Od zeszłorocznego dołka surowcowy indeks CRB zyskał już ponad 20%, co Amerykanie uznają za granicę oddzielającą hossę od korekcyjnego odbicia. Mocno drożeją już nie tylko ropa naftowa i aluminium, ale też drewno i płody rolne.


Wczoraj indeks CRB mierzący ceny najważniejszych surowców notowanych na światowych giełdach osiągnął najwyższą wartość od października 2015 roku i przełamał ważną technicznie i psychologicznie barierę 200 punktów. To na tym poziomie zatrzymały się spadki zimą 2009 roku i zatrzymywały wzrosty trendów wzrostowych przed kryzysem azjatyckim (1997) i po pęknięciu bańki internetowej (2001).


Od czerwca 2016 roku CRB urósł o blisko 22%, choć patrząc z perspektywy historycznej, wciąż znajduje się na bardzo niskim poziomie. Wystarczy przypomnieć, że poziom 200 punktów obserwowaliśmy na tym indeksie także w dołku gospodarczego załamania w roku 2009 czy w szczycie surowcowej mini-hossy w roku 2001.


Do niedawna zwyżka indeksu CRB była w znacznej mierze napędzana przez drożejącą ropę naftową. Od lipca 2017 do teraz cena „czarnego złota” typu Brent poszła w górę aż o 67%, osiągając najwyższy poziom od listopada 2014 roku. Tylko od początku roku amerykańska ropa Crude ropa zdrożała o 14%, zaś europejska (Brent) o 11%.
Jednakże od kilku tygodni ceny surowców idą w górę szeroką ławą. Kakao jest obecnie o niemal połowę droższe, niż było na początku roku. Za drewno notowane w Chicago trzeba zapłacić o jedną czwartą więcej. Po ok. 10% w górę poszły notowania pszenicy, ryżu i półtusz wieprzowych. Znacząco potaniały tylko cukier (o 22%), uran (o 15%), węgiel (o 11%), ruda żelaza, kawa i gaz ziemny (po ok. 7%).
Za wzrosty cen niektórych surowców odpowiadają decyzje władz Stanów Zjednoczonych. Groźba nałożenia przez Chiny ceł odwetowych na amerykańską soję sprawiła, że jej ceny wzrosły o ponad 5%. To samo – tylko na jeszcze większą skalę – stało się z cenami aluminium po tym, gdy Biały Dom nałożył sankcje na rosyjskich oligarchów. Ich pierwszą ofiarą padł koncern Rusal zapewniający ok. 7% globalnych dostaw aluminium. W rezultacie notowania białego metalu przez ostatnie dwa tygodnie wzrosły o ponad 30%, osiągając niemal 7-letnie maksimum.
A wczoraj do tego grona dołączył nikiel, który w środę podrożał o 7,5%, notując najsilniejszy dzienny wzrost notowań od 6,5 lat. Dziś nikiel drożeje o ponad 5% i po raz pierwszy od grudnia 2014 roku kosztuje ponad 16 000 dolarów za tonę. Tu także rynek obawia się o ciągłość dostaw z Rosji, skąd pochodzi koncern Norilsk Nickel. Ten górniczy kombinat odpowiada za 90% dostaw niklu z Rosji, 58% rosyjskich dostaw miedzi, 80% kobaltu i prawie całość rosyjskiego eksportu platynowców. Ewentualne odcięcie od tego źródła byłoby więc szokiem dla całej branży motoryzacyjnej – zarówno tej tradycyjnej (pallad) jak i elektrycznej (kobalt i nikiel).
W klasycznym cyklu koniunkturalnym to właśnie wzrost cen surowców wieńczy inflacyjną fazę ekspansji gospodarczej. Zatem hossa na rynkach surowcowych raczej nie jest zaskoczeniem, lecz raczej długo oczekiwaną „normalnością”. W ślad inflacją cenową napędzaną drożejącymi surowcami powinny pójść teraz banki centralne, podnosząc stopy procentowe i doprowadzając do cyklicznej. Lecz jak na razie wśród głównych banków centralnych ultraluźną politykę monetarną normalizuje jedynie amerykańska Rezerwa Federalna.