Czwartkowa decyzja Europejskiego Banku Centralnego zdołowała notowania euro, choć sam komunikat frankfurckiej instytucji można było odebrać jako "jastrzębi". Był to jednak jeden z tych dni, gdy nic nie było takie, jakie wydaje się, że jest.


Zacznijmy od faktów. Dzień wcześniej Rezerwa Federalna dokonała oczekiwanej podwyżki stóp procentowych i zasygnalizowała, że do końca roku wykona jeszcze dwa ruchy w górę po 25 pb każdy. Czyli o jeden więcej, niż wcześniej sądzono. Ten stosunkowo "jastrzębi" przekaz Fedu nie wzmocnił dolara.
Za to kurs EUR/USD runął w dół w czwartek punktualnie o 13:45. W tym momencie pojawił się komunikat Europejskiego Banku Centralnego, który zawierał dwie niezwykle istotne informacje. Po pierwsze, EBC zdecydował się wydłużyć (i przy okazji zmniejszyć o połowę) program QE tylko do końca roku i definitywnie go zakończyć. Po drugie, obietnica utrzymania zerowych (a w przypadku oprocentowania depozytów wręcz ujemnych) stóp procentowych została zamknięta do połowy 2019 roku. Aż do dzisiaj obietnica darmowego pieniądza z EBC była bezterminowa.
Oznacza to w perspektywie następnych 6-12 miesięcy istotne zaostrzenie (a raczej powolną normalizację) polityki pieniężnej w strefie euro. Tymczasem rynek zareagował tak, jakby EBC zdecydowanie zwiększył skalę QE! Kurs EUR/USD dosłownie się załamał, w ciągu dnia zniżkując o 1,8%. Jak na główną parę walutową świata, to zmiana bardzo duża. Zresztą był to najsilniejszy dzienny spadek kursu euro-dolar od dnia ogłoszenia wyników brytyjskiego referendum dwa lata temu.
Euro kończyło czwartkowy handel wyceniane na 1,1579 dolara. To aż o dwa centy niżej, niż na rozpoczęciu czwartkowych notowań.
A ponieważ polski złoty stracił do i tak zdruzgotanego euro, to efekty na parze dolar-złoty były opłakane. W czwartek wieczorem amerykańska waluta kosztowała 3,70 zł - a więc o ponad 7 groszy więcej niż w środę.
Krzysztof Kolany