Przez trzy miesiące kredytobiorcy nie będą regulować rat – takie jest założenie akcji „Zero haraczu” przygotowywanej przez Stowarzyszenie „Stop Bankowemu Bezprawiu”. Kredytowy strajk frankowców ma być elementem nacisku na banki w sprawie restrukturyzacji zobowiązań denominowanych i indeksowanych do walut obcych.
Stowarzyszenie grupujące zbuntowanych frankowców przygotowuje manifestację w Warszawie. Zapowiedziane na 10 września wydarzenie ma być początkiem akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa. Kredytowy strajk będzie polegać na wstrzymaniu się ze spłacaniem rat przez kolejne trzy miesiące. Po tym czasie, jak wskazał sekretarz stowarzyszenia w wypowiedzi dla TVN24BiS, osoby, które nie chcą kontynuować protestu będą mogły spłacić zaległość.


Celem akcji, oprócz przypomnienia opinii publicznej o problemie kredytobiorców, ma być demonstracja siły poprzez wpłynięcie na gospodarkę finansową banków. Zobowiązania z ponad 90-dniowym opóźnieniem w spłacie kwalifikowane są jako należności zagrożone. Banki będą musiały utworzyć na nie rezerwy, „zamrażając” fundusze kredytodawców i ograniczając możliwość rozwoju akcji kredytowej.
Pomysłodawcy akcji nie spodziewają się poważnych konsekwencji dla uczestników protestu. Ich zdaniem banki nie będą w stanie wypowiedzieć umów, a BTE jako instrument odzyskiwania należności nie może już zostać użyty.
Bunt kredytobiorców – kolejne podejście
Pomysł bojkotu banków nie po raz pierwszy pojawia się w dyskusjach frankowców. Postulaty wycofywania depozytów z banków zaangażowanych w udzielanie kredytów walutowych czy opóźniania opłacania rat podnoszono wielokrotnie po zeszłorocznym „czarnym czwartku”. Tym razem jednak idea ma szansę zyskać szersze wsparcie.
Aby znaleźć odbicie w wynikach banków, akcja musiałaby zyskać masową popularność. Dla środowiska zbuntowanych kredytobiorców będzie to sprawdzian skuteczności działania. Zapowiedź ustawowego rozwiązania „kwestii frankowej” podtrzymywała nadzieję na mniej lub bardziej korzystne rozstrzygnięcie. Na początku sierpnia stało się jednak jasne, że temat odsunięto na dalszą przyszłość, a sprawa stabilności sektora bankowego zyskała przewagę nad realizacją obietnic wyborczych i interesami grupy kredytobiorców. Najbardziej aktywni frankowcy są słusznie rozczarowani i zdeterminowani, by o sobie przypomnieć. Czy jednak pociągną za sobą milczącą do tej pory większość „przywiązanych do franka”?
Z perspektywy indywidualnego uczestnika przyszłego protestu zaprzestanie spłaty zobowiązań może okazać się gestem, który pozostawi po sobie trwały ślad. Przypomnijmy, że po 60 dniach bank ma prawo, bez zgody kredytobiorcy (wyłącznie go informując), przekazać informację o zaległości do Biura Informacji Kredytowej. Wpis o opóźnieniu będzie figurować w bazie danych przez następnych 5 lat. Jednorazowy epizod niesolidności poskutkuje co najmniej trudniejszym dostępem do różnego typu kredytów w przyszłości, jak również gorszymi warunkami cenowymi.
Opóźnienia w spłacie to również narażenie się na dodatkowe koszty – monitów, przypomnieć, odsetek karnych. To cena jaką trzeba zapłacić za gest, napychająca kieszenie tym samym bankom, które stawia się pod pręgierzem. Można oczekiwać, że unikając negatywnego rozgłosu, kredytodawcy będą ostrożnie korzystać z możliwości wypowiedzenia umowy. Warto jednak pamiętać, że mają taką możliwość (nieraz już po dwóch kolejnych nieopłaconych ratach), chociaż nadzór wyraźnie wymaga, by przed sięgnięciem po takie instrumenty spróbować dialogu z klientem.
Przeczytaj także
Czy frankowcy zaskoczą banki?
Dane dotyczące kredytów frankowych sugerują, że znacząca większość kredytobiorców do tej pory unikała poważniejszych opóźnień. Udział w akcji oznaczałby dla nich zdobycie się na pierwszą, umyślną niesolidność. Można wątpić, czy zdecydują się na taki krok, nawet jeśli moralnie popierają ideę protestu i są rozczarowani kierunkiem, w którym toczą się sprawy ustawowych regulacji. Jeśli stowarzyszeniom zbuntowanych frankowców nie uda się wytworzyć atmosfery masowego ruchu i porwać niezdecydowanych, zwycięży pragmatyzm.
W ostatnich latach podobną lekcję przerobili amerykańscy studenci obciążeni kredytami edukacyjnymi. Kredytowy strajk pod szyldem The Debt Collective nie okazał się masowym ruchem. Zwrócił jednak uwagę opinii publicznej na problem prywatnych uczelni windujących czesne i nie dających w zamian przydatnych na rynku pracy umiejętności. Był także zalążkiem interesującej akcji wykorzystującej crowdfunding – wykupienia długów z pożyczek studenckich od firm windykacyjnych za ułamek ich wartości i uwolnienia z zadłużenia ponad 9 tys. żaków uczęszczających do college`ów sieci Corinthian.