PZU przejął kontrolę nad Aliorem, a w ubiegłym roku PKO BP kupił Nordeę. Tak zaczęła się akcja „repolonizacji banków”. Lecz mało kto zadaje właściwe pytania: Po co? Za ile? I kto za to zapłaci?


Idea „repolonizacji banków” działających w Polsce powstała po roku 2008, gdy nagle okazało się, że wiele spółek-matek polskich banków jest faktycznymi bankrutami. Źle prowadzące się banki-matki zostały uratowane przez podatników, którzy bez pytania o zdanie wyłożyli miliardy euro i dolarów. Kryzys finansowy pokazał, jak słaby jest zachodni system bankowy i jakie zagrożenie dla Polski może stanowić bankowość zdominowana przez banki-zombie.
Wątpliwe korzyści z repolonizacji
Odpowiedzią na zagrożenie potencjalnym drenażem kapitału (tylko potencjalnym, bo to ryzyko póki co się nie zmaterializowało - w czasie kryzysu żaden z zagranicznych właścicieli nie wstrzymał finansowania polskich spółek-córek) miała być zorganizowana i koordynowana przez państwo akcja wykupu udziałów w polskich bankach od zagranicznego kapitału.


Pierwsza fala „repolonizacji” zakończyła się fiaskiem: BZ WBK został kupiony przez hiszpańskiego Santandera, a BGŻ padł łupem Francuzów z BNP Paribas Polska. Inercja spółek Skarbu Państwa została przerwana dopiero w 2014 roku, gdy PKO BP przejął Nordea Bank Polska.
ReklamaEkspansję kontynuuje PZU, który ogłosił zakup ¼ udziałów w Alior Banku. Wraz z 4,5-procentowym pakietem posiadanym przez fundusze PZU oraz 7% akcji należących do menedżerów daje to realną kontrolę nad bankiem. Prezes PZU Andrzej Klesyk nie ukrywa, że ma apetyt na przejęcie jeszcze dwóch banków. Wiadomo, że na sprzedaż są BPH oraz Raiffeisen Polbank. Działania PZU mają wsparcie ze strony Skarbu Państwa. Minister Włodzimierz Karpiński mówi wprost, że „przyszedł czas na repolonizację sektora finansowego”.
Zdaniem zwolenników repolonizacji banków główną korzyścią będzie zwiększenie finansowania polskiej gospodarki i uniezależnienie sektora od kaprysów zagranicznych grup bankowych. „Zawsze jest lepiej, gdy bank ma swoją główną siedzibę tu na miejscu i nie musi odpowiadać przed szefami z Frankfurtu czy Londynu. Instytucja może wtedy patrzeć na rynek z innej perspektywy, a przy okazji tworzy nowe, atrakcyjne miejsca pracy w kraju” – powiedział prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło.
Brak jednak konkretnych wyliczeń, ile polska gospodarka mogłaby zyskać na „udomowieniu” banków. Tym bardziej, że w ostatnich latach zagraniczne banki utrzymywały finansowanie polskich spółek-córek. I nie wynikało to z altruizmu, lecz z czystej kalkulacji: stopa zwrotu z kapitału w Polsce była znacznie wyższa niż na zachodzie Europy. Historia doświadcza też jaskrawego kontrprzykładu: większość greckich banków kontrolowana jest przez rodzimy kapitał, co nie przekłada się na siłę greckiego sektora bankowego.
Czy polski znaczy lepszy?
Według najnowszych dostępnych danych Komisji Nadzoru Finansowego udział inwestorów zagranicznych w aktywach polskich banków spadł do 59,5% wobec 66,2% w roku 2010. Oznacza to, że udział polskiego kapitału znacząco wzrósł: z 33,8% do 40,5%. Po faktycznym przejęciu udziałów w Aliorze przez PZU udział ten wzrośnie o kolejne 2-3 punkty procentowe. Jest dość prawdopodobne, że na koniec roku rodzimi inwestorzy będą kontrolować przynajmniej połowę sektora bankowego.


Tyle że w praktyce „repolonizacja” znaczy tyle co nacjonalizacja sektora bankowego. Przejmującymi są spółki kontrolowane przez państwo (PKO BP i PZU). Do tego dochodzi ekspansja w pełni państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego, którego aktywa na koniec 2014 roku rozrosły się do 51 mld złotych wobec 33 mld zł 5 lat wcześniej. Kontrolowane przez polskich inwestorów prywatnych Plus Bank oraz Getin Noble Bank nie rozwijają się aż tak szybko.
Przeczytaj także
Patrząc na polski rynek bankowy trudno obronić tezę, aby oferta banków z polskim kapitałem była lepsza od banków kontrolowanych przez inwestorów zagranicznych. Przykładowo, w majowym rankingu kredytów mieszkaniowych Bankier.pl podium zajęły banki kontrolowane przez kapitał zagraniczny. Najdroższą ofertę zaproponował „polski” Getin oraz wówczas jeszcze „niespolonizowany” Alior. Z kolei ranking kont firmowych dla średnich firm wygrały banki niemieckie: Deutsche Bank i mBank. Wyraźnej przewagi nie widać też w rankingu lokat: za zdeponowanie 10.000 zł na trzy miesiące najwięcej zapłacą polski Idea Bank i niemiecki mBank. A kto da najmniej: amerykański Citi Handlowy i kontrolowany przez państwo PKO BP.
Kalkulacje zamiast narodowych emocji
Odnoszę wrażenie, że przy temacie „repolonizacji banków” narodowe emocje przeważają nad chłodną kalkulacją. Słyszymy, że banki z polskim kapitałem będą „wspierać” naszą gospodarkę, ale nikt nie precyzuje w jaki sposób. Czy może tak, jak w czasie budowlanego boomu z lat 2010-11, gdy PKO BP umoczył miliony złotych w PBG i Polimeksie, zostając "długoterminowym inwestorem" tej drugiej firmy po konwersji długu na akcje?
Po drugie, gdy mówimy o „repolonizacji”, to powinniśmy myśleć o pieniądzach. Polskie banki nie są obecnie tanie - wyżej niż przez ostatnie półtora roku indeks WIG-Banki był tylko w czasie szczytu hossy w roku 2007. Większość banków notowanych na GPW i kontrolowanych przez zagraniczny kapitał wyceniana jest na 1,5-2,0 –krotność wartości księgowej. Tanie są tylko mający kłopoty z rentownością BPH oraz kontrolowany przez państwo BOŚ.


Gdy mówimy o kosztach, trzeba zapytać, kto wyłożyłby prawie 25 mld złotych na wykup akcji Pekao SA należących do włoskiego UniCredit? Kto byłby w stanie położyć na stół 24 mld zł, na jakie rynek wycenia pakiet BZ WBK hiszpańskiego Santandera. Oba banki pochodzą z bardzo ryzykownego regionu i w perspektywie kilku lat mogą stanąć przed koniecznością odsprzedania swych polskich filii.
Który polski inwestor potrafiłby wyłożyć takie pieniądze bez wsparcia państwa? Ośmielę się stwierdzić, że żaden. A przecież państwo polskie nie ma nadwyżek finansowych. Dług publiczny przekracza 50% PKB i nie ma zbyt dużo miejsca na jego zwiększenie (konstytucyjny limit to 60% PKB). Czy w ogóle warto kupować polskie banki od zagranicznych inwestorów?
Po trzecie, na sprzedaż wystawione są instytucje siedzące na „tykającej bombie” (sformułowanie na licencji Marka Belki), jak szef NBP określił kredyty mieszkaniowe powiązane z kursem franka szwajcarskiego. Inwestycja w takie banki to obarczanie się niepotrzebnym i kosztownym ryzykiem, o czym już przekonał się PKO BP przejmując pokaźny pakiet kredytów walutowych Nordei. A takie kredyty dominują w bilansach BPH i Raiffeisen Polbank.
Tymczasem rząd chce „repolonizować” banki, gdy są one niemal rekordowo drogie i mają przed sobą perspektywę spadku rentowności. A dobry inwestor kupuje, gdy „leje się krew”. Takim momentem był początek 2009 roku. I jeśli taka okazja się powtórzy, wtedy można by wrócić do tematu.
Nie kupujmy banków. Zakładajmy własne!
Sektor bankowy jest specyficzną branżą. To najbardziej ryzykowny, ale też bardzo zyskowny sektor gospodarki. Działalność bankowa jest licencjonowana i gwarantowana przez państwo. To podatnicy za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego pokrywają straty banków. Państwo ustalając przywileje banków (jak na przykład dopiero niedawno obalony przez Trybunał Konstytucyjny bankowy tytuł egzekucyjny) determinuje opłacalność biznesu bankowego.
Jeśli rząd chciałby polonizować banki, to najpierw może doprowadzić do obniżenia ich wycen – np. wprowadzając podatek bankowy odprowadzany od wartości aktywów, albo przerzucając na banki koszty przewalutowania „frankowych” kredytów mieszkaniowych. To wymagałoby decyzji na najwyższym szczeblu politycznym, ale jakoś nie widać polityka, który wziąłby za to odpowiedzialność.
Być może dobrze, że takiego nie ma. Bo gdy rząd zabiera się za „naprawianie” czegokolwiek, to coś zazwyczaj działać przestaje. Przed rokiem 1990 mieliśmy „sektor bankowy”, którego jedynym właścicielem było państwo. I nie były to dobre czasy ani dla Polaków, ani dla polskiej gospodarki. Jeśli już ktoś chce „polonizować” banki, niech lepiej zliberalizuje prawo bankowe i zlikwiduje instancję pożyczkodawcy ostatniej szansy, jakim dla banków jest teraz NBP. A wtedy zadecyduje wolna konkurencja, w której polska przedsiębiorczość miałaby równe szanse.