Inflacja jest immanentnym elementem współczesnego ładu monetarnego. Zwykle okrada łagodnie i po cichu, ale są też takie okresy, gdy zdejmuje maskę i w biały dzień pozbawia nas znacznej części oszczędności. Przed tym rabunkiem można się obronić, choć nie jest to takie łatwe.
![Jak pokonać inflacyjnego rabusia? Nowy darmowy e-book Bankier.pl [Pobierz]](https://galeria.bankier.pl/p/0/2/44ad7cacfb66d3-948-568-0-119-1773-1063.jpg)
![Jak pokonać inflacyjnego rabusia? Nowy darmowy e-book Bankier.pl [Pobierz]](https://galeria.bankier.pl/p/0/2/44ad7cacfb66d3-948-568-0-119-1773-1063.jpg)
Żeby pomóc Państwu z tym zagadnieniem, przygotowaliśmy darmowy e-book, w którym wyjaśniamy i przybliżamy sposoby ochrony swoich pieniędzy w tych niepewnych czasach.
E-book Nie istnieje jeden niezawodny antyinflacyjny superbohater.
W zależności od jej charakteru i fazy cyklu koniunkturalnego inne klasy
aktywów stanowią lepsze zabezpieczenie.
Masz pytanie? Napisz na sklep@bankier.plInflacja zjada twoje oszczędności. Sprawdź, jak je (o)chronić
Dlatego z inflacją najlepiej jest walczyć przy wsparciu
całej drużyny instrumentów - i właśnie o tym traktuje niniejszy poradnik
Pobierz e-book bezpłatnie lub kup za 20 zł.
Czym jest inflacja?
Stabilny pieniądz jest symbolem silnego państwa i zdrowej gospodarki, pieniądz permanentnie słabnący jest tego przeciwieństwem. Za modelowy przykład może posłużyć Cesarstwo Rzymskie, które przez pierwsze 200 lat swego istnienia cechowało się niskimi podatkami, stabilnymi cenami i solidnym wzrostem gospodarczym, ale później cesarze zaczęli „psuć” pieniądz, zmniejszając zawartość srebra w bitych przez siebie monetach. Władcy potrzebowali coraz więcej pieniędzy na rozbudowę infrastruktury państwa oraz na niekończące się wojny wymuszające utrzymanie licznych armii. Rzymska hiperinflacja z III wieku – gdy ceny wzrosły o 15 000 proc. w ciągu stulecia – stała się gwoździem do trumny imperium i zubożenia jego mieszkańców.
ReklamaRzymska lekcja niczego nie nauczyła współczesnych władców. Przez ponad sto lat dolar amerykański był w pełni wymienialny na złoto. W latach 1834-1932 uncja kruszcu była równa 20,69 USD (wcześniej było to 19,49 USD). Mówiąc inaczej: nieco ponad 20 USD można było wymienić na 31,1 gramów czystego złota. Dziś, aby nabyć taką samą ilość kruszcu, potrzeba niemal 1750 USD. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 90 lat siła nabywcza najważniejszej waluty rezerwowej świata zmalała o 98,8 proc. Tak działa inflacja w długim terminie: niszczy siłę nabywczą oszczędności i wynagrodzeń wypłacanych w „papierowym” pieniądzu.
Inflacja jest „procesem trwałego wzrostu cen w gospodarce związanym ze spadkiem siły nabywczej pieniądza krajowego” – taka definicja znajduje się na stronie Narodowego Banku Polskiego. Na dłuższą metę zawsze jest skutkiem wzrostu podaży pieniądza, ale nie każdy wzrost podaży pieniądza prowadzi do wzrostu inflacji. Tak samo nie każdy wzrost cen oznacza inflację. Indywidualna inflacja jest trudna lub wręcz niemożliwa do zmierzenia, ponieważ każdego z nas uderza z inną siłą w zależności od indywidualnego profilu konsumpcji, dochodu i majętności. Dlatego właśnie ekonomiści posługują się różnymi miarami inflacji.
Jak mierzy się inflację?
Najpopularniejszym miernikiem tempa spadku siły nabywczej pieniądza jest wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych (CPI) zwykle publikowany przez państwowy urząd statystyczny. W Polsce mierzeniem cen w gospodarce zajmuje się Główny Urząd Statystyczny, który obok CPI publikuje jeszcze wiele innych wskaźników cen (np. deflator PKB, ceny producentów – PPI, ceny skupu płodów rolnych etc.). Warto mieć przy tym świadomość, że wszystkie te miary inflacji mimo najszczerszych chęci statystyków zawsze będą niedoskonałe i mogą co najwyżej przybliżyć nam pewien uśredniony jej poziom.


