REKLAMA

Chiny rozbrajają demograficzną bombę

Maciej Kalwasiński2021-08-28 06:00, akt.2021-08-28 09:46analityk Bankier.pl
publikacja
2021-08-28 06:00
aktualizacja
2021-08-28 09:46

Demografia staje na drodze mocarstwowych ambicji Pekinu, więc chińskie władze łagodzą politykę planowania rodziny. Taki krok nie zatrzyma jednak spadającej liczby urodzeń, bo to nie regulacje są główną przeszkodą dla posiadania dzieci. Ale to wcale nie oznacza, że Chiny muszą wpaść w gospodarcze tarapaty – kluczem jest bowiem nie liczba rąk do pracy, a ich produktywność.

Chiny rozbrajają demograficzną bombę
Chiny rozbrajają demograficzną bombę
fot. Stringer / / Reuters

Pod koniec lat 70. partia komunistyczna zaczęła luzować kaganiec nałożony mieszkańcom Państwa Środka i miliony spragnionych lepszego życia Chińczyków ruszyły do katorżniczej pracy, walcząc o poprawę losu swojego i swoich rodzin, przy okazji budując gospodarczą potęgę za Murem. Wydźwignięcie kraju z trwającej od dekad zapaści było możliwe dzięki energii drzemiącej w młodym i biednym społeczeństwie. To właśnie korzystna sytuacja demograficzna wzmacniana przez politykę państwa stanowiła w ostatnich dekadach fundament rozwoju gospodarczego kraju. Ale w dłuższym okresie okazała się mieć poważne negatywne konsekwencje, które już teraz odbijają się czkawką za Murem i stanowią jedno z największych zagrożeń stojących przed Pekinem w XXI wieku.

Powagę sytuacji ujawniły opublikowane przed kilkoma miesiącami wyniki spisu powszechnego przeprowadzonego w 2020 r. Chińskie społeczeństwo starzeje się szybciej, niż sądzono, a liczba urodzeń z roku na rok się kurczy. Już blisko 1 na 5 Chińczyków ma przynajmniej 60 lat wobec niespełna 14 proc. odnotowanych w 2010 r. W ubiegłym roku za Murem na świat przyszło zaledwie 12 mln dzieci, o 18 proc. mniej niż rok wcześniej i najmniej od 60 lat, czyli czasów dramatycznego "Wielkiego Skoku". Osoby w wieku 15-59 stanowiły 63,35 proc. ludności, o blisko 8 p. proc. mniej niż raptem 10 lat wcześniej.

Liczba ludności oficjalnie wzrosła w ciągu dekady o ponad 5 proc., do 1,412 miliarda, ale - także ze względu na niezapowiedziane opóźnienie publikacji raportu, który według plotek zawierać informację o spadku populacji - niektórzy eksperci poddają te szacunki w wątpliwość, m.in. na podstawie corocznie ogłaszanych danych, twierdząc nawet, że Chiny straciły miano najludniejszego kraju świata. Nawet jeśli Państwo Środka ludnościowego szczytu nie ma jeszcze za sobą, to jest on zdecydowanie bliżej, niż się wydawało. Wyniki spisu okazały się gorsze niż najgorszy z 3 scenariuszy zarysowanych przez ekspertów ONZ przed kilkoma laty. A już w tej perspektywie prognozy były fatalne - do 2050 r. populacja ma się skurczyć o blisko 150 mln ludzi, a na 4 osoby w wieku 20-64 lata mają przypadać 3 osoby młodsze i starsze. Prognoza na 2100 r., jakkolwiek odważna, wskazuje, że Chiny będzie zamieszkiwało niespełna 700 mln ludzi, a osób w wieku przed- i poprodukcyjnym (przynajmniej według obecnych standardów) będzie więcej, niż osób w wieku produkcyjnym. Połowa Chińczyków będzie miała przynajmniej 60 lat!

Bankier.pl na podstawie prognoz ONZ

Polityka trójki dzieci nie jest receptą na kryzys

Wyniki spisu powszechnego były bezpośrednim katalizatorem zmian w chińskiej polityce planowania rodziny. Przed tygodniem władze formalnie zezwoliły mieszkańcom Państwa Środka na posiadanie trójki dzieci. Tyle że taka decyzja sama w sobie nie poprawi sytuacji demograficznej, bo to nie polityka jednego, a potem dwójki dzieci była główną przyczyną malejącej liczby urodzeń, nie wspominając o wydłużaniu życia.

Do załamania dzietności doszło za Murem jeszcze przed wprowadzeniem polityki jednego dziecka pod koniec lat 70. - w dużej mierze pod wpływem jej poprzedniczki: polityki "później, dłużej, mniej" (wan, xi, shao), w ramach której partia wymuszała ograniczenie liczby urodzeń.

Gwałtowny spadek współczynnika urodzeń miał miejsce przed wprowadzeniem polityki jednego dziecka (fot. Yi Chen and Yingfei Huang / The power of the government: China’s Family Planning Leading Group and the fertility decline of the 1970s)

Na krótką i średnią metę bardzo pozytywnie wpłynęło to na chińską gospodarkę. Po pierwsze, osoby bezdzietne lub mające mniej dzieci dysponowały większymi siłami i czasem, które mogły spożytkować na pracę, były także generalnie bardziej skłonne do podejmowania ryzyka i mobilne (co było szczególnie istotne w kolejnych dekadach "otwarcia na świat"). Po drugie, mniejszy odsetek osób niepracujących przekładał się w makroskali na ograniczenie konsumpcji, czyli wzrost oszczędności, które można było przeznaczyć na inwestycje, co w sytuacji zapóźnionego rozwojowo państwa, gdzie tak brakowało kapitału, miało niebagatelne znaczenie. Mniej dzieci to również, brutalnie mówiąc, "mniej gęb do wykarmienia", co w przypadku Chin pozwalało ograniczyć liczbę pracujących w sektorze rolniczym i skierować ją do bardziej produktywnych robót oraz zredukować import i uzależnienie od twardej, zagranicznej waluty. Po trzecie, dzięki mniejszej liczbie maluchów mniejsze mogły być wydatki na edukację czy ochronę zdrowia, dzięki czemu Pekin dysponował środkami na inne cele.

Polityka demograficzna jest sztandarowym przykładem podważającym powszechnie pokutujące przekonanie o chińskich politykach jako przedkładających interes długoterminowy nad bieżący, czym mieliby się różnić od krótkowzrocznych polityków zachodnich.

Polityka jednego dziecka tylko umocniła negatywne (z perspektywy długookresowej) trendy demograficzne, przede wszystkim na skutek wypaczenia naturalnego stosunku między liczbą kobiet i mężczyzn. Jako że państwo pozwalało (z wyjątkami) posiadać wyłącznie jedno dziecko, to większość rodzin chciało, by był to chłopiec, na którym w przyszłości będzie spoczywało utrzymanie seniorów. A rozwój technologiczny umożliwił określenie płci przed narodzeniem. Władza nie wahała się też sięgnąć po tak drastyczne środki jak wymuszone aborcje i sterylizacje, nie wspominając o konfiskatach majątku, zwolnieniach z pracy czy karach finansowych. Skutek jest taki, że dziś za Murem mieszka o kilkanaście milionów mniej kobiet w wieku rozrodczym niż mężczyzn. Nawet w ubiegłym roku na świat przyszło 111 chłopców na 100 dziewczynek. A to oznacza, że potencjalnych matek będzie coraz mniej, już w ciągu najbliższej dekady ich liczba ma spaść nawet o 30 proc. Wraz z niskim współczynnikiem dzietności, wynoszącym obecnie zaledwie 1,3 wobec 2,1 niezbędnego do osiągnięcia zastępowalności pokoleń, prowadzi to Chiny do "demograficznej katastrofy".

Sytuacji nie poprawiło rozluźnienie polityki planowania rodziny w poprzedniej dekadzie - od 2015 r. wszystkie pary mogą już mieć oficjalnie dwójkę dzieci. Decyzja tylko na krótko - podobnie jak polskie 500+ - podbiła liczbę urodzeń: z 16,6 mln w 2015 r. do 17,9 i 17,2 mln w kolejnych dwóch latach.

fot. / / Bankier.pl na podstawie danych chińskiego urzędu statystycznego

Teraz zapewne nie będzie inaczej - to nie polityka jednego, dwójki czy trójki dzieci powoduje, że na świat przychodzi coraz mniej Chińczyków. Główną przeszkodą zniechęcają do posiadania dzieci pozostają kwestie finansowe i kulturowe. Przede wszystkim są to koszty wychowania "małego cesarza" - zagwarantowania mu najlepszej edukacji (także pozaszkolnej oraz ponadpodstawowej), do czego niezbędne jest posiadanie mieszkania w odpowiedniej (i drogiej) dzielnicy dużego miasta, ochrony zdrowia czy bezpiecznego jedzenia. Lepiej przeznaczyć ograniczone środki na porządne wykształcenie jednego dziecka, zagwarantować mu "wszystko co najlepsze", niż zapewnić średni poziom dla dwójki czy minimum dla trójki maluchów. To zresztą odzwierciedlenie typowego za Murem podejścia "tygrysich matek" znanego pod nazwą jiwa - wywierania na dzieci ciągłego nacisku na rozwój poprzez uczestnictwo w ogromnej liczbie zajęć dodatkowych, które mają pozwolić na osiągnięcie sukcesu w przyszłości. Oczywiście przeradza się to w wyścig szczurów między dziećmi i ambicjonalną rywalizację między rodzicami.

Ale koszty finansowe i prestiż rodzicielski to absolutnie nie wszystko. Wielu Chińczyków po prostu nie ma czasu i sił, by zająć się maluchami - trójką, dwójką czy jednym - bo bardzo dużo pracują. Mają też inne obowiązki, choćby wsparcie (nie tylko w formie pieniędzy) rodziców czy dziadków. Inni po prostu dzieci mieć nie chcą. Kobiety, szczególnie te mieszkające w miastach i lepiej wyedukowane od mężczyzn, przekładają decyzję o małżeństwie czy potomstwu, wybierając rozwój zawodowy. Rośnie też liczba rozwodów - związki bywają aranżowane bądź wymuszane przez rodziny "młodych". Sytuacji nie ułatwiają pracodawcy - nierzadko dyskryminujący kobiety w ciąży i matki - ani państwo zapewniające raptem 3 miesiące urlopu macierzyńskiego (dodatkowe kilkadziesiąt dni dodają niekiedy władze lokalne). 

Edukacja i automatyzacja receptą na kryzys

Żeby rozwiązać problemy demograficzne, władze muszą uporać się m.in. właśnie z powyższymi problemami. Ograniczyć koszty nauki i mieszkań, rozbudować system opieki nad dziećmi i seniorami, zmniejszyć nierówności w systemie edukacji, wzmocnić prawa pracownicze kobiet czy znieść (lub istotnie zmodyfikować) system hukou. Ostatnie zapowiedzi i decyzje Xi Jinpinga i jego bliskich współpracowników świadczą o tym, że chińscy liderzy zdają sobie z tego sprawę i podejmują działania w tym kierunku. Ale tradycyjnie nie sięgają po rozwiązanie stanowcze i radykalne, obawiając się fali niezamierzonych konsekwencji i musząc liczyć się choćby z oporem potężnych lokalnych grup interesu, którym nie w smak jest ponoszenie ogromnych kosztów tego typu reform. Na razie władze centralne starają się wymusić ograniczenie liczby zajęć dodatkowych, a niektóre miasta rezygnują z regionalizacji w procesie rekrutacji do szkół. Stolica ogłosiła nawet, że zamierza co kilka lat przenosić nauczycieli między szkołami, aby wyrównać ich poziom. Władze Panzhihua zdecydowały się na wprowadzenie 500+ na drugie i trzecie dziecko w wieku do 3 lat.

Niemniej jednak istotne zwiększenie liczby urodzeń pozostaje "misją niemożliwą". Po prostu mieszkańcy państw bogatszych rzadziej decydują się na dzieci niż osoby z państw biedniejszych - gdy społeczeństwo się dorabia, maleje liczba urodzeń. Problemu nie udało się rozwiązać nigdzie indziej, choć boryka się z nim wiele zakątków globu. Jednak w przeciwieństwie do Państwa Środka w większości z tych krajów poziom życia przeciętnego obywatela jest już wysoki, a Chiny nadal muszą walczyć, by się "nie zestarzeć, zanim się wzbogacą". Będą zatem musiały lepiej wykorzystać tych ludzi, którymi dysponują.

Teoretycznie najprostszym i skutecznym rozwiązaniem jest podwyższenie wieku emerytalnego. Za Murem wynosi oni 50/55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn. Tyle że zapowiedź zmian od lat zderza się ze sprzeciwem społecznym. Ponadto, paradoksalnie mogłoby to skutkować dodatkowym spadkiem liczby urodzeń - wielu młodych rodziców polega na seniorach w kwestii opieki nad dziećmi. Niewielu ma przywilej korzystania ze żłobków (niespełna 5 proc.) czy przedszkoli, miliony pracują setki i tysiące kilometrów od domu. Decyzja zresztą nie rozwiązałaby problemu, jedynie odsunęła go w czasie.

Lepszym pomysłem jest podniesienie produktywności pracowników. Można to zrobić na kilka sposobów. Po pierwsze, ułatwić migracje. O ile zewnętrzne w dużej skali raczej nie wchodzą w grę, bo Pekin niechętnie widzi na swoim podwórku dużą liczbę obcokrajowców, to wewnętrzne: ze wsi do miast i z północy i zachodu na wybrzeże są możliwe. Ludzie będą mogli dzięki temu podjąć pracę w bardziej produktywnych sektorach chińskiej gospodarki, gdzie już teraz firmy borykają się z niedoborami siły roboczej. Jednak i w tym przypadku istnieją spore bariery - urbanizacja jest już dość zaawansowana, więc zasób mieszkańców wsi jest ograniczony, szczególnie że władzy zależy na silnym rolnictwie. Z kolei najbardziej rozwinięte metropolie są przepełnione, a miejscowe władze i mieszkańcy zazdrośnie bronią dostępu do ograniczonych zasobów. Ponadto, dalsze wyludnienie północnych czy zachodnich połaci państwa ma fatalne skutki społeczne.

Po drugie, zadbać o lepsze wykształcenie. O ile mieszkańcy miast mogą się skarżyć głównie na wydatki na zajęcia dodatkowe, to na wsi sporym wyzwaniem jest już opłacenie szkoły średniej (poprzednie 9 lat nauki jest darmowe). Niespełna 1 na 3 Chińczyków ukończył ten etap edukacji! Jak wynika z badań Scotta Rozelle'a i Natalie Hell nawet 60 proc. dzieci na wsi zmaga się z anemią, pasożytami albo brakiem okularów. Państwo Środka ma więc sporą przestrzeń do rozwoju. Pytanie tylko, czy naprawdę władze tego chcą, skoro nadal nie rozwiązały tego problemu, co nie byłoby przecież ani zbyt trudne, ani drogie. Osoby lepiej wyedukowane - a wykształcenie wyższe ma już ponad 200 mln Chińczyków - mają większe wymagania, choćby dot. rozwoju zawodowego. A za Murem nadal potrzebni są ludzie zdolni i chętni do wykonywania prostych prac, budowania technologicznej bazy przemysłowej niezbędnej dla bezpieczeństwa narodowego czy samowystarczalności gospodarczej, o którą zabiega Pekin. Niektórzy politycy mogą uważać, że szkoda czasu i pieniędzy na ich edukację. Istnieje obawa, że władze mogą dążyć do umocnienia klasowego podziału społeczeństwa, bo będzie to sprzyjać budowie "Wielkich Chin". Z drugiej strony, dla absolwentów uczelni już teraz brakuje adekwatnej pracy.

Być może malejąca liczba osób pracujących wcale nie musi być problemem. O ile w przeszłości o sukcesie państwa decydowali właśnie młodzi, ambitni, wykształceni i pracowici ludzie gotowi stanąć w obronie ojczyzny, to dziś wyraźnie na znaczeniu zyskuje automatyzacja. Dysponując bardziej zaawansowanym sprzętem, nawet mniejsza grupa ludzi może zapewnić utrzymanie rosnącej liczbie osób niepracujących. Już teraz za Murem funkcjonują ogromne fabryki, w których pracują same roboty, jedynie od czasu do czasu doglądane przez ludzi. Na razie futurystyczne wizje w makroskali zderzają się z rzeczywistością - w danych o produktywności tego postępu technologicznego nie widać, co więcej w ostatnich latach jego wpływ na chińską gospodarkę wyraźnie słabnie (udział TFP w przyroście produktywności maleje). Być może potrzeba jeszcze trochę czasu, by efekty skumulowały się i ujawniły w danych makroekonomicznych.

Tym niemniej zachodzące zmiany demograficzne będą miały wpływ na model gospodarczy Państwa Środka i jego miejsce w globalnym układzie sił. Starsza populacja więcej konsumuje, a mniej oszczędza (starsi większą część dochodu przeznaczają na konsumpcję), a to powinno wymusić ograniczenie tempa wzrostu zadłużenia i roli inwestycji oraz zredukować nadwyżkę handlową. Chińczykom trudniej będzie dogonić Amerykanów w wyścigu o miano największej gospodarki świata. Bardziej paląca stanie się również kwestia ogromnego zadłużenia. Z kolei rozbudowa systemu zabezpieczeń społecznych będzie wymagać znacznych nakładów. Problemy demograficzne mogą więc powstrzymać hegemoniczne ambicje Pekinu. Chyba że Chiny zautomatyzują się i wykształcą, zanim się zestarzeją.

Źródło:
Tematy
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Advertisement

Komentarze (47)

dodaj komentarz
santoriusz
Chińczykom trudniej będzie dogonić Amerykanów w wyścigu o miano największej gospodarki świata - śmieszne te pobożne życzenia....
pozhoga
,,niektórzy eksperci poddają te szacunki w wątpliwość"

Wy się nie przejmujcie nauką angielskiego w Chinach, we się zajmijcie nauką polskiego w Polsce...
24black
zdaniem amerykanów problemy z demografią sprawią, że Chiny nie staną się supermocarstwem. Jest jeszcze jeden problem, o którym zresztą wspomniał autor artykułu - olbrzymia różnica w liczbie kobiet i mężczyzn. Właśnie to stało się ich największym problemem. Jest taka książka - żelazne werble w której jest opisane, że Chiny atakują zdaniem amerykanów problemy z demografią sprawią, że Chiny nie staną się supermocarstwem. Jest jeszcze jeden problem, o którym zresztą wspomniał autor artykułu - olbrzymia różnica w liczbie kobiet i mężczyzn. Właśnie to stało się ich największym problemem. Jest taka książka - żelazne werble w której jest opisane, że Chiny atakują inne kraje celem zdobycia kobiet. Podobno już porywa się dużo kobiet w Birmie i Bangladeszu, które sprzedawane są w Chinach. To pokazuje skalę problemu.
jas2
"Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?"
marekpoznan
Tymczasem w Chinach zamieniają lekcje angielskiego na naukę 12 złotych myśli szefa partii Xitlera.
langdon25
Kukiz poprosił o azyl polityczny w Chinach
demeryt_69
Francuski globalista planuje kandydować na prezia Francji na platformie ... antymigracyjnej - sam bym tego nie wymyślił :)

https://www.breitbart.com/europe/2021/08/28/ex-brexit-negotiator-barnier-announces-presidential-run-in-france/

talmud
https://www.youtube.com/watch?v=m8qxSfdPBSY

cenzurze nie podoba się chiński sukces....LMAO ...usuwanie komentarzy to zamach na wolność słowa
krytyka murzyna to rasizm krytyka zyda to antysemityzm współczucie choremu lzqvb to homofobizm......LOL
ajwaj_
Dadza Chinczycy rade, cierpliwosci,
ich gospodarka mimo wielkosci jest elastyczna
Dopiero zlikwidowali nedze, ruszyly programy socjalne po ostatnim zjezdzie,
maja wzrosty stale i wszystkiego
Zyja z pracy i pomyslowosci, OK rzadu. Nie musza drukowac fejk-zielonej kasiory (co 30% za droga).
Wlasnie "pandemia"
Dadza Chinczycy rade, cierpliwosci,
ich gospodarka mimo wielkosci jest elastyczna
Dopiero zlikwidowali nedze, ruszyly programy socjalne po ostatnim zjezdzie,
maja wzrosty stale i wszystkiego
Zyja z pracy i pomyslowosci, OK rzadu. Nie musza drukowac fejk-zielonej kasiory (co 30% za droga).
Wlasnie "pandemia" jak twierdzi np. Henry Kissinger powoduje zaskakujace, niespodziewane zmiany globalne.

Powiązane: Chiny - Analizy i komentarze

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki