Pekin chwilowo uporał się z zadłużającymi się na potęgę firmami, a tymczasem prawdziwe kredytowe szaleństwo ogarnęło zwykłych Chińczyków.


Imponujący wzrost gospodarczy kraju za Murem jest od lat zasilany "kredytową kroplówką". Eksperci regularnie ostrzegają, że nadmierne zadłużenie, szczególnie zwiększane w bardzo szybkim tempie, nieuchronnie prowadzi do kryzysu. W 2015 r. problem dostrzegli włodarze w Pekinie, a rok później, gdy poziom zadłużenia sektora niefinansowego przekroczył 250 proc. PKB, podjęli pierwsze poważne próby delewarowania gospodarki.
Kampania władz skupiła się na przedsiębiorstwach, które odpowiadały wówczas za dwie trzecie zadłużenia. Mimo że efekty działań rządu są poddawane w wątpliwość, to oficjalnie zadłużenie chińskich firm w stosunku do wielkości gospodarki zmniejszyło się w ciągu pięciu kwartałów z 166,9 proc. PKB do 162,5 proc. PKB na koniec września 2017 r. - wynika z danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS).


Pekin ściągnął wodzę sektorowi przedsiębiorstw, a tymczasem coraz większe szaleństwo kredytowe ogarnia zwykłych Chińczyków. Na początku 2009 r. zadłużenie gospodarstw domowych stanowiło niespełna 20 proc. PKB i 12 proc. zadłużenia sektora niefinansowego, na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku było to już odpowiednio 46,3 proc. i 18,7 proc. W ostatnich dwóch latach wzrosło o blisko 10 p. proc. PKB - najszybciej w analizowanym przez BIS 11-letnim okresie.
Tempo wyraźnie przyspieszyło w okresie Q2 2016-Q3 2017 - w tym czasie przyrost zadłużenia obywateli odpowiadał za jedną trzecią całkowitego przyrostu zadłużenia sektora niefinansowego.


Za gros wzrostu zadłużenia odpowiadają drożejące nieruchomości. Mieszkania są nie tylko miejscem do życia, ale i inwestycyjną okazją oraz symbolem pozycji społecznej czy przepustką do dobrej szkoły dla dzieci. Kosmiczne ceny zmuszają Chińczyków do zaciągnięcia potężnych kredytów na zakup. W zestawieniu z dochodami nabywców nieruchomości w dużych chińskich miastach są już najbardziej niedostępne na świecie.
W efekcie na statystycznego mieszkańca Państwa Środka przypada już wyższa kwota zadłużenia, niż wynosi jego roczny dochód rozporządzalny. Jeszcze na koniec 2008 r. kredyt stanowił 44 proc. dochodu, na koniec września ubiegłego roku było to już niemal 107 proc. To więcej niż choćby w przypadku zadłużonych na potęgę Amerykanów.


Informacji na temat zadłużenia nie można jednak analizować w oderwaniu od innych wskaźników. Po pierwsze, obraz malowany na podstawie danych BIS może zniekształcać gospodarczą rzeczywistość za Murem - poczynając od wiarygodności wyliczeń dot. PKB, po ukrytą przed statystykami bankowość cienia. Z jednej strony faktyczne zadłużenie może być zatem wyraźnie wyższe, bo Chińczycy niemogący uzyskać kredytu w banku, udawali się przez lata do innych instytucji finansowych. Z drugiej - aktualna oficjalna dynamika może być zawyżona przez odpływ klientów z bankowości cienia do normalnych banków w obliczu walki wydanej sektorowi przez władze w Pekinie.
Po drugie, za Murem dynamicznie rośnie nie tylko zadłużenie, ale i dochody oraz majątki obywateli. Mit Chińczyka pracującego za miskę ryżu dawno już należało odłożyć do lamusa. Dochody rozporządzalne mieszkańców Państwa Środka od lat puchną w tempie bliskim 10 proc. rocznie i szybko zbliżają się do poziomów znanych z naszej części świata. Podobnie jest z majątkami - z szacunków Credit Suisse wynika, że jego przeciętna wartość wzrosła z 13 tys. dolarów w 2008 r. do ponad 26 tys. w 2017 r.
Nawet to nie zmienia jednak faktu, że zadłużenie rośnie zdecydowanie szybciej niż dochody i majątek Chińczyków. W ciągu ostatnich 10 lat dochody wzrosły trzykrotnie, ale zadłużenie zwiększyło się aż siedmiokrotnie.


Po trzecie, mimo że mieszkańcy Państwa Środka konsumują coraz więcej, to wciąż stosunkowo dużą część dochodów odkładają na przyszłość. Pozbawieni licznego potomstwa (blisko 40 lat polityki jednego dziecka) oraz systemu zabezpieczenia społecznego na europejskim poziomie Chińczycy są zmuszeni oszczędzać większą część swoich dochodów. Przeciętnie jest to ok. 30 proc.
Po czwarte, gospodarka za Murem pozostaje pod ścisłą kontrolą władz. Obok firm państwowych występują co prawda przedsiębiorstwa prywatne, ale w wielu sytuacjach one również kierują się poleceniami płynącymi z Pekinu, a nie szukają maksymalizacji zysku, w efekcie realizując faktycznie politykę państwa. Przepływem pieniądza sterują kontrolowane przez Partię banki.
Tak silna kontrola nad gospodarką, przy równoczesnym niedemokratycznym systemie politycznym, w którym jednak wybuch społecznego niezadowolenia na dużą skalę jest jedynym zjawiskiem, który może zachwiać władzą Partii Komunistycznej, sprawia, że scenariusz kryzysowy ma niewielkie szanse na ziszczenie się. Ostatecznie to państwo jest gwarantem wszystkich kredytów, które mogą zagrozić jego istnieniu. A do takich mogą należeć również długi gospodarstw domowych. Pytanie tylko, jak długo może trwać kredytowe szaleństwo, póki ktoś (może za granicą?) nie będzie musiał za nie zapłacić.
Najnowsze wieści zza Muru

Więcej informacji, komentarzy i analiz dotyczących gospodarki Chin znajdziesz w naszej nowej sekcji.