Na świecie zwykle najpopularniejszą miarą inflacji jest dynamika wskaźnika CPI, czyli koszyka cen dóbr nabywanych przez konsumentów. Nie ma w nim zarówno mitycznych już lokomotyw (oraz innych dóbr produkcyjnych), jak również np. nieruchomości czy aktywów finansowych. Zwykle – równie błędnie, co powszechnie – termin „inflacja” utożsamiany jest z roczną dynamiką wskaźnika CPI, czyli ze wzrostem koszyka cen dóbr konsumpcyjnych za ostatnie 12 miesięcy. Mówimy więc, że np. w czerwcu 2022 roku inflacja CPI wyniosła 15,6 proc.
Warto jednak mieć świadomość, że jest to proces, który swój niszczący charakter objawia dopiero w skali lat czy nawet dekad, albowiem inflacja jest drogą w jedną stronę – nawet niska/niższa inflacja CPI wciąż oznacza, że ceny rosną. Dopiero proces odwrotny – czyli deflacja (rozumiana jako wzrost siły nabywczej pieniądza) – oznacza spadek cen. Z taką sytuacją w historii III RP mieliśmy do czynienia tylko raz – w latach 2014-16, gdy dzięki taniej ropie naftowej i niskim cenom żywności roczna dynamika CPI wykazywała wartości ujemne (od -1,0 do -1,6 proc.).
Inflacja okrada nas z oszczędności
Uważam, że zjawisko inflacji należy rozpatrywać w długim terminie, zamiast emocjonować się statystykami z jednego miesiąca czy nawet roku, bo nawet gdy „dłuższym terminie” pozostaje ona „niska”, to siła nabywcza naszych pieniędzy nieodwracalnie maleje. W horyzoncie wieloletnim nawet ułamki punktu procentowego czynią ogromną różnicę, a to dlatego, że niszczący wpływ inflacji kumuluje się w czasie. Nawet gdyby przez 20 lat Radzie Polityki Pieniężnej każdego miesiąca udało się utrzymać inflację CPI dokładnie na docelowym poziomie 2,5 proc., to w tym czasie koszty życia wzrosną o prawie 64 proc., a siła nabywcza złotego spadnie o blisko 40 proc.


Dlatego jestem przekonany, że w długim terminie warto patrzeć nie tylko na samą dynamikę inflacji, ale na jej skumulowane skutki. Jeśli przyjąć za punkt odniesienia rok 1998, to do końca kwietnia 2022 roku indeks CPI wzrósł już o 111,3 proc. Oznacza to więcej niż podwojenie się cen dóbr konsumpcyjnych w ciągu nieco ponad 23 lat albo – mówiąc inaczej – w tym okresie siła nabywcza polskiego złotego oficjalnie zmalała o 52,7 proc. i to w dodatku przy „umiarkowanie wysokiej” inflacji CPI, średniorocznie wynoszącej jedynie 3,26 proc.
Co się stanie z siłą nabywczą naszych oszczędności przy założeniu wyższej inflacji, znakomicie ilustruje poniższy wykres.


Jak widać, inflacja niczym dyskretny złodziej nieustannie okrada nas z oszczędności i obniża realną wartość naszych wynagrodzeń. Niezależnie od tego, czy aktualnie jest wysoka, średnia czy niska, warto się przed nią bronić. Przy tym nie chodzi o to, aby za wszelką cenę starać się bić ją w każdym roku. To się mało komu udaje. Rzecz w tym, aby na dłuższą metę nasz portfel przyniósł stopę zwrotu przewyższającą inflację w danym okresie.
W co inwestować, by ochronić się przed inflacją?
Przy czym nie istnieje jeden niezawodny antyinflacyjny superbohater. W zależności od jej charakteru i fazy cyklu koniunkturalnego inne klasy aktywów stanowią lepsze zabezpieczenie.. Przez ostatnie miesiące najlepiej w tej roli spisywały się inwestycje w surowce, wcześniej najwyższe stopy zwrotu oferowały akcje czy kryptowaluty, za jakiś czas zapewne nadejdzie moment na obligacje, a może też lokaty bankowe. W naprawdę długim horyzoncie – liczonym latami albo wręcz dekadami – dobre zabezpieczenie oferuje złoto oraz nieruchomości. Dlatego z inflacją najlepiej jest walczyć przy wsparciu całej drużyny instrumentów, zamiast na gwałt szukać tego jednego jedynego antyinflacyjnego superbohatera.