Akcje chińskiego Evergrande Group poszybowały w górę po powrocie do obrotu na giełdzie w Hongkongu. Spółka zawiesiła notowania w zeszłym tygodniu, po wyprzedaży spowodowanej doniesieniami o zatrzymaniu jej prezesa Hui Ka Yana.


Obrót akcjami Evergrande został przywrócony we wtorek 3 października po zawieszeniu trwającym od 28 września. Dzień przed wstrzymaniem notowań światowe media obiegła informacja, że dyrektor generalny spółki, swego czasu najbogatszy człowiek Azji - Hui Ka Yan, znajduje się pod policyjnym dozorem i w ostatnich dniach przestał kontaktować się z personelem firmy.
Tuż po otwarciu handlu na giełdzie w Hongkongu we wtorek rano, gdy akcje Evergrande wróciły do obiegu, ich kurs zyskiwał przez chwilę 60%. Później nastąpiła korekta, ale w momencie pisania tego tekstu notowania spółki wciąż znajdują się o 20% wyżej od poziomu z otwarcia.


Ostatnie zawieszenie akcji Evergrande trwające 3 dni, nastąpiło miesiąc po ich powrocie obrotu na hongkońskim parkiecie. Wcześniejsza przerwa trwała 17 miesięcy i po jej zakończeniu notowania spółki runęły o 87% w dół. Po przywróceniu obrotu akcje rosły aż do połowy września, kiedy po serii spadków znalazły się na poziomie 0,32 HKD (0,04 USD).
W szczytowym momencie w 2017 roku Evergrande Group osiągnęło kapitalizację w wysokości 420 miliardów HKD. Aktualnie spółka jest zadłużona na ponad 300 mld dolarów, czyli kwotę porównywalną do rocznego PKB Finlandii. Hossa w mieszkaniówce skończyła się, gdy chińskie władze postanowiły schłodzić rozgrzany rynek nieruchomości, na którym ceny napędzała w dużej mierze spekulacja.
Po utrudnieniu deweloperom dostępu do linii kredytowej przez Pekin, wiele spółek zaczęło mieć kłopoty ze spłatą odsetek i zakończeniem budów. Pierwszą, o której możliwym upadku zaczęło mówić się głośno, była właśnie Evergrande. Losy najbardziej zadłużonego dewelopera świata śledzimy na Bankier.pl od początku pojawienia się problemów w spółce.
Michał Misiura