W ekonomii głównego nurtu wciąż pokutuje pogląd, że „niska” inflacja jest niegroźna i że jest wręcz stanem pożądanym i korzystnym. Mało kto dodaje, że nawet oficjalnie niska inflacja dewastuje oszczędności.


Inflacja jest procesem spadku siły nabywczej pieniądza. Dostrzegasz ją, gdy za tę samą ilość pieniądza możesz kupić coraz mniej dóbr. Jednym z przejawów inflacji jest wzrost cen. Problem w tym, że ceny różnych dóbr rosną w różnym tempie. Zatem inflacja każdego uderza w inny sposób i z różną siłą. Nie istnieje obiektywny „poziom cen w gospodarce”. Gospodarka jest systemem ciągle zmieniających się cen milionów towarów i usług. Statystyki, które co miesiąc publikuje Główny Urząd Statystyczny, są jedynie niedoskonałą próbą oszacowania tempa wzrostu cen pewnego koszyka dóbr konsumpcyjnych.


Wskaźnik CPI (consumer price index – indeks cen dóbr konsumpcyjnych) jest zatem tylko jednym z mierników inflacji, a nie inflacją samą w sobie. Jest to miernik bardzo niedoskonały, ale najszerzej rozpowszechniony. Nawet w trwającym w Polsce w latach 2014-16 epizodzie deflacyjnym ceny wielu dóbr i usług poszły w górę. Drożało prawie wszystko z wyjątkiem paliw i niektórych towarów żywnościowych.
Pomimo zakończenia epizodu deflacji cenowej w opinii ekonomistów i komentatorów głównego nurtu inflacja w Polsce pozostaje „niska”. Twierdzą oni, że dopiero wzrost kosztów życia o przynajmniej 2-3 proc. rocznie jest objawem "zdrowego" wzrostu gospodarczego. W mojej ocenie to pogląd mocno dyskusyjny i wręcz nieprawdziwy. Jednak w tym tekście zajmiemy się tylko przemilczanym na ogół destrukcyjnym wpływem inflacji na oszczędności.
Według GUS od początku 2017 roku dynamika CPI oscylowała wokół 2 proc. rocznie. Inflacjoniści twierdzą, że to mało. Członkowie RPP nie chcą podnieść stóp procentowych, argumentując, że dynamika CPI pozostaje niższa od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.). Aby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, dodajmy, że w Polsce od wielu lat mamy wysoką inflację monetarną – dynamika podaży pieniądza (agregat M3) regularnie przekracza 5 proc. rocznie.
Jak „niska” inflacja dziesiątkuje oszczędności
Jeśli nawet przyjmiemy, że inflacja w Polsce wynosi ok. 2 proc., to z punktu widzenia oszczędzających jest to wskaźnik nieakceptowalnie wysoki. Wystarczy przeprowadzić kilka prostych obliczeń. Załóżmy, że mamy 10 tys. złotych oszczędności i rok w rok pieniądz traci na wartości 2 proc. Po 10 latach ta „niska” i rzekomo niegroźna inflacja pozbawi nas 18,3 proc. siły nabywczej naszych oszczędności. Po 20 latach stracimy jedną trzecią. Po 35 latach realnie zostanie nam tylko połowa!
Ale zdaniem decydentów z RPP 2 proc. to wciąż za mało. Oni woleliby 2,5 proc. Za dopuszczalne uznają nawet 3,5 proc. Gdyby inflacja utrzymała się na poziomie 2,5 proc. rocznie, to przez 10 lat siła nabywcza naszych oszczędności spadłaby o 22,4 proc. Połowę pieniędzy realnie utracilibyśmy po 28 latach. W sytuacji stałej inflacji rzędu 3,5 proc. rocznie w 10 lat tracimy 30 proc., a w 20 lat 51 proc. siły nabywczej. To są rezultaty dewastujące portfele oszczędzających.


W ciągu ostatnich 20 lat średnia inflacja CPI w Polsce wyniosła 3,32 proc. Średnia za ostatnie 10 lat to 1,95 proc. Wynik ostatniej pięciolatki (0,33 proc.) jest zniekształcony przez okres statystycznej deflacji wywołany zdarzającym się nie częściej niż raz na kilkanaście lat mocnym spadkiem cen ropy naftowej.
Inflacja kasuje podwyżki płac
Nawet jeśli nie masz oszczędności, to inflacja także rujnuje twoje finanse. Przy inflacji rzędu 2 proc. rocznie koszty życia podwoją się w ciągu 35 lat, a w ciągu dekady wzrosną o niemal 22 proc. Przy „niskiej”, 2,5-procentowej inflacji (uznawanej przez NBP jako „stabilność cen”), ceny podwoją się po 28 latach, a w ciągu lat 10 podniosą się o 28 proc. Przy wzroście o 3,5 proc. ceny ulegną podwojeniu w 20 lat, a w ciągu dekady rosną o 41 proc. I teraz sprawdź, ile zarabiałeś 10 lat temu. Zarabiasz teraz o 28 proc. więcej? Jeśli tak, to gratuluję – udało ci się jedynie nie przegrać z "niską" inflacją.
Jaki stąd wniosek? Dla naszych finansów każda inflacja jest niekorzystna. Nawet inflacja powszechnie określana jako „niska” jest na dłuższą metę niszcząca. Różnica między inflacją „niską” i wysoką jest tylko jedna. Niska zabija powoli, a wysoka w kilka lat pozbawia nas oszczędności. I pewnie dlatego większość z nas usiłuje bronić się tylko przed tą drugą. Z tą pierwszą przegrywamy bez walki.