Mija kolejny rok bez ustawowych rozstrzygnięć dotyczących kredytów opartych na walutach obcych. Mogłoby się wydawać, że o temacie frankowców robi się coraz ciszej. To jednak złudzenie - wystarczy przyjrzeć się najważniejszym wydarzeniom z ostatnich 12 miesięcy, by zauważyć, że dyskusja przeniosła się z gabinetów polityków do sądowych sal.
15 stycznia 2015 r. to data, która urosła do rangi symbolu. Tego dnia kredytobiorcy spłacający zobowiązania oparte na franku szwajcarskim ze zdumieniem przecierali oczy. Deklaracja helweckiego banku centralnego o porzuceniu „kotwicy” wiążącej franka z euro spowodowała dawno nieobserwowane zawirowania na rynku walutowym. Notowania pobiły wszelkie rekordy, a o losie setek tysięcy hipotecznych dłużników przypomnieli sobie bankowcy, politycy i regulatorzy rynku finansowego.


Jak każdy symbol, ten również nieco zużywa się z biegiem czasu. Gdy pamięć o walutowym szoku była świeża, traktowano go jako punkt odniesienia. Prezentowano plany, jak sprowadzić raty do poziomu sprzed 15 stycznia, by ulżyć nieco dłużnikom. „Czarny czwartek” wykorzystano także jako pretekst do zaprezentowania jednej z propozycji ustaw (ktoś jeszcze pamięta „kurs sprawiedliwy”?). Na początku 2018 r. odnotowywano z zadowoleniem, że kurs franka powrócił do poziomu sprzed zawirowań.
Przeczytaj także
Czwarta rocznica będzie zapewne pod tym względem wyjątkowo skromna, chociaż frank kosztuje dziś o 30 groszy więcej niż przed rokiem. Temat kredytów opartych na walutach spychany jest na margines, nie przyciąga uwagi tak, jak jeszcze niedawno. Nie oznacza to jednak, że w tej dziedzinie nie dzieje się nic ciekawego. Sprawa jest „tylko” mniej medialna.
Ustawy utknęły w poczekalni
Zaraz po „czarnym czwartku” wydawało się, że w Polsce może powtórzyć się węgierski scenariusz i dojdzie do ustawowej restrukturyzacji kredytów opartych na walutach obcych. Sprzyjały temu okoliczności – temat podchwycili politycy zaangażowani w kampanię wyborczą, prezydencką i parlamentarną. Po prezentacji kilku wersji projektów ustaw sprawa jednak ucichła.
Od prezentacji ostatniego prezydenckiego projektu w 2017 r. nie działo się prawie nic. W Sejmie nadal tkwią trzy dokumenty i dopiero w ostatnich tygodniach pojawiły się doniesienia o rychłym powrocie do dyskusji nad jednym z nich, wniesionym przez Kancelarię Prezydenta.
Przypomnijmy, że przewiduje on m.in. możliwość otrzymania pożyczki z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców na spłatę części długu przewyższającej wartość nieruchomości. Trudno jednak uznać go za rewolucyjne rozwiązanie – to raczej proteza dla dłużników, którzy znajdą się w przymusowym położeniu. Dla osób, które spłacają regularnie raty, ale są uwięzione w mieszkaniu, gdzie stosunek przeliczonego na złote długu do wartości lokalu przekracza 100 proc., nie ma żadnej propozycji.
„Problem franków rozwiązuje się sam”
Przekonanie o tym, że problem kredytów frankowych wymaga interwencji wyrażali przedstawiciele różnych instytucji zaraz po styczniu 2015 r. Wraz z upływem czasu coraz częściej słychać było jednak zdanie, że wystarczy go przeczekać. W połowie 2018 r. Biuro Informacji Kredytowej informowało, że liczba kredytów powiązanych z helwecką walutą po raz pierwszy spadła poniżej 500 tys. Udział takich zobowiązań w portfelach mieszkaniowych banków obniżył się poniżej granicy 33 proc.
Przypomnijmy, że szczyt popularności zobowiązań opartych na frankach przypadał na 2008 r. Później ich sprzedaż gwałtownie spadła, by następnie zahamować niemal do zera po wprowadzeniu restrykcyjnych zaleceń nadzoru. Nowych kredytów „frankowych” nie przybywa, a część zobowiązań spłacana jest przed terminem – portfel w naturalny sposób kurczy się z biegiem czasu.
Zwolennicy podejścia „poczekać aż problem zniknie” zwykle podkreślają, że kredyty tego typu spłacane są rzetelnie, a kredytobiorcy nie wymagają szczególnego wsparcia. Pomijają jednak przy okazji co najmniej dwie istotne kwestie.
Po pierwsze, 100 tys. zobowiązań jest obecnie „pod wodą”. Klienci obciążeni długiem o wskaźniku LTV ponad 100 proc. nie mogą przenieść swojego kredytu do innego banku – instytucje nie są gotowe refinansować takich zobowiązań. Nie mogą również sprzedać mieszkania, spłacić długu i pozbyć się zobowiązania, chyba że zdecydują się z innych źródeł (np. oszczędności, sprzedaży innej nieruchomości) pokryć różnicę pomiędzy zadłużeniem a kwotą uzyskaną z transakcji. Przeniesienie kredytu na nowe mieszkanie możliwe jest z kolei tylko przy dobrej woli banku.
To rzesza klientów-zakładników – osób, które często nie mogą zrealizować swoich życiowych planów (np. związanych z powiększeniem rodziny), chociaż są w przeważającej mierze w dobrej sytuacji finansowej.
Po drugie, malejąca, ale wciąż bardzo liczna grupa kredytobiorców, nadal narażona jest na poważne ryzyko. Jeśli powtórzy się „czarny czwartek”, być może dodatkowo w czasach znacznie gorszej koniunktury, klienci mogą nie być w stanie podołać spłatom. Zwraca na to uwagę chociażby KNF w raportach podsumowujących sytuację banków. Nie jest to wcale nieprawdopodobne w perspektywie kolejnych dekad – zaledwie 10 lat temu frank kosztował 2 złote, a dzisiejszy kurs wydawał się scenariuszem rodem z ekonomicznego horroru.
2018 – mimo wszystko coś się zmieniło
Problem kredytów opartych frankach można widzieć tylko w jednym wymiarze – skutków ewentualnego kryzysu dla gospodarki i sektora bankowego. Jest jednak także drugi element, z biegiem lat wybijający się na pierwszy plan – relacji konsument-bank i jej uczciwości. W 2018 r. byliśmy świadkami kilku znaczących wydarzeń w tej dziedzinie.
W sierpniu Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, w którym wskazała, że system ochrony konsumentów zawiódł w krytycznym momencie. Wątpliwe klauzule w umowach zwróciły uwagę odpowiednich instytucji z dużym opóźnieniem, zabrakło monitoringu rynku i odpowiednich regulacji prawnych pozwalających na szybkie ograniczenie narastających nieprawidłowości.
Klienci, wcześniej wchodzący w spory sądowe w ostateczności, coraz chętniej korzystają ze swoich uprawnień. Temat budzi spore zainteresowanie – widać to było nie tylko w efektach akcji edukacyjnych Rzecznika Finansowego i UOKiK (po raz pierwszy prowadzonych na taką skalę w 2017 i 2018 r.), ale także w rosnącej liczbie wniosków do instytucji chroniących konsumentów.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w 2018 r. wydał dwa istotne dla frankowców dokumenty. W pierwszym zaprezentowano przegląd klauzul waloryzacyjnych i przeanalizowano skutki uznania ich za niewiążące. W drugim uwagę poświęcono zapisom w kontraktach określającym zasady ustalania oprocentowania kredytów opartych na walutach obcych.
Za jedno z najważniejszych wydarzeń minionego roku można uznać orzeczenie Sądu Najwyższego (III CZP 29/17) podkreślające, że oceny czy postanowienie umowne jest niedozwolone (art. 385 (1) § 1 k.c.), dokonuje się według stanu z chwili zawarcia umowy. W sądowych rozstrzygnięciach coraz częściej pojawiają się odniesienia do „konsumenckiej” Dyrektywy 93/13 i orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE. To razem tworzy nową jakość - początki ujednolicenia sposobu orzekania w sporach kredytobiorcy-banki.
Na łamach Bankier.pl omawialiśmy przypadki wyroków, w których sądy próbowały zapełniać luki po abuzywnych klauzulach. Wraz z upływem czasu przewagę zdają się jednak zyskiwać rozstrzygnięcia, gdzie zgodnie z sugestią konsumentów unieważniana jest umowa w całości.
Indywidualne sprawy sądowe stają się najważniejszą areną sporów dotyczących kredytów „frankowych”. W 2018 roku pozwy zbiorowe zawiodły nadzieje kredytobiorców. Albo utknęły na wczesnym etapie przedłużających się formalności (jak sprawa przeciwko Bankowi BPH) albo przyniosły rozstrzygnięcia nie po myśli pozywających (jak w przypadku mBanku).
Nie będzie przełomu
Trudno oczekiwać, że w ciągu najbliższego roku temat kredytów opartych na walutach znowu stanie się jednym z najgoręcej dyskutowanych wątków. Niewykluczone, że mimo deklaracji ustawa frankowa przetrwa kolejnych 12 miesięcy na półce. Mogą na to wskazywać głosy o konieczności zatroszczenia się o stabilność sektora bankowego.
Tymczasem warto obserwować co dziać się będzie w sądach, do których napływają kolejne pozwy kredytobiorców. Jeszcze kilka lat temu wydawało się nie do pomyślenia, że sędziowie będą skłonni unieważniać umowy wiążące frankowców z bankami. Dziś o takim scenariuszu na szerszą skalę mówią nie tylko stowarzyszenia kredytobiorców, ale także przedstawiciele instytucji takich jak UOKiK. To pokazuje jak wiele się zmieniło, chociaż zmiana nie miała miejsca w świetle reflektorów.