Upłynęły trzy miesiące od brzemiennego w skutki referendum, w którym większość głosujących Brytyjczyków opowiedziała się za opuszczeniem struktur Unii Europejskiej. Straszono nas apokalipsą, a nic wielkiego się nie stało. Rynki finansowe szybko otrząsnęły się z brexitowego szoku.


Brytyjskie referendum było najważniejszym wydarzeniem lata nie tylko na rynkach finansowych. 23 czerwca za Brexitem opowiedziało się 51,9% głosujących, przy wysokiej, wynoszącej 72,2% frekwencji. Taki rezultat formalnie nie oznaczał jeszcze wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, ale stawiał brytyjską klasę polityczną pod ścianą, wymuszając rozpoczęcie negocjacji secesyjnych.
Dla rynków finansowych, polityków i całego establishmentu był to szok. Jeszcze w dniu referendum inwestorzy z Wall Street byli przekonani, że Brytyjczycy opowiedzą się za pozostaniem w Unii. Brytyjskie referendum zostało poprzedzone bezprecedensową propagandą strachu ze strony mediów głównego nurtu. Przeciwko Brexitowi zgodnie gardłowali politycy (zarówno Torysi, jak i Laburzyści), biskupi, nobliści, związki zawodowe, Światowa Organizacja Handlu, szefowa Rezerwy Federalnej Janet Yellen, a nawet niemiecka prasa i kanclerz Angela Merkel.
Gdy tylko z lokali wyborczych zaczęły spływać kolejne dane o silnym poparciu dla Brexitu, inwestorów ogarnęła panika. „Pobrexitowy” piątek był na rynkach finansowych jednym z najgorętszych dni ostatnich lat, co opisywaliśmy w specjalnej relacji na żywo. Tego dnia funt szterling stracił do dolara 10% i osiągnął najniższe notowania od 31 lat. Spadki na giełdach europejskich sięgały 6-12%. Po raz pierwszy w historii na otwarciu notowań nie można było obliczyć indeksu WIG20, ponieważ na tzw. widłach znalazło się 19 z 20 komponentów flagowego indeksu warszawskiego giełdy.
Tyle się miało zmienić, a wszystko jest, jak było
Po mocnej reakcji sytuacja się ustabilizowała. Sesja na Wall Street przyniosła spadki o „zaledwie” 3-4%. Jak się później okazało – Brexit był świetną okazją inwestycyjną (przynajmniej w krótkim terminie) dla inwestorów o stalowych nerwach. Paradoksalnie w kategoriach nominalnych jedną z lepszych „brexitowych” inwestycji okazał się… londyński indeks giełdowy FTSE100.
Jednak zanim inwestorzy mogli zrealizować zyski, przez świat przetoczyła się fala niedowierzania często wymieszana z oburzeniem. „Europejscy przywódcy” byli wyraźnie zaskoczeni decyzją Brytyjczyków i nie bardzo wiedzieli, co w tej sytuacji zrobić. Ze strony rządzących we Francji i Niemczech od razu posypały się mniej lub bardziej zawoalowane pogróżki wobec Wielkiej Brytanii.
Trzeba przyznać, że klasa polityczna Zjednoczonego Królestwa zachowała się z klasą. Szybko odrzucono pomysły powtórzenia referendum czy tylko renegocjacji warunków członkostwa w UE. Premier David Cameron po trzech tygodniach podał się do dymisji. Zastąpiła go Teresa May, a ministrem spraw zagranicznych został Boris Johnson – jeden z orędowników Brexitu. Zapowiada się więc, że brytyjscy politycy nie odważą się podważyć woli suwerena i Wielka Brytania w przyszłym roku rozpocznie negocjacje "deakcesyjne". Klasy polityków brytyjskich nie okazali funkcjonariusze unijni, którzy nie złożyli dymisji po spektakularnej klęsce własnej polityki.
Efektem Brexitu była też sierpniowa decyzja Banku Anglii, który po 7 latach ponownie obniżył stopy procentowe, sprowadzając je do rekordowo niskiego poziomu 0,25% (z 0,50%) i wznowił „zamrożony” od kilku lat program skupu aktywów (QE).
Jednakże z perspektywy trzech miesięcy poza paniką eurodecydentów i kłopotami kilku brytyjskich funduszy inwestujących w nieruchomości Brexit okazał się obawą zdecydowanie przesadzoną. Większych problemów – przynajmniej jak na razie – nie widać w danych makroekonomicznych. Jedynym mocno negatywnym sygnałem był lipcowy odczyt wskaźnika PMI dla brytyjskiego sektora usług, który postraszył recesją. Prawdopodobnie była to materializacja obaw sektora finansowego, że po rozwodzie z UE utraci możliwość obsługi klientów z kontynentalnej Europy.
Kupuj, gdy leje się krew
Brexitowy piątek okazał się – przynajmniej w krótkiej perspektywie - dobrym momentem do zajęcia pozycji inwestycyjnych. Stopy zwrotu za ostatnie trzy miesiące są pozytywne dla prawie wszystkich głównych indeksów giełdowych świata. Najwięcej pozwoliły zarobić giełdy w Buenos Aires (21%), Kijowie (20%) i Sao Paulo (18%). Nieźle wypadł Nasdaq, który przez ostatnie trzy miesiące zyskał 10,5%.
W Europie najlepiej zaprezentował się londyński FTSE100, który poszedł w górę o 11%. Trzeba jednak wziąć poprawkę, że zrzesza on głównie firmy operujące poza Wielką Brytanią, dla których potężne osłabienie funta oznacza znacznie wyższe zyski w przeliczeniu na brytyjską walutę. Zrzeszający „bardziej brytyjskie” spółki indeks FTSE250 zyskał „tylko” 3%. Brexitowe lato w najgorszej formie przetrwała giełda mediolańska (-8%) oraz parkiet w Atenach (-7%).
Na GPW słabo wypadły blue chipy – WIG20 zyskał tylko 0,3% (biorąc pod uwagę kurs z 22 września względem zamknięcia notowań 24 czerwca). Ale już wiele średnich spółek zaliczyło fenomenalny rajd – mWIG40 w trzy miesiące urósł o 22%, wyznaczając nowe 8-letnie maksimum. Nieźle wypadły też spółki mniejsze – sWIG80 zyskał 11,5%.


Kiepską inwestycją okazała się większość surowców – indeks CRB stracił ponad 4%. Były jednak pozytywne wyjątki. Generalnie dobrze spisały się metale szlachetne, potwierdzając swą reputację polisy ubezpieczeniowej. Złoto (w USD) podrożało o 6,5%, platyna o 9,3%, srebro zyskało imponujące 15%, a pallad aż 23%. Bardzo dobrze wypadły tzw. softy: cukier (+14%), sok pomarańczowy (+24%), kawa (+7%) i bawełna (+8,5%). Straty przyniosła ropa naftowa (ok. -8%) i zboża.
Na głównych parach walutowych było dość spokojnie. Nie dotyczy to oczywiście brytyjskiego funta. Przez trzy miesiące szterling osłabił się o prawie 12% wobec dolara i aż o 15% względem japońskiego jena. Kurs EUR/USD pozostał względnie stabilny, obniżając się o 0,9%.
Po bardzo nerwowej początkowej reakcji sytuacja na rynku złotego dość szybko się uspokoiła. Od brexitowego piątku złoty zyskiwał na wartości aż do połowy sierpnia. Po trzech miesiącach kurs euro jest o 16 groszy niższy niż na zamknięciu notowań 24 czerwca. W tym czasie dolar potaniał o prawie 20 groszy, frank szwajcarski o prawie 18 groszy, a notowania brytyjskiego funta zanurkowały o przeszło 70 groszy.
Jednym zdaniem, Brexit nie okazał się taki groźny, jak nas straszono.