Czwartkowe wystąpienie prezesa Narodowego Banku Polskiego musiało być szokiem dla wielu ekonomistów. Do niedawna zatwardziały „gołąb” nagle obrósł w jastrzębie piórka i zadeklarował twardą walkę z inflacją. To dobra wiadomość dla naszej waluty.


- Zaryzykuję taką tezę, że jeśli nic się niespodziewanego nie wydarzy, stopy pozostaną stabilne do końca roku – powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński. - Nie widzę jakichś perspektyw, żeby (w Radzie Polityki Pieniężnej) powstała większość za obniżką stóp procentowych (...) do końca roku - dodał.
To dość szokujący przekaz, ponieważ prawie wszyscy bankowi ekonomiści spodziewali się, że w 2024 roku dojdzie do przynajmniej dwóch obniżek stóp procentowych w NBP. Takie były też oczekiwania uczestników rynku terminowego.
- Przekaz z konferencji jest spójny z naszymi wnioskami z komunikatu. Szanse na nawet symboliczne cięcie stóp (zakładaliśmy 25 pb pod wpływem dużych obniżek przez inne banki centralne w regionie oraz w USA i Eurolandzie) spadły do zera - przyznał w komentarzu Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Wysokie stopy to dobre stopy
- Mamy wysokie dodatnie stopy procentowe, one mrożą, one pilnują inflacji. Bazowa inflacja jest powyżej 6 proc. Obserwujemy tę bazową, to jest dla nas bardzo istotne. Ona spada, ale wolno spada, nie chcielibyśmy zakłócić tego spadku. Tego od nas oczekuje konstytucja, ustawa i tego się pilnujemy - powiedział prezes Glapiński.
Jest to zaskakująca zmiana retoryki sternika polskiej polityki pieniężnej. Albowiem przez poprzednie siedem lat sprawowania urzędu prezes NBP Adam Glapiński słynął z lekceważenia zagrożeń inflacyjnych i tolerowania stanu, w którym inflacja CPI znacząco odchyla się od statutowego celu, a realne stopy procentowe pozostają głęboko ujemne. Nastawienie prezesa uległo jednak zmianie po październikowych wyborach parlamentarnych w Polsce.


* kończący wykres "wyskok" realnej stopy procentowej na terytorium dodatnie opiera się o prognozę inflacji CPI za styczeń. Rynkowy konsensus zakłada jej spadek do 4,2% z 6,2% w grudniu. Dane poznamy 15 lutego.
- Do niedawna prezes NBP mówił, że stopy realne blisko -3 proc. zabijają gospodarkę. Dzisiaj zauważa, że trwa ich dalszy wzrost (a więc zacieśnienie polityki), ale działają tylko mrożąco. Inflacyjny optymizm prezesa został zamieniony na sceptycyzm. Pojawiło się dużo komentarzy na temat inflacji bazowej, jej wysokiego poziomu bieżącego i wolniejszego spadku niż CPI - wskazał Benecki.
Lutowe tezy prezesa Glapińskiego pozwalają oczekiwać, że nominalne stopy procentowe w NBP pozostaną na niezmienionym poziomie do końca roku, czyli w wysokości 5,75% w przypadku stopy referencyjnej. Oznacza to, że realna stopa procentowa w Polsce będzie rosła wraz ze spadkiem inflacji CPI. Ta już w marcu może przejściowo znaleźć się nawet poniżej 3%, a później zacznie rosnąć.


To, jak mocno wzrośnie, zależeć będzie od decyzji politycznych w sprawie zerowego VAT-u na żywność oraz administracyjnie zaniżonych cen energii elektrycznej i gazu dla gospodarstw domowych. W przypadku natychmiastowego porzucenia obu rozwiązań, w drugiej połowie roku inflacja CPI może wzrosnąć do 8% - wynika z analiz Narodowego Banku Polskiego. Dlatego perspektywy dla „szerokiej” inflacji CPI na drugie półrocze są bardzo niepewne. Co innego z inflacja bazową – czyli wskaźnikiem cen nieobejmującym żywności, paliw i energii. Ta może się nadal obniżać, aczkolwiek najprawdopodobniej w dotychczasowym, bardzo powolnym tempie.
Polski złoty lubi mocne stopy
- Naszym zdaniem prezes ponownie przyznał, że RPP toleruje umocnienie złotego. W części o utrzymaniu stóp szybko przeskoczył do mówienia o umocnieniu złotego i powtórzył, że to działa dezinflacyjnie - stwierdził Benecki.
To także zmiana o 180 stopni względem stanu sprzed dwóch czy trzech lat, gdy kierownictwo Narodowego Banku Polskiego robiło, co tylko mogło, aby osłabić złotego.
- Kurs złotego jest niezwykle mocny, co ma także pewne negatywne skutki. Każda rzecz w gospodarce ma swoje dwie strony. Mocny kurs utrudnia na przykład życie importerom. No i nie ma zysku NBP, mamy ten problem ujemnego kapitału tak jak w innych bankach. Ten ujemny kapitał narasta także ze względu na wysoki poziom stóp procentowych. Nie są to jednak problemy, które spędzają sen z oczu zwykłych obywateli - powiedział ten sam szef NBP, który jeszcze parę lat temu sztucznie osłabiał złotego w sylwestra, aby „dowieźć” wyższy zysk banku centralnego i przekazać go do budżetu państwa.
Być może dlatego rynek walutowy jakoś tak bez przekonania reagował na czwartkowe słowa prezesa NBP. Owszem, ruch w dół na kursie euro był widoczny, natomiast nie był on zbyt dynamiczny jak na wagę i znaczenie wypowiadanych słów. Podczas wystąpienia prezesa Glapińskiego kurs EUR/PLN spadł o ok. 2,5 grosza.
W piątek rano euro było notowane po 4,3140 zł. A zatem w dalszym ciągu powyżej lokalnego minimum sprzed tygodnia (4,3005 zł) oraz wyraźnie powyżej grudniowego dołka (4,2881 zł), gdy nasza waluta w relacji do euro był najmocniejsza od lutego 2020 roku.
Niemniej jednak zapowiedź utrzymania stop procentowych w NBP na niezmienionym poziome przez cały 2024 rok w kolejnych tygodniach i miesiącach powinna pozytywnie wpływać na notowania polskiego złotego. Tym bardziej że do luzowania polityki pieniężnej przymierzają się najważniejsze banki centralne świata. Rynek oczekuje, że zarówno Fed, jak i EBC najpóźniej w drugim półroczu zaczną obniżać stopy procentowe. Poprawia się więc parytet oczekiwanych stóp procentowych pomiędzy Polską a rynkami bazowymi.
Teoretycznie to pozytywna wiadomość dla polskiej waluty. Pamiętajmy jednak, że na kurs walutowy wpływają także setki innych czynników. Sama różnica w stopach procentowych – choć bardzo ważna – nie determinuje automatycznie umocnienia złotego. Tym bardziej że w ujęciu realnym (tj. po uwzględnieniu zakumulowanych różnic w inflacji pomiędzy Polską a strefą euro) już pod koniec 2023 roku złoty był najmocniejszy od 15 lat. Ba, realny efektywny kurs walutowy (REER) zbliżył się do historycznie rekordowo wysokich poziomów. Na dłuższą metę utrzymanie takiej sytuacji wymaga, aby inflacja w Polsce znalazła się blisko poziomów dla strefy euro. Obecnie jest to ok. 3%.