Po raz ostatni Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe 29 czerwca 2006 r. 3303 dni, które minęły od tamtej pory to prawdziwa epoka – dość pomyśleć, że wielu inwestorów, analityków i ekonomistów w czasie swojej kariery nigdy nie przeżyło momentu, w którym najważniejszy bank centralny świata podniósł stopy.


Perspektywa wyjścia z największego eksperymentu monetarnego w historii świata niesie za sobą szereg niewiadomych. Sytuacja jest o tyle zastanawiająca, że o ile wiodące banki centralne wchodziły do tego eksperymentu ramię w ramie, o tyle teraz Fed mówi o jego zakończeniu w momencie, w którym EBC „dopiero się rozkręca”.
Mimo wszystko wciąż nie postawiłbym dużych pieniędzy na to, że Rezerwa Federalna faktycznie podwyższy stopy już w tym roku. Od lat jesteśmy przez banki centralne karmieni wizją, że „jeżeli nie w tym, to w przyszłym roku sytuacja już na pewno się unormuje”. Póki co Fed idzie w zaparte, ale jeszcze niedawno wydawało się, że Bank Anglii jest całkowicie zdeterminowany, by szybko podnieść stopy, po czym drugi najstarszy bank centralny świata raptownie zmienił nastawienie.
Wymówek z pewnością nie zabraknie – jeżeli nie dostarczy jej sama amerykańska gospodarka (w tym kontekście warto pamiętać, że niebawem BEA zmieni nieco sposób liczenia PKB), to jako pretekstu użyć można spowolnienie w Chinach czy permanentny kryzys w Europie. Ostatecznie Fed, tak jak inne banki centralne, odpowiedzialny jest – w najlepszym wypadku – jedynie przed Bogiem i historią. Nie tak dawno Alan Greenspan przyznał, że się pomylił, za kilka lat z powodzeniem podobną deklarację złożyć mogą Bernanke i Yellen.
Z polskiej perspektywy szczególnie istotna będzie reakcja inwestorów zagranicznych, którzy po podniesieniu stóp w USA mogą zacząć wycofywać kapitał z rynków wschodzących, do których wciąż zaliczany jest nasz kraj. Warto na ten moment być odpowiednio przygotowanym, o czym pamiętać powinien zarówno minister finansów, jak i drobny inwestor.