Mniej spektakularna niż bitcoin, ale istotniejsza dla realnej gospodarki była pęczniejąca hossa (lub bańka - w zależności od punktu widzenia) na rynku nieruchomości.
Ceny domów w Stanach Zjednoczonych rosną w dwucyfrowym tempie - najszybciej od 2006 roku, czyli szczytu poprzedniego boomu.
W rezultacie wartość nieruchomości mieszkaniowych w USA po raz pierwszy od 2007 roku przekroczyła sumę zadłużenia hipotecznego:
Źródło: "The Economist"
Po roku przerwy znów zaczęła rosnąć bańka na chińskim rynku nieruchomości, gdzie ceny w największych miastach rosną nawet po 20% rocznie. Mieszkaniowy balon zaczyna także pęcznieć w Europie. W Wielkiej Brytanii dotowane tanim kredytem z Banku Anglii ceny mieszkań już przekroczyły poprzedni szczyt z roku 2008. O ile Brytyjczycy doprowadzili do takiego stanu rzeczy z premedytacją, o tyle poważny ból głowy mają Szwajcarzy, dla których zbyt szybki wzrost cen nieruchomości jest kosztem powiązania kursu franka z euro i utrzymywania zerowych stóp procentowych pomimo dobrej koniunktury gospodarczej. Z przegranym rynkiem nieruchomości muszą się zmierzyć także kraje skandynawskie, Australia, Singapur i Hong Kong.
Źródło: "The Economist"