfikować prawidłowość wysokości tak określonej stopy bazowej (zasad jej ustalania)” – czytamy w piśmie Rzecznika Finansowego skierowanym do Sądu Okręgowego w Szczecinie, który prowadził sprawę pani Ewy. Rzecznik wskazał, że powoduje to nieuzasadnioną dysproporcję praw i obowiązków między stronami umowy.
Wprowadzające w błąd zapisy
Założenie pomysłodawców kredytu było takie, że klient początkowo będzie spłacał ratę minimalną, a z biegiem czasu poprawi się jego kondycja finansowa i będzie mógł nadpłacać raty. Nie zostało to jednak precyzyjnie zapisane w umowie – nie ma tam pojęcia „minimalna spłata”, lecz „rata spłaty zobowiązań”. Przy czym użyta definicja mogła wprowadzać klientów w błąd.
W umowie podano, że przez „zobowiązanie” należy rozumieć kwotę zadłużenia z tytułu wykorzystanego kredytu, odsetki oraz inne należności. W efekcie klient mógł być przekonany, że spłaca nie tylko odsetki, ale i część kapitałową. W umowie podana była wysokość pierwszej raty, ale nie znajdowała się tam informacja, że kwota ta nie pokryje nawet całości odsetek, nie mówiąc o części kapitałowej. Co więcej, nie podano terminu, od kiedy klient powinien zacząć nadpłacać podaną w umowie wysokość raty.
Bank proponował fikcyjne terminy spłaty rat
Pani Ewie bank zaproponował aneks do umowy, w którym wpisano datę końcowej spłaty kredytu. Po analizie nowych warunków Rzecznik Finansowy uznał, że zmiany w formule spłaty nie prowadzą do systematycznego sposobu obniżania wysokości zadłużenia wynikającego z kredytu. Nie sposób więc uznać, że podana w aneksie data spłaty byłaby możliwa do dotrzymania.
„Z tego też względu przyjąć należy, iż data końcowa spłaty kredytu wskazana w aneksie była datą fikcyjną, nie mającą oparcia w żadnych parametrach” – pisze Rzecznik. „Nowa formuła spłaty w dalszym ciągu powodowała dopisywanie nie spłaconych odsetek do zadłużenia, co doprowadziło do powiększania wysokości zobowiązania kredytowego” – czytamy dalej.
Istotny pogląd wydany przez Rzecznika Finansowego punktował więcej ułomności kredytu „Alicja”. Rzecznik Finansowy nie ma jednak uprawnień pozwalających wpłynąć na decyzję banku. Może natomiast udzielać porad, prowadzić postępowania polubowne i wspierać klientów w trakcie postępowania sądowego. Orzecznictwo sądów nie jest jednak w kwestii kredytów jednolite.
Nawet minister skarbu państwa tłumaczył się z „Alicji”
Problemem spłaty kredytów „Alicja” interesowali się też politycy. W 2008 roku Paweł Poncyliusz skierował do ministra skarbu państwa zapytanie poselskie dotyczące tego produktu. Resort, powołując się wówczas na wyjaśnienia prezesa PKO BP, zapewnił, że została przygotowana oferta specjalna skierowana do klientów spłacających kredyty z odroczoną spłatą części należności wykazujących w zadłużeniu odsetki skapitalizowane. Oferta zawierała ulgi w spłacie, np. obniżenie marży kredytowej czy rezygnację z pobierania prowizji i opłat. Poprosiłem bank o przedstawienie nam tej oferty, ale nie uzyskałem odpowiedzi.
W odpowiedzi na zapytanie poselskie mogliśmy przeczytać, że bank mógł podejmować względem klientów jedynie działania zachęcające do zmiany formuły kredytu. Bank nie ma bowiem prawnej możliwości jednostronnej (bez zgody klienta) zmiany warunków umowy kredytowej w zakresie formuły spłaty oraz wskaźnika przyjętego do indeksacji rat. Zgodnie z zapisami umów o kredyt mieszkaniowy z odroczoną spłatą części należności, bank nie ma możliwości wypowiedzenia tych umów w przypadkach terminowej spłaty rat kredytu w wysokości ustalonej w umowie kredytowej – przekonywał prezes PKO Banku Polskiego.
„Jednocześnie pragnę zaznaczyć, iż Skarb Państwa jest jednym z akcjonariuszy PKO BP SA. Sprawa, którą poruszył pan poseł, wykracza poza kompetencje ministra skarbu państwa, który wykonuje prawa z akcji banku. Mając powyższe na uwadze, należy stwierdzić, że minister skarbu państwa nie może wpływać na decyzje zarządu banku i ingerować w obszary jego kompetencji” – napisał w odpowiedzi na list Pawła Poncyliusza Jan Bury, sekretarz stanu MSP.
Zapytaliśmy Komisję Nadzoru Finansowego, co jeszcze mogą zrobić klienci „umoczeni” w feralnym kredycie.
– Urząd KNF nie jest uprawniony do wydawania opinii prawnych dotyczących produktów oferowanych przez konkretne podmioty nadzorowane. W sprawach wsparcia klientów w sporach z podmiotami rynku finansowego właściwy jest Rzecznik Finansowy, zaś za ewentualne praktyki naruszające zbiorowe interesy konsumentów oraz sprawy dotyczące uznania postanowień wzorca umowy za niedozwolone – UOKiK – odpowiedział Jacek Barszczewski, dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej w KNF. Z kolei UOKiK przyznał, że nie miał żadnych zgłoszeń od klientów w tym temacie, a sprawa w zasadzie już się przedawniła.
Z „Alicją” da się wygrać
Kilka lat temu media opisywały przypadek jednego z klientów, który w sądzie apelacyjnym wygrał sprawę z PKO BP. „Sąd apelacyjny uznał, że klient nie mógł sam ustalić, jak wysoką ratę powinien płacić, by jego dług spadał, a nie rósł. Sędzia powołał się na przepis Kodeksu cywilnego, z którego wynika, iż jeśli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie jakiegoś świadczenia (w tym wypadku spłata kredytu) groziłoby jednej ze stron nadmiernymi trudnościami lub rażącą stratą, sąd może ustalić nowe warunki realizacji umowy. Sąd wyliczył, że gdyby zamiast „Alicji” klient zaciągnął zwykły kredyt o wartości 75 tys. zł, musiałby w sumie spłacić 120 tys. zł. I orzekł, że jeśli do już spłaconych 110 tys. zł kredytobiorca dopłaci brakujące 10 tys. zł, umowa zostanie rozwiązana” – pisała w 2009 roku „Gazeta Wyborcza”.
Kilka lat później dziennik opisywał przypadek klientki, która przyjęła inną linię obrony. Udowodniła, że kredyt nie jest kredytem, a pożyczką (bo nie ma terminu spłaty). Klientka pożyczyła z banku 38 tys., zł, w ciągu piętnastu lat spłaciła 83 tys. zł, a bank domagał się od niej jeszcze 137 tys. zł. Sąd uznał, że kredyt stał się źródłem nadmiernego zysku dla banku, co jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego. "Bank jest profesjonalistą, musiał przewidzieć skutki (...). Jako instytucja szczególnego zaufania społecznego powinien zaproponować klientce wyjście z sytuacji" – uznał sąd.
Co mogą zrobić klienci spłacający "Alicję"?
Klientom pozostają batalie sądowe. Przy czym warto zauważyć, że sprawa jest możliwa do wygrania, jeśli przed sądem wytoczy się odpowiednie argumenty.
– W przypadku postępowań dotyczących kredytu „Alicja” istnieją co najmniej cztery różne podstawy prawne dochodzenia roszczeń przez kredytobiorców – tłumaczy adw. Michał Kaczmarski z kancelarii Kaczmarski Żurowski Adwokaci. – Przede wszystkim zwrócić należy uwagę na potencjalną nieważność umowy ze względu na jej sprzeczność z art. 27 ustawy z dnia 31 stycznia 1989 r. Prawo bankowe. To przede wszystkim na tej podstawie powinny być oparte roszczenia kierowanie przeciwko bankowi. Kredytobiorcy mogą jednak również powoływać się na niejednoznaczność postanowień umownych i związane z tym skutki, które wynikają z art. 385 § 2 k.c. Przepis ten przewiduje, że postanowienia niejednoznaczne należy tłumaczyć na korzyść konsumenta. Trzecia możliwa podstawa dochodzenia swoich roszczeń znajduje oparcie w przepisach dotyczących niedozwolonych postanowień umownych.
Abuzywności można upatrywać zarówno w postanowieniach odnoszących się do klauzuli zmiennego oprocentowania, jaki i w postanowieniach, które określają mechanizm ustalania wysokości raty spłaty zobowiązania. Warto również wspomnieć o możliwości skierowania do sądu żądania na podstawie art. 3571 k.c., w świetle którego jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy – dodaje.
Warto rozważyć możliwość zaprzestania spłaty kredytu
Co mogą natomiast zrobić klienci, którzy przegrali sprawę przed sądem? W praktyce możliwość prowadzenia kolejnego postępowania przeciwko bankowi uzależniona od tego, jakie zarzuty były kierowane przez kredytobiorcę w trakcie postępowania oraz w jakim zakresie sąd ostatecznie zbadał sprawę. – W niektórych sytuacjach warto również rozważyć możliwość zaprzestania spłaty kredytu i doprowadzenia do sytuacji, w której to bank będzie musiał udowodnić, że roszczenie jest uzasadnione – mówi prawnik. – Wykazanie zasadności roszczenia może być natomiast utrudnione, zwłaszcza w kontekście niejednoznacznych postanowień umownych, które mogą stanowić dla sądu podstawę do stwierdzenia, że bank nie jest w stanie udowodnić wysokości zadłużenia. Ostatecznie w niektórych sytuacjach należy się zastanowić nad złożeniem wniosku o ogłoszenie tzw. upadłości konsumenckiej – dodaje.
Sąd Apelacyjny w Łodzi w wyroku z dnia 01.10.2013 r., sygn. akt I ACa 526/12 stwierdził wadliwość konstrukcji umowy wskazując, iż oferowany przez bank produkt nie był w rzeczywistości kredytem, a pożyczką. Nadto uznał, iż „w miarę upływu czasu i stałego obniżania się stopy bazowej, zysk banku stał się wiodącym elementem oprocentowania pożyczki, a ostatecznie stanowiącym ponad dwukrotność stopy bazowej. Zważywszy na to, że kwota odsetek nie pokryta ratą uiszczaną przez pożyczkobiorcę w danym miesiącu była dopisywana do kapitału i w następnym miesiącu odsetki były naliczane od podwyższonej w ten sposób kwoty kapitału rzeczywisty zysk banku był jeszcze większy. Ten stan rzeczy doprowadził do uznania przez Sąd Apelacyjny, że zapis umowny stanowiący o stałej marży banku wynoszącej zawsze 6 p.p. prowadził przy niskiej stopie bazowej do powstawania po stronie banku nadmiernego zysku.
Sprawa kredytów „Alicja” wygasa śmiercią naturalną. Grono kredytobiorców topnieje z roku na rok i najwyraźniej nikomu nie zależy na systemowym rozwiązaniu sprawy. Dla wielu osób – w tym m.in. pani Anny – „Alicja” stała się jednak pułapką bez wyjścia. Dla największego banku w Polsce, który kilka dni temu obchodził swoje 100-lecie, dochód z tych kredytów jest kroplą w morzu. Dla klientów kulą u nogi, z którą przyjdzie im żyć jeszcze wiele lat. Będą spłacać dopóki starczy im sił. Później ich mieszkanie trafi na licytację.