"Aby każdy mógł kupić to, czego potrzebuje. Limit trzech ogórków na klienta" - takie i podobne tabliczki pojawiły się przy brytyjskich stoiskach z warzywami. Po pustkach przed świętami i zdjęciami środków chemicznych zamiast rzeczywistych produktów Wyspy ponownie stają przed problemem reglamentacji. Tym razem sprawa dotyczy głównie warzyw.


Czołowe brytyjskie markety tj. Asda, Morrisons, Aldi i Tesco nałożyły ograniczenia na dostępną liczbę produktów na jednego klienta. Reglamentacja dotyczy warzyw i owoców, a przede wszystkim pomidorów, papryki i ogórków.
"Jedzcie rzepę zamiast pomidorów"
- Niedobory mogą potrwać nawet do miesiąca. Pracujemy nad alternatywnymi metodami pozyskiwania dostaw - poinformowała w Izbie Gmin Teresa Coffey, sekretarz środowiska. Zapewniła, że rząd rozpoczął rozmowy z producentami żywności, by w przyszłości uniknąć takich problemów. Sklepy i dostawcy za zaistniałą sytuację winią przede wszystkim złą pogodę w południowej Europie i Afryce. - Dostawy żywności nie są zagrożone - kilka razy powtarzała sekretarz.
Brytyjczycy otrzymali także kilka bezcennych rad od partii rządzącej, w tym konserwatywnej polityk Selaine Saxby, która stwierdziła, że mieszkańcy Wysp powinni jeść sezonowe produkty i wspierać rodzime farmy, co pozwoliłoby uniknąć wielu problemów. "Jedzcie rzepę, zamiast myśleć o sałatach i pomidorach".
Po trzy i ani grama więcej
Obecnie klienci Tesco mogą kupić podczas jednej wizyty: trzy pomidory, trzy papryki i trzy ogórki. Podobne instrukcje wprowadził Aldi. Asda ma podobne ograniczenia, ale rozszerzyła listę produktów. Reglamentacja dotyczy u nich także: sałaty, torebek z mieszankami sałat, brokułów, kalafiora i malin. Najdalej poszedł Morrisons, który nie pozwala kupić więcej niż dwa ogórki, dwa pomidory dwie sałaty i dwie papryki.
Jak na razie inne supermarkety tj. M&S, Sainsbury's, Lidl i Waitrose nie wprowadzą ograniczeń - wylicza BBC News. Martey narzekają jednak, że właściciele małych sklepów przychodzą do nich i wykupują towar, by położyć u siebie na półkach.
To wina brexitu czy zimnej Hiszpanii?
Oprócz niesprzyjających warunków pogodowych, producenci w Wielkiej Brytanii borykają się z wysokimi kosztami energii, które wzrosły średnio pięciokrotnie (na Wyspach objęte reglamentacją warzywa muszą być uprawiane w szklarniach, w których temperatura musi się utrzymywać na poziomie 21 stopni). Już wcześniej największy brytyjski hodowca ogórków Green Acre Salads alarmował w BBC News, że w tym roku będzie uprawiał ich mniej i rozpocznie później sadzenie, przez co będzie miał zbiory tylko dwa razy w roku, a nie jak do tej pory trzy. Wzrosły też ceny nawozów. Jednak jak zaznaczają importerzy, hurtownicy i detaliści, wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej nie jest głównym czynnikiem.
Zdaniem ekspertów Wyspy na razie jeszcze w pełni nie odczuwają zmian, jakie zafundował im brexit, jeśli chodzi o świeże produkty wwożone za Kanał. Co prawda przepisy wymagają zgłoszenia przewozu celnikom, ale kontrole graniczne mają zostać w tej mierze wprowadzone dopiero 1 stycznia 2024 roku. Poza tym znaczna część świeżych produktów pochodzi z Maroka, gdzie pogoda wybitnie nie dopisała. Podobnie w Hiszpanii, która zmaga się z niskimi temperaturami, które wpłynęły na plony.
Ale... jak określa Ksenia Simovic, starszy doradca ds. polityki w Copa-Cogeca, grupie reprezentującej rolników i spółdzielnie rolnicze w UE, państwa wspólnoty korzystają m.in. na lepiej skoordynowanych łańcuchach dostaw, a co za tym idzie, lepiej poradzą sobie w przypadku niedoborów.
Nie byłyby to pierwsze poważne braki, z jakimi muszą zmierzyć się brytyjscy konsumenci. We wrześniu zeszłego roku informowaliśmy o pustych półkach i gigantycznych kolejkach przed sklepami, a niestety w październiku było niewiele lepiej - tyle że tym razem, by nie epatować brakami, sklepy postawiły w miejsce produktów, zdjęcie opakowań.






















































