Rozpoczynając budowę Morskich Farm Wiatrowych w ramach projektów pierwszej fazy, musimy patrzeć na perspektywy rozwoju nie tylko samej energetyki, ale i całej gospodarki. To powinien być sztandarowy projekt ponad podziałami łączący nie tylko nowe sektory, ale i pokolenia.


W lipcu na Bałtyku zaczęły się kręcić największe w Europie turbiny wiatrowe o mocy 15 MW. To wiatraki stawiane przez Baltic Power, spółkę Orlenu i Northland Power. Docelowo na wysokości Kopalina stanie 75 turbin i łącznej mocy 1200 MW. Nieco na wschód na tyłach plaży w Kopalinie pracuje już ekipa robiąca przewiert sterowany pod dnem, którym przebiegnie kabel wyprowadzający moc z największej polskiej morskiej farmy wiatrowej – Baltica 2 o mocy 1500 MW budowanej przez PGE i Orsted.
Na zachód od farmy Northland Power powstanie farma BC Wind budowana przez Ocean Winds. Kilka dni temu spółka podpisała umowę z Tele-Foniką i spółą P&Q na realizację tzw. lądowej ławy kablowej dla projektu morskiej farmy wiatrowej BC-Wind oraz dostawę lądowego eksportowego systemu kablowego.
Nieopodal Kopalina i Choczewa w Osiekach Lęborskich trwa budowa wielkiej stacji Polskich Sieci Elektroenergetycznych, do której zostaną pociągnięte kable wyprowadzające moc z morskich farm wiatrowych i planowanej elektrowni jądrowej w Choczewie. Z tej stacji popłynie prąd na południe kraju.
To pierwszy etap wyprowadzania mocy z północy kraju na południe, w planach jest również budowa kabla stałoprądowego HVDC znad morza na Śląsk.
Po latach planowania, politycznych przepychanek odnośnie do lokalizacji portu instalacyjnego morska energetyka wiatrowa wreszcie zaczyna nabierać tempa. Wreszcie, bo potrzebujemy jej jak tlenu. Powodów jest kilka:
1. Potrzebujemy nowych mocy i to jak najszybciej, bo do 2040 r. spadnie moc zainstalowana w energetyce węglowej z 20 do ok. 5 GW, w tym czasie wypadnie z systemu m.in. Bełchatów – największa elektrownia węglowa w Polsce i całej UE i jednocześnie największy emitent CO2 w Unii;
2. Potrzebujemy zielonych mocy, bo w obliczu katastrofy klimatycznej musimy przestać spalać węgiel i ograniczyć emisję CO2 (denialiści klimatyczni niech zaczną wreszcie łączyć kropki.
W tym roku mimo niezbyt upalnego lata mamy rekordowo niski poziom Wisły i innych rzek – co pokazuje, że zmiany klimatu zaczęły zachodzić znacznie wcześniej i jest to skomplikowany układ zależności, który wymknął się spod kontroli i ciężko nim zarządzać). Ponadto zielonej energii potrzebują do swojej działalności światowe koncerny i chcąc nie tylko ściągnąć, ale i utrzymać inwestorów musimy taką energię dostarczyć;
3. Potrzebujemy wreszcie mocy z wiatraków, bo jest to energia najtańsza. Oczywiście, prąd jest najtańszy z wiatraków na lądzie, gdzie według IRENA (Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej) z 2021 r. LCOE (ang. Levelized Cost of Electricity - uśredniony koszt wytwarzania energii elektrycznej, który określa minimalną cenę potrzebną do pokrycia wszystkich kosztów inwestycyjnych, operacyjnych i finansowych instalacji w całym jej cyklu życia) dla wiatraków na lądzie wynosiło ok. 35 USD/MWh, ale ten rodzaj energetyki nie ma szczęścia do polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy od lat blokują jej rozwój.
Energetyka z morskich wiatraków jest oczywiście droższa od tych lądowych tutaj LCOE wynosi ok. 75 USD/MWh, ale prawdą jest, że ich budowa ciągnie za sobą o wiele większe koszty związane w dużej mierze z logistyką.
W ramach projektów I fazy do 2030 r. powstaną farmy wiatrowe na Bałtyku o mocy 5,9 GW, mają one kontrakty różnicowe CfD na 25 lat. W 2021 r. ustalono kwotę 320 zł/MWh i jest ona corocznie indeksowana o inflację. Teraz jest to kwota 445 zł/MWh, a średnia cena energii na giełdzie w 2025 r. wynosi 428 zł.
Dla projektów II fazy wysokość kontraktu będzie ustalana w drodze aukcji, gdzie wygra ten podmiot, który zaoferuje najniższą ofertę na sprzedaż energii. W związku z tym, że projekty II fazy będą lokalizowane w różnej odległości od brzegu wyznaczono progi od 486 zł do 512 zł/MWh. Na 17 grudnia Urząd Regulacji Energetyki zaplanował aukcje dla projektów II fazy.
W niedawnym wywiadzie dla portalu wysokienapiecie.pl prezes PSE Grzegorz Onichimowski skrytykował branżę m.in. za licytowanie się z rządem na ceny maksymalne (branża oczekiwała, że będą wyższe). Jego zdaniem rodzi to obawy, że oferty w aukcji będą bliskie poziomu cen maksymalnych, a te odstają już od cen hurtowych prądu.
Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych prezes PGE Baltica Bartosz Fedurek przypomniał, że w odróżnieniu od innych krajów koszty wyprowadzenia mocy na ląd z morskich farm wiatrowych biorą na siebie firmy budujące farmy, co podnosi koszty CAPEX-u o ok. 30 proc. Jego zdaniem w ostatnich 2-3 latach developerzy OZE mieli do czynienia z trudną sytuacją spowodowaną wysoką dynamiką inflacji, wysokim poziomem stóp procentowych, wojną na Ukrainie i nową polityką USA.
Jak pisze Fedurek:
„offshore nigdy nie był i nie miał być źródłem „najtańszego prądu”. Od początku był strategiczny: rozwija przemysł, tworzy nowe miejsca pracy, daje najbardziej stabilny profil generacji spośród pogodozależnych OZE (a przez to wymaga minimalnego backup’u w źródłach sterowalnych) i na dużą skalę ogranicza zależność od węglowodorów”.
Potrzebujemy taniej energii z zero i niskoemisyjnych źródeł. Bo bez tego nie tylko przestaniemy przyciągać inwestycje, ale i stracimy konkurencyjność na rynku.
Ostatnie 35 lat to potężny skok gospodarczy i cywilizacyjny naszego kraju, czego najlepszym ukoronowaniem jest zajęcie przez Polskę 20 pozycji wśród najbogatszych krajów świata. Nasza gospodarka musi mieć kolejne motory wzrostu. Jednym z nich jest transformacja energetyczna i nowoczesne technologie produkcji energii. Mając dostęp do Bałtyku, który w naszej części charakteryzuje się nie tylko dobrymi warunkami do posadowienia morskich wiatraków, ale i całkiem obiecującą wietrznością musimy wykorzystać ten potencjał.
O ile w poprzednich dekadach Morze Bałtyckie dawało zarobić rybakom i stoczniom budującym statki, tak teraz jest szansa na budowę nowoczesnego przemysłu dającego zieloną energię.