W październiku ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii wzrosły w ujęciu rocznym średnio o 5,5%. To największy wzrost od ponad 3 lat, co wzmaga obawy o dalsze pompowanie bańki i to mimo zapowiedzi Banku Anglii.
Jak podał dziś brytyjski urząd statystyczny ONS, w październiku ceny nieruchomości wzrosły o 5,5% w całym kraju. Najwięcej, bo aż o 12% ceny poszły górę w Londynie – nie licząc stolicy, skala podwyżki wyniosła 3,1%. Największe wzrosty cen zaobserwowano w Anglii (5,7%) i Irlandii Północnej (4,9%), a nieco mniejsze w Szkocji (3,3%) i Walii (2%). W Londynie oraz południowo-wschodniej części Anglii ceny są już wyższe niż przed kryzysem.
Po raz ostatni ceny domów na Wyspach rosły tak szybko ponad 3 lata temu – we wrześniu 2010 r. Analitycy spodziewali się, że dzisiejszy odczyt przyniesie wzrost na poziomie 4,1%.

źródło: ONS
Obawy o formowanie się bańki na brytyjskim rynku mieszkaniowym są wśród ekonomistów szeroko rozpowszechnione. Ostatnio zaniepokojenie wyraził sam szef Banku Anglii, Mark Carney.
- Nie widzieliśmy bezpośredniego zagrożenia dla rynku nieruchomości, lecz jesteśmy zaniepokojeni przyszłym rozwojem tego sektora. Jesteśmy gotowi podjąć bardziej zdecydowane działania, jeżeli zajdzie taka potrzeba – stwierdził Carney przed trzema tygodniami.
”Winnych” obecnej sytuacji nie trzeba szukać daleko. W lipcu 2012 roku Bank Anglii we współpracy z ministerstwem finansów uruchomił program wspierania kredytów Funding for Lending Scheme (FLS). Środki pochodzące z tego programu wędrowały na rynek nieruchomości, który od tamtego czasu przeżywa silne ożywienie, któremu pomógł także tani kredyt fundowany niezmiennie przez utrzymujący niskie stopy procentowe bank centralny.
W formowaniu bańki na brytyjskim – a w szczególności londyńskim – rynku nieruchomości pomaga także obecność bogatych obcokrajowców (z Rosji oraz Bliskiego i Dalekiego Wschodu), którzy od lat podbijają ceny nieruchomości w stolicy. Jak informuje Knight Frank, 70% nowych nieruchomości powstających w centrum Londynu trafia w ręce obcokrajowców.
Metodą na opanowanie sytuacji ma być planowany przez rząd podatek od zysku dla nierezydentów sprzedających nieruchomość. Obecnie są oni zwolnieni z takiego podatku, podczas gdy Brytyjczycy sprzedający nieruchomość nie będącą ich głównym miejscem zamieszkania oddają fiskusowi 18-28%.
Michał Żuławiński
Bankier.pl