Rząd premiera Francji Francois Bayrou przegrał w poniedziałek wieczorem w parlamencie głosowanie nad wotum zaufania. Oznacza to, że rząd musi ustąpić. Kancelaria premiera poinformowała, że Bayrou złoży dymisję na ręce prezydenta Emmanuela Macrona we wtorek rano.


Przeciwko udzieleniu rządowi wotum zaufania głosowało 364 deputowanych Zgromadzenia Narodowego (niższej izby parlamentu), a za - 194 posłów. Wstrzymało się zaś piętnastu.
Podczas debaty przed głosowaniem stronnictwa opozycyjne, Partia Socjalistyczna i skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN), zapowiedziały, że nie udzielą rządowi wotum zaufania. Prawicowi Republikanie (LR), którzy współtworzyli gabinet Bayrou, pozostawili swym deputowanym wolną rękę i 13 posłów Republikanów głosowało przeciwko rządowi.
Tuż przed głosowaniem premier, wobec spodziewanego negatywnego wyniku, podziękował ministrom swego gabinetu za wspólną pracę przez dziewięć miesięcy. Zapewnił, że zdołali razem stworzyć zespół, w którym nie było „kryzysów” ani „napięć”.
Polityczne i ekonomiczne trzęsienie we Francji. Premier: Zadłużenie sprawia, że prognozy są niepewne
Premier Francji Francois Bayrou powiedział w poniedziałek w parlamencie, że obecni w nim deputowani mogą doprowadzić do upadku rządu, głosując przeciwko udzieleniu mu wotum zaufania. Ostrzegł przy tym, że posłowie nie są w stanie „wymazać” rzeczywistości - czyli narastającego zadłużenia kraju.
Prezydent Macron „przyjmuje do wiadomości” upadek rządu Bayrou w wyniku głosowania w parlamencie i „powoła nowego premiera w najbliższych dniach” - oznajmił Pałac Elizejski w komunikacie.
W imieniu socjalistów szef ich frakcji Boris Vallaud przekonywał podczas poniedziałkowej debaty, że na czele nowego rządu powinien stanąć polityk z lewicy. PS deklarowała chęć sformowania rządu, ale byłby to – tak jak w przypadku gabinetu Bayrou – rząd mniejszościowy.
Szefowa frakcji parlamentarnej RN Marine Le Pen oświadczyła zaś, że prezydent powinien zwołać nowe wybory parlamentarne. Liderka skrajnej prawicy powiedziała, że powołanie nowego gabinetu, który wywodziłby się z centrum tak jak rząd Bayrou, „oznaczałby instytucjonalną stagnację kraju”. Ostrzegła, że nowy premier z tego obozu „nie przetrwa prawdopodobnie debaty nad budżetem”, czyli procesu uchwalania przez parlament budżetu na 2026 rok.
Bayrou, sojusznik polityczny Macrona, szef centrowej partii MoDem, został powołany na premiera w grudniu 2024 roku. Jego mniejszościowy rząd od początku zagrożony był wotum nieufności ze strony opozycji z lewej i prawej strony sceny politycznej. Premier przedstawił w lipcu br. projekt budżetu na 2026 rok przewidujący oszczędności w wys. 44 mld euro; opozycja uznała go za niesprawiedliwy i obciążający gorzej sytuowanych obywateli.
Mimo to premier zażądał głosowania nad wotum zaufania, argumentując, że przed negocjacjami w sprawie konkretnych rozwiązań w budżecie konieczna jest zgoda w sprawie diagnozy sytuacji, czyli stanu finansów publicznych. Występując w poniedziałek w parlamencie, Bayrou zarysował mroczny obraz narastającego zadłużenia kraju. Podkreślił, że deputowani mogą zmusić rząd do odejścia, ale nie mogą „wymazać” faktów. - Rzeczywistość pozostanie nieubłagana - nadal rosnąć będą wydatki, a ciężar zadłużenia, już nieznośny, będzie coraz większy i coraz kosztowniejszy – mówił szef rządu.
Bayrou był piątym szefem rządu od początku drugiej kadencji prezydenckiej Macrona, czyli od 2022 roku. Problem z powołaniem stabilnego rządu, odczuwalny od 2022 roku, pogłębił się, gdy w 2024 roku przedterminowe wybory ogłoszone przez prezydenta nie przyniosły żadnej partii zdecydowanej większości. Z tego powodu opozycja, a także większość opinii publicznej obciąża szefa państwa odpowiedzialnością za obecny kryzys polityczny.
Około 11 tys. osób demonstrowało, by poprzeć upadek rządu Bayrou
Około 11 tys. osób wzięło udział w miastach Francji w demonstracjach w poniedziałek wieczorem, których uczestnicy wyrażali zadowolenie z powodu upadku rządu premiera Francois Bayrou - podał we wtorek dziennik „Le Parisien”, powołując się na źródła w policji.
Zgromadzenia te odbyły się przed merostwami. Źródło cytowane przez „Le Parisien” podało, że w około 200 akcjach, które przebiegały „w świątecznej atmosferze”, wzięło udział ogółem 11 tysięcy osób.
Najliczniejsze demonstracje odbyły się w Rennes (ok. 750 osób) i Lyonie (ok. 500). W Paryżu demonstranci przyszli przed urzędy (merostwa) poszczególnych dzielnic.
Na demonstracjach pojawiły się nawiązania do protestów na szerszą skalę, pod hasłem „Blokujmy wszystko”, zapowiedzianych na 10 września. Ruch o tej nazwie pojawił się latem w portalach społecznościowych. Początkowo jego celem był sprzeciw wobec oszczędności budżetowych proponowanych przez Bayrou, a potem pojawiły się wezwania do protestów i akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego 10 września. Postulat „zablokowania” kraju tego dnia poparła skrajnie lewicowa partia Francja Nieujarzmiona (LFI).
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)
awl/ akl/
Z Paryża Anna Wróbel (PAP)
awl/ mms/


























































