W jaki sposób ewentualne obniżenie klina podatkowego może wpłynąć na rynek pracy i funkcjonowanie przedsiębiorstw?
Ważne jest, jak można by było redukować pozapłacowe koszty pracy tak, aby wyraźnie zwiększał się popyt na pracę, zdejmując obciążenia z pracodawców. Ten właśnie sposób, który polegałby na obniżeniu składki rentowej głównie po stronie pracodawców, a nie po stronie pracowników, chociaż ekonomicznie zasadny – ma jedną poważną wadę – nie daje zauważalnego wzrostu wynagrodzeń netto pracownikom. To jest bardzo poważny argument, który z punktu widzenia polityków dezawuuje taki sposób przeprowadzenia redukcji klina podatkowego. Dla polityków znacznie bardziej atrakcyjne jest przeprowadzenie operacji odwrotnej – zdjęcie jak największych obciążeń po stronie pracowników po to, żeby zauważalnie wzrosły wynagrodzenia netto. W konsekwencji pracodawcy zyskają mniej. Jeśli zapowiedziane zmiany zostaną wprowadzone, to proporcja ta będzie prawdopodobnie wynosić 4,5 do 2,5 lub 5 do 2. Jeszcze ta wartość nie jest ostatecznie ustalona, ale w każdym przypadku jest ona korzystniejsza dla pracowników. Oczywiście nie mam nic przeciw wzrostowi wynagrodzeń. Szczególnie, że od dłuższego czasu ich wzrost był symboliczny lub wręcz żaden. Problem jednak polega na tym, że musimy ulokować go w pewnym cyklu gospodarczym. Rząd próbuje przeprowadzić tę operację w takim momencie, gdy dynamika popytu krajowego rośnie szybciej niż dynamika PKB. Przypomina to dorzucanie węgla do buzującego już kotła. Jeżeli ta operacja zostanie przeprowadzona, jeżeli ten wzrost wynagrodzeń netto skumuluje się z żądaniami płacowymi, które w tej chwili pracownicy zgłaszają pod adresem pracodawców, to efekt po stronie popytu krajowego będzie na tyle potężny, że z całą pewnością nie pozostanie obojętny dla banku centralnego. Oznacza to, że taki sposób przeprowadzenia operacji redukcji klina podatkowego, zwiększający zasadniczo wynagrodzenia netto, spowoduje zaostrzenie polityki pieniężnej i przyspieszy podwyżki stóp procentowych.
Czy konkurencyjność polskiej gospodarki się zmniejsza? Jak ją utrzymać i wzmacniać?
Wykorzystując narzędzia statystyczne, najlepszą miara konkurencyjności gospodarki są jednostkowe koszty pracy. Pod tym względem sytuacja w Polsce jest bardzo korzystna. W naszym kraju są one wciąż bardzo niskie. Zwłaszcza na tle innych krajów UE – z wyjątkiem Niemiec, w których dynamika wzrostu kosztów pracy była w ostatnich latach wyjątkowo niska. Płace w Niemczech rosły średnio w latach 2000–2006 zaledwie o procent rocznie, czyli nawet mniej niż w Polsce. Ta korzystna dla Polski sytuacja jednak się zmieni, jeśli będziemy mieli do czynienia z dużą dynamiką wzrostu wynagrodzeń. Jeżeli w ciągu tego i przyszłego roku dynamika ta będzie wynosić od 10 do 15 proc., to z całą pewnością konkurencyjność polskiej gospodarki się pogorszy. Wiele będzie zależeć od zmian współczynnika aktywności zawodowej. W Polsce jest on jednym z gorszych w Unii Europejskiej. Jeżeli okazałoby się, że możliwe będzie jednoczesne zmniejszenie bezrobocia przy dużym, dynamicznym wzroście wynagrodzeń oraz wysokiej wydajności pracy, to utrata konkurencyjności naszej gospodarki nie powinna być zbyt duża. W krótkim okresie, czyli w latach 2007–2008, spadek konkurencyjności Polski na pewno nie będzie odczuwalny – zwłaszcza w sferze zmniejszenia dynamiki eksportu.
Czy masowa już emigracja i niekorzystne procesy demograficzne mogą osłabić naszą pozycję konkurencyjną?
Wszystko zależy od sposobu analizy tych zjawisk. Moim zdaniem należy na nie patrzeć w sposób dynamiczny, czyli nie z punktu widzenia bieżącej sytuacji na rynku pracy. W kategoriach makroekonomicznych oznacza to mniejszą podaż na rynku pracy. Mniejsza podaż, przy dużym popycie oznacza wzrost cen, a więc nie tylko większe zarobki, ale również wyższe jednostkowe koszty pracy. Dynamiczne ujęcie tego problemu odnosi się do postrzegania gospodarki jako pewnej całości. Należy docenić wpływ transferów prywatnych z zagranicy, które napływają do Polski dzięki pracującym tam Polakom. To już ok. 6 mld euro rocznie, czyli mniej więcej tyle samo, ile wynosi absorpcja funduszy strukturalnych. Kwota ta wpływa na aprecjację złotego i na strukturę konsumpcji. Transfery prywatne lokują się bowiem w dwóch segmentach rynku. Chodzi o rynek nieruchomości oraz fundusze inwestycyjne. Oprócz czynników makroekonomicznych istnieje jeszcze niepewność co do trwałości tej emigracji. Nie wiadomo, jak wielu z tych, którzy wyjechali z Polski, po zdobyciu doświadczenia i nowych kwalifikacji, zdecyduje się powrócić do kraju. Trudno też przewidzieć, jaki to będzie miało wpływ na nasz rynek pracy. Moim zdaniem nie jest uzasadnione wypowiadanie kategorycznych sądów, nawołujących na przykład rząd do działań zmierzających do zatrzymania ludzi w Polsce.
Czy tzw. pakiet Kluski jest wystarczającą receptą na zwiększenie wolności polskich przedsiębiorstw?
Coś takiego jak pakiet Kluski nie istnieje. Jest to wyłącznie figura retoryczna, hasło, umowny termin. Treść, która się pod tym terminem kryje, nie zasługuje na miano jakiegoś istotnego „pakietu” otwierającego nowy etap na drodze do swobody gospodarczej w Polsce. Dokument określany „pakietem”, składa się z dwóch dość niechlujnie napisanych projektów ustaw, których główne wątki były już bardzo długo i dogłębnie dyskutowane ze środowiskami pracodawców i pracowników oraz opatrzone zostały licznymi komentarzami organizacji pracodawców na tym etapie, na którym ustawę o swobodzie działalności gospodarczej przygotowywało Ministerstwo Gospodarki. Z tych uzgodnień nie powstała żadna nowa jakość. Słynne „jedno okienko” jest już symbolem braku postępu w tej sferze. Wszyscy wiemy, że miało być ono symbolem ułatwienia, znoszącego barierę wejścia nowych przedsiębiorstