Po wejściu w życie przygotowywanej ustawy o elektrowniach wiatrowych nie będzie można stawiać wiatraków tak blisko domów, jak teraz. Budzi to oburzenie inwestorów.


Posłowie PiS, którzy przygotowują ustawę, przyznają, że robią to ze względu na liczne protesty społeczne - pisze "Nasz Dziennik". Wiele inwestycji i tak jest realizowanych, mimo niechęci społeczności lokalnych. Deputowani chcą zaostrzyć przepisy. Nowe wiatraki będą mogły być budowane w odległości co najmniej 2 kilometrów od najbliższych zabudowań. Teraz jest to kilkaset metrów. Mają zmienić się też przepisy budowlane dotyczące tego typu obiektów.
"Nasz Dziennik" zauważa, że rząd nie kryje, że nowa ustawa to element nowej polityki energetycznej państwa. Według przedstawicieli władz, elektrownie wiatrowe są nieefektywnym i drogim źródłem energii. Proponują za to inne ekologiczne rozwiązania, na przykład, źródła geotermalne.
Inwestorzy sprzeciwiają się tym zmianom twierdząc, że zablokuje to tworzenie nowych elektrowni wiatrowych.
Zapisy poselskiego projektu ustawy odległościowej oznaczają faktyczny koniec polskiej energetyki wiatrowej; proponowane normy odległości wiatraków od zabudowań nigdzie na świecie nie są tak "drastyczne" - podkreślali uczestnicy konferencji dotyczącej energetyki wiatrowej, która odbyła się kilka dni temu w Warszawie.
- Jeśli rozwój energetyki wiatrowej nie będzie wstrzymywany, to profity płynące z obecności farm wiatrowych nad Wisłą będą rosły. Tymczasem grupa posłów PiS próbuje praktycznie całkowicie zahamować rozwój energetyki wiatrowej w Polsce. Projekt ustawy wprowadzającej minimalną odległość elektrowni wiatrowych od zamieszkałych zabudowań ma za zadanie ukryć zamiar wprowadzenie faktycznego moratorium na budowę farm wiatrowych i jak najszybciej zakończyć eksploatacje istniejących instalacji, poprzez obłożenie ich czterokrotnie większym podatkiem, niż dotychczas" - ocenił prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Wojciech Cetnarski.
IAR/PAP/nd/pp/jj