Dolarowe notowania złota ustanowiły nowy rekord wszech czasów. Z kolei srebro było notowane powyżej 40 USD za uncję – czyli najwyżej od 14 lat. To może być początek nowej fali hossy na rynkach metali szlachetnych.


W poniedziałek przed południem najaktywniejszą serię nowojorskich kontraktów terminowych na złoto notowano po 3 544,90 USD za uncję trojańską. Nowy rekord wszech czasów padł o poranku, gdy uncję królewskiego metalu wyceniono na 3556,87 dolarów.
W ten sposób kurs złota przebił historyczne maksima z kwietnia i sierpnia 2025 roku. Warto też wspomnieć, że mówimy już nie tylko o rekordach w ujęciu nominalnym, ale także realnym. A to dlatego, że w kwietniu wreszcie udało się przebić szczyt ze stycznia 1980 roku po skorygowaniu go o oficjalną inflację CPI dla Stanów Zjednoczonych(ówczesne 850 USD/oz. to równowartość niespełna 3500 współczesnych dolarów).
Zauważmy również, że nie wszystkie serwisy pokazują „cenę złota” powyżej 3500 USD za uncję. Wynika to z faktu, że większość mediów finansowych raportuje kurs najbliższego (tj. w tym przypadku wygasającego we wrześniu) kontraktu terminowego. Natomiast na Bankier.pl podajemy notowania kontraktu najaktywniejszego (tj. o największej liczbie otwartych pozycji). W tym przypadku jest to seria wygasająca w grudniu, na której było otwartych blisko 80 tys. pozycji. Dla porównania, na serii wrześniowej było to zaledwie 274 kontrakty, a na październikowej – 4214 kontraktów.
- Wybicie się kursu złota powyżej 3500 USD uważam za kwestię formalną. Zaryzykowałbym prognozę, że na przełomie roku możemy zobaczyć tu czwórkę z przodu – tak jeszcze przed weekendem przepowiadał Marek Rogalski, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska w rozmowie z Bankier.pl.
Równocześnie warto odnotować dynamiczną zwyżkę cen srebra. Biały metal w poniedziałek przed południem kosztował 41,57 USD i był o 2% droższy niż przed weekendem. W niespełna dwa tygodnie notowania srebra poszły w górę o blisko 10%, przełamały barierę 40 USD/oz. i dotarły najwyżej od września 2011 roku. Na rynku srebra w grze jest teraz plan ataku na linię 50 USD/oz., gdzie zakończyły się dwie poprzednie wielkie hossy – w roku 2011 oraz 1980.
Rynkowi analitycy są zgodni co do tego, że świeże paliwo dla rynku metali szlachetnych wlała Rezerwa Federalna. W krótkim i średnim terminie kluczowe było sierpniowe wystąpienia Jerome’a Powella, który dość wyraźnie zasugerował wznowienie cyklu obniżek stóp procentowych. Wrześniowe cięcie o 25 pb. w opinii rynku ma być początkiem głębszego poluzowania polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych.
A to powinno oznaczać: 1) słabszego dolara, 2) spadek także rynkowych, długoterminowych stóp procentowych w USA. Oba te wydarzenia byłyby korzystne dla dolarowych cen złota, zmniejszając alternatywny koszt posiadania złota (które nie płaci przecież odsetek). Dlatego dolarowe ceny złota zwykle rosną w otoczeniu niskich realnych stóp procentowych w USA.
Ale w grze jest jeszcze bardziej długofalowy scenariusz. Uczestnicy rynków finansowych są zaniepokojeni działaniami prezydenta USA względem Rezerwy Federalnej. Donald Trump otwarcie domagał się wyrzucenia Jerome’a Powella ze stanowiska szefa Fedu. A w sierpniu polecił zwolnić gubernator Lisę Cook pod pretekstem fałszowania dokumentów we wniosku o kredyt hipoteczny.
Kadencja Powella wygasa w maju 2026 roku i zapewne pod koniec roku poznamy nazwisko nowego szefa banku centralnego USA. Najprawdopodobniej będzie to „człowiek Trumpa”, gotowy do obniżania stóp procentowych na żądanie prezydenta, nawet jeśli warunki makroekonomiczne nie uzasadniałyby takiego posunięcia. Taki scenariusz w dłuższej perspektywie oznaczałby trwale wyższą inflację CPI w Stanach Zjednoczonych i w konsekwencji słabszego dolara. Trudno się zatem dziwić, że widząc ryzyko takiego scenariusza inwestorzy kupują złoto i srebro. Rozumiane nie tyle jako zabezpieczenie antyinflacyjne, ale jako polisę ubezpieczeniową przed szaleństwami władzy.
Zresztą już obecną politykę Rezerwy Federalnej trudno uznać za zgodną z realizacją podwójnego mandatu (tj. pełnego zatrudnienia i niskiej inflacji). Rok temu (tuż przed wyborami prezydenckimi w USA) Fed zaczął ostro ciąć stopy procentowe, dokonując głębokiego cięcia (-50 pb.) we wrześniu oraz dwóch 25-punktowych redukcji w listopadzie i grudniu. To wszystko w warunkach inflacji CPI przekraczającej 2-procentowy cel. W lipcu 2025 inflacja CPI w USA wyniosła 2,7% i Fed znów zamierza obniżać stopy przy niezrealizowanym mandacie inflacyjnym.

























































