Banki porządkują koszty i zwijają sieć, ale prawo nie przewiduje drogi na skróty bez podstaw. Dane Bankier.pl pokazują wyraźny spadek placówek partnerskich, a prawnicy coraz częściej mówią o nadużyciach trybu natychmiastowego. Gdy brakuje dowodów, agent ma realne narzędzia: roszczenie o odszkodowanie i wyrównanie za trwałe korzyści, które zbudował.


Sieć bankowa zmienia się szybciej, niż przywykliśmy. Koszty, cyfryzacja, cięcia – to brzmi racjonalnie w excelu. Na końcu tego łańcucha jest jednak człowiek: przedsiębiorca prowadzący oddział w modelu agencyjnym, który z dnia na dzień potrafi usłyszeć, że współpraca właśnie się skończyła. Bez konkretów, bez dowodów, za to z „trybem natychmiastowym” w nagłówku pisma. Na mapie widać równoległy trend: jak wynika z danych Bankier.pl, liczba placówek partnerskich skurczyła się w ostatnich dwóch latach.
Prawnicy, którzy prowadzą takie sprawy, nie mają wątpliwości: natychmiastowe wypowiedzenie nie może być stosowane jako wygodny przycisk resetu. To narzędzie wyjątkowe, które trzeba podeprzeć precyzyjnym i udowodnionym naruszeniem.
Bank musi udowodnić winę
– Bank nie może dowolnie wypowiadać umów agencyjnych w trybie natychmiastowym bez wskazania i udowodnienia konkretnych naruszeń po stronie partnera prowadzącego oddział. Takie działanie jest sprzeczne z art. 764² k.c. i może rodzić odpowiedzialność odszkodowawczą, a także obowiązek wypłaty świadczenia wyrównawczego przewidzianego w art. 764³ k.c. – mówi adwokat Bartosz Żuchowski, który wraz z adwokatem Adamem Osińskim z kancelarii Adwokackiej Osiński reprezentował jednego z agentów.
Historia, którą opisują, jest modelowa dla dzisiejszego rynku. Przedsiębiorca prowadził oddział, dostarczał bankowi sprzedaż i relacje z lokalnymi klientami. Z dnia na dzień otrzymał pismo o rozwiązaniu umowy ze skutkiem natychmiastowym z powodu „naruszeń”. Jakich? Tego dokument nie precyzował. Przyjechała ekipa, zdjęli szyldy i oddział przestał istnieć. Ale klienci i strumień przychodów, które agent latami wypracowywał dla banku, nie wyparowały. To ważne, bo właśnie tu zaczyna się dyskusja o świadczeniu wyrównawczym.
Świadczenie wyrównawcze dla agenta
Świadczenie wyrównawcze bywa traktowane jak egzotyczny przepis, tymczasem jego sens jest prosty: jeśli agent w trakcie współpracy znacząco zwiększył obroty zleceniodawcy i ten nadal czerpie z tego korzyści po zakończeniu umowy, agentowi przysługuje rekompensata. W praktyce bazą do wyliczeń jest średnie roczne wynagrodzenie brutto agenta, bez uwzględniania kosztów jego działalności. To narzędzie równoważenia relacji, które ustawodawca wbudował w umowę agencyjną, by nie tworzyć premii za „odcięcie” agenta tuż po tym, gdy zbudował dla zleceniodawcy trwały biznes.
Na sali sądowej te zasady działają całkiem sprawnie, gorzej w życiu codziennym. – Choć przepisy dają agentom realne roszczenia, tylko niewielki odsetek decyduje się na spór sądowy z obawy przed kosztami, przewlekłością postępowania czy siłą instytucji finansowej – podkreśla mec. Żuchowski.
Banki wykorzystują prawo silniejszego
Ta asymetria jest sednem zjawiska. Bank, mając przewagę kapitału i prawników, może liczyć, że większość agentów machnie ręką i poszuka innego zajęcia. Jeden na dziesięciu zdecyduje się na pozew, reszta pogodzi się z losem. W bilansie banku to rachunek opłacalny. W bilansie rynku – już mniej, bo zniechęca do długoterminowych inwestycji w lokalne sieci sprzedaży.
Trudno nie dostrzec, że spadek liczby placówek partnerskich i coraz częstsze spory o „tryb natychmiastowy” idą ramię w ramię. Banki porządkują koszty i dostosowują się do cyfrowych nawyków klientów – to fakt. Ale jeśli w tym porządkowaniu narzędzie wyjątkowe staje się rutyną, a przy okazji ignoruje się ciężar dowodu i przepisy o agencji, mamy do czynienia z nadużyciem, nie ze „strategią transformacji”. Dla jasności: nie każda restrukturyzacja jest zła, nie każda decyzja o zamknięciu oddziału jest bezprawna. Granica przebiega tam, gdzie kończą się fakty i dowody, a zaczyna wygodny skrót.
Należy żądać informacji o konkretnych naruszeniach
Co z tym zrobić? Po stronie agentów odpowiedź jest przyziemna: zanim przyjmą wypowiedzenie bez walki, powinni sprawdzić, czy bank wskazał konkretne naruszenia i czy je udowodnił, ocenić roszczenia o odszkodowanie i świadczenie wyrównawcze, zabezpieczyć dokumenty potwierdzające wzrost obrotów w czasie trwania współpracy.
Po stronie banków – jeśli chcą uniknąć łatki nadużywających przewagi kontraktowej – odpowiedzialność oznacza powrót do elementarza: konkret, dowód, proporcja środka do zarzutu. Wreszcie po stronie regulatorów i organizacji branżowych przydałaby się uważniejsza obserwacja rynku agencyjnego, bo z kosztów zewnętrznych takich praktyk rozlicza się na końcu klient.