Księgowe sztuczki w celu obniżenia deficytu budżetu państwa nie były obce poprzednim ekipom rządowym. Ale dopiero ta robi to z kreatywnością i wprawą znakomitego iluzjonisty, skutecznie odwracającego uwagę publiczności.


Gdy rząd Zjednoczonej Prawicy przyjął przed wyborami pierwszy w historii III RP projekt zbilansowanego budżetu, stało się jasne, że saldo państwowej kasy stało się pałką w politycznym sporze, którą będzie można zdzielić oponentów zarzucających władzy nieodpowiedzialną politykę "rozdawnictwa" publicznych pieniędzy. Eksperci od razu zauważyli, że historyczne wyjście "na plus" nie będzie wynikiem przełomu w myśleniu polityków o finansach państwa, lecz efektem dobrej koniunktury, uzyskania wysokich dochodów jednorazowych, pominięcia wydatków na obiecaną w kampanii 13. emeryturę oraz (a nie wyłącznie) uszczelnienia systemu podatkowego. Po tym, jak wicepremier Gowin twardo postawił sprawę zniesienia 30-krotności składek na ZUS, wydawało się, że temat "budżetu bez deficytu" umarł, zanim zdążył zostać uchwalony przez parlament.
Teraz okazuje się, że iluzjoniści z PiS-u absolutnie nie zamierzają zejść ze sceny z opuszczoną głową. Wręcz przeciwnie - nie ustępują ws. 30-krotności, ale i prezentują kolejne sztuczki, dzięki którym po raz kolejny dotrzymają obietnicy wyborczej. Wyciąganie królików z kapelusza zaczęło się jeszcze grubo przed 13 października - rządzący znaleźli sposób na wyczarowanie ok. 20 mld zł z powietrza w postaci opłaty przekształceniowej OFE. Skok na kasę z przyszłości - pomysłodawcy obiecują, że opłata zastąpi podatek, który byłby normalnie pobrany w przyszłości, przy wypłacie emerytury - jest jeszcze bardziej spektakularny, bo pieniądze mają być pobrane w przyszłym i 2021 roku, natomiast zaksięgowane tylko w budżecie na 2020 r. Ponadto, już w listopadzie okazało się, że likwidacja OFE ma nastąpić 1 lipca, więc ZUS zyska dodatkowe pół roku wpływów w ramach suwaka, dzięki czemu mniejszą dotację będzie mógł przekazać Zakładowi rząd.
Kolejnym "królikiem" okazały się pieniądze z Narodowego Banku Polskiego. Dzięki zmianie metody wyliczania rezerwy banku centralnego przyjętej przez Radę Polityki Pieniężnej, w której skład wchodzi 9 (z 10) nominatów rządzącego obozu politycznego, w przyszłym roku do budżetu państwa ma trafić kilka miliardów złotych.
Najnowsza sztuczka została nam zaprezentowana w środę. Jak zauważył Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, salda budżetu państwa nie obciąży 13. emerytura. Zostanie ona bowiem sfinansowana z Funduszu Solidarnościowego. A że w jego kasie może zabraknąć pieniędzy na wypłatę ok. 10 mld zł świadczeń, to będzie mógł otrzymać pożyczkę z budżetu. Ta nie jest traktowana jako wydatek, wpływający na saldo, lecz rozchód, który deficytu w kasie państwa nie uczyni. Co nie mniej ważne, wypłata 13. emerytury z Funduszu Solidarnościowego pozwoli również ominąć ograniczenia narzucane przez regułę wydatkową - wskazuje Marek Rozkrut, były dyrektor departamentu analiz w Ministerstwie Finansów. Tadam!
Sztuczkę z pożyczaniem ZUS-owi pieniędzy z budżetu stosował rząd Platformy Obywatelskiej, co było krytykowane przez ekspertów. A w 2016 r. również przez ministra finansów Mateusza Morawieckiego. "My w tym deficycie nie włożyliśmy takiego instrumentu, który nasi poprzednicy z PO-PSL używali przez wiele lat, a mianowicie pożyczki dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zamiast dotacji" - wskazywał Morawiecki. "Pożyczka dla FUS powoduje, że nie widać tego w deficycie budżetu państwa (...) i w sposób sztuczny zaniżony jest poziom tego deficytu budżetowego według statystyki liczonej w budżecie państwa - tłumaczył. "My tego zabiegu nie stosujemy" - podkreślił. W repertuarze obecnej ekipy rządzącej było za to już wówczas m.in. utrzymanie-podniesienie VAT, a kilka miesięcy później - pozorna podwyżka kwoty wolnej.
Okazuje się zatem, że deficyt budżetu państwa można zredukować nie dzięki bolesnym i nielubianym przez społeczeństwo: ograniczeniu wydatków czy podwyżce podatków, a "magicznym" sztuczkom, od których zresztą iluzjoniści z obozu rządzącego skutecznie odwracają uwagę, podgrzewając tematy bardziej rozpalające emocje Polaków. A akurat teraz budżetowe iluzje są nam zupełnie niepotrzebne - nie ma większej różnicy, czy saldo kasy państwa wyniesie w przyszłym roku 0 czy 10 mld zł, a rzeczywisty stan finansów kraju i tak obrazuje saldo całego sektora finansów publicznych. Triki służą wyłącznie budowaniu wizerunku politycznych "magików".
Maciej Kalwasiński