- Polski rząd nie powinien opierać założeń swojej polityki gospodarczej na nadziei, że pogoda gospodarcza wokół nas będzie nadal bardzo dobra. Bo nie będzie. I kropka - twierdzi Marek Belka. W wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” były prezes Narodowego Banku Polskiego mówi też o obniżeniu wieku emerytalnego oraz wpływie Leszka Balcerowicza na politykę obecnego rządu.


Zdaniem Belki dobra sytuacja na rynku pracy nie jest dokonaniem osiągniętym w ostatnim czasie, a wynikiem kilku ostatnich lat. – Obecny rząd nic do tego nie ma. Ale już absorpcja funduszy unijnych, która ma wielkie znaczenie dla polskiej gospodarki, wiąże się ściśle z polityką gospodarczą – mówi.
Komentując słowa Jarosława Kaczyńskiego o tym, że nie widzi nic złego w spowolnieniu wzrostu gospodarczego, gdyby miałoby to pomóc w realizacji jego wizji Polski, Belka zwrócił uwagę, że stawiają one w niezręcznej sytuacji przede wszystkim Mateusza Morawieckiego. - To przecież on jest twarzą wzrostu gospodarczego i modernizacji. A dziś okazuje się, że gospodarka wcale nie jest najważniejsza. Bardziej istotna jest „wizja”. Takich rzeczy się po prostu nie mówi – twierdzi.
Mateusz Morawiecki zajmuje finansowy tron

Zajmując fotel ministra finansów wicepremier, Mateusz Morawiecki został drugą najważniejszą osobą w państwie – będzie odpowiadał jedynie przed Bogiem i Prezesem. Koncentracja tak dużej władzy w jednym ręku może być dla nas niebezpieczna.
Można powiedzieć, że Mateusz Morawiecki wreszcie dotarł tam, gdzie spodziewano się go jeszcze rok temu. Przy konstruowaniu rządu spekulowano, że może objąć stery Ministerstwa Finansów. Tak się jednak nie stało – były prezes BZ WBK wolał snuć wizje ekspansji gospodarczej stymulowanej i kierowanej przez państwowych urzędników (za nasze pieniądze). W tym celu specjalnie dla niego powstało Ministerstwo Rozwoju, łączące post-peeselowski i nikomu niepotrzebny resort gospodarki z agendą odpowiadającą za rozdział funduszy unijnych.
Były prezes NBP wskazuje na zależność polskiej gospodarki od kondycji strefy euro i konsekwencje kryzysu panującego w Unii Europejskiej. - Tego ani wicepremier Morawiecki, ani premier Szydło na oficjalnych spotkaniach nie usłyszą, ale wpływowi ekonomiści i politolodzy europejscy mówią dziś coraz głośniej o konieczności rewizji budżetu Unii. I nie chodzi o nową perspektywę budżetową po roku 2020, ale o ten budżet (…). Spodziewam się, że środki przeznaczone dla Polski z UE zostaną ograniczone już w tej perspektywie budżetowej – ocenia Belka.
Mimo że według Belki program „Rodzina 500 plus” można było lepiej przemyśleć, to już martwi go obniżka wieku emerytalnego. – To wielki błąd, nad którym boleję, tym bardziej, że Polakom tak bardzo się ta decyzja podoba – mówi. - Polacy są przyzwyczajeni do tego, że się w Polsce kombinuje, czyli żyje kosztem innych. Jeśli emerytury okażą się za niskie, ci ludzie wyjdą na ulice i będą się domagać emerytur obywatelskich, za które zapłacą inni podatnicy – dodaje.
Przeczytaj także
Co oznacza obniżenie wieku emerytalnego

Decyzja o powrocie do wieku emerytalnego na poziomie 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet wydaje się dobrą wiadomością - w końcu będziemy mogli krócej pracować. Wypacza ona jednak całą ideę systemu emerytalnego. Doprowadzi go bowiem do sytuacji, która jest niemożliwa do utrzymania w dłuższym terminie, gdzie 70 proc. obywateli dostaje coś na kształt emerytury obywatelskiej.
Zdaniem Marka Belki PiS zawdzięcza dojście do władzy m.in. dotychczasowemu modelowi kapitalizmu. – Paradoksalnie Leszek Balcerowicz jest także jednym z twórców obecnego rządu. Po tzw. stronie niepisowskiej jest najważniejszy, bo jego się słucha, a mam na myśli jego bezpardonowy atak na decyzję o demontażu OFE (…). Przecież Balcerowicz z piasku bicz ukręcił! Być może skręcił ten bicz za mocno i wyszedł ten „wyczynowy kapitalizm”, który bardzo łatwo krytykować – zastanawia się ekonomista.
Marek Belka ocenia, że wyborcy oddają dziś swoje głosy, nie myśląc o konsekwencjach. – Gdybym za dwa lata znów miał zostać premierem, to z naprawieniem skutków obecnej polityki gospodarczej dałbym sobie radę – za dwa lata, za sześć już nie – mówi.
AŚ