Resort pracy chce zwiększenia przychodów do FUS-u o nawet 8 mld zł. Po to, by pokryć koszty planowanego obniżenia wieku emerytalnego. Składkami obciążona ma być każda zawarta umowa cywilnoprawna. Ponadto rozważa się zniesienie ryczałtowej składki do ZUS-u płaconej przez przedsiębiorców i wprowadzenia w to miejsce składki procentowej od przychodów samozatrudnionego. Ich realne obciążenia mogą wzrosnąć nawet o 25%!


Od umów zlecenia płaci się składki do ZUS-u, więc tu sprawa jest jasna. Resort chce przede wszystkim objąć obowiązkiem składkowym umowy o dzieło, na podstawie których pracuje ok. pół miliona osób. Przyjmując, że średnia kwota wynagrodzenia za dzieło wynosi 1,3 tys. zł brutto, to po ich oskładkowaniu w najlepszym wypadku uzyskamy 2,5 mld zł dodatkowego dochodu do FUS-u. Prawdopodobnie spora grupa zatrudnionych na tej podstawie osób dostanie propozycję nie do odrzucenia – albo zaakceptują niższy dochód netto kompensujący wzrost kosztów składkowych po stronie pracodawcy, albo przejdą do szarej strefy. Można założyć, że w ten sposób rząd powiększy też pulę rodzin, które załapią się na program 500+ już na pierwsze dziecko.
W rzeczywistości największym problemem w przypadku umów o dzieło nie jest fakt, że są one nieoskładkowane, ale to, że pracodawcy nagminnie naruszają przepisy prawa pracy, zawierając tego typu umowy z osobami, które powinny pracować na podstawie umowy o pracę . Oskładkowanie nie rozwiąże tego problemu, a może je jeszcze pogłębić, bo instytucje kontrolne państwa, m.in. Państwowa Inspekcja Pracy, nie mają praktycznie żadnych skutecznych narzędzi i instrumentów do tego, by zachęcać lub wymusić na nieuczciwych pracodawcach, by ci zawierali ze swoimi „zleceniobiorcami” lub „wykonawcami dzieła” umowy o pracę.
Przeczytaj także
Składki przedsiębiorców wzrosną o 25%?
Skoro rząd planuje, a wiele na to wskazuje, uzyskać dodatkowe 2,5 mld zł dochodów do FUS-u z tytułu umów o dzieło, to od przedsiębiorców będzie chciał wyciągnąć przynajmniej 5 mld zł. Wg GUS-u na 1,82 mln firm w Polsce aż 93% to osoby prowadzące własną działalność gospodarczą. Oznacza to, że samozatrudnionych mamy nie 1,5 mln, tylko ok. 1,7 mln. Szacując, że 90% z nich wpłaca regularnie składki do ZUS-u, otrzymujemy kwotę 19 mld zł. Tyle mniej więcej przedsiębiorcy wpłacają do FUS-u w ciągu roku – to prawie 15% łącznych dochodów z tytułu składek.
ReklamaJeżeli resort pracy zakłada, że uzyska od samozatrudnionych dodatkowe 5 mld zł to oznacza, że realnie chce zwiększyć łączne składkowe obciążenia przedsiębiorców o prawie 25%. Innymi słowy, dzisiaj płacą oni 1030 zł składki, a według planu płacić mają przeciętnie 1300 zł.
Składki od przychodów
Resort nie chce jednak zwiększać ryczałtu, a uzależnić wielkość składki od przychodów. Nie bez powodu, bo niektórzy samozatrudnieni mają miesięczne przychody na poziomie kilkudziesięciu tysięcy złotych, a ich obciążenia składkowe ustalone są na poziomie dochodów pracownika zatrudnionego na kasie w supermarkecie.
Przeczytaj także
Przychód jest wygodniejszy, bo z uwagi na skomplikowane prawo podatkowe i dużą liczbę możliwości tworzenia kosztów (często sztucznych), wielu przedsiębiorców wykazuje bardzo niski dochód. Przedsiębiorcy od lat apelują, by obowiązek składkowy powstawał dopiero w momencie uzyskania przez nich dodatniego wyniku finansowego, ale istnieje realna obawa, że wówczas doszłoby do absurdalnej sytuacji, w której większość polskich przedsiębiorców latami wykazywałoby tylko i wyłącznie stratę. Kilka lat temu pojawiła się propozycja, by składki przedsiębiorców były zależne od dochodów i wynosiły od 400 zł do 2400 zł miesięcznie, ale została ona silnie skrytykowana z wyżej wymienionych powodów.
Niemniej oskładkowanie przychodów też ma wady, bo tam, gdzie mamy niskie marże, stosunkowo wysoka składka mogłaby stanowić o opłacalności biznesu. Z drugiej strony, w rozmowach na temat wielkości składek płaconych przez przedsiębiorców pomija się fakt, że przedsiębiorcy w zasadzie nie pobierają emerytur. Aktualnie świadczenia pobiera 76 tys. przedsiębiorców. Płacą, bo muszą, ale ich zabezpieczeniem emerytalnym nie są składki, tylko biznes i ewentualna udana sukcesja (nie licząc tych, którzy powinni być etatowymi pracownikami, ale otworzyli działalność gospodarczą, bo tego wymagał od nich pracodawca).
Na razie pomysłów na oskładkowanie przedsiębiorców jest wiele. Nieszczęśliwie w dyskusji pomija się fakt, że nikt nie zabrania przedsiębiorcom dobrowolnego płacenia wyższych składek do ZUS-u. Większość nie robi tego z konkretnego powodu – nie widzą sensu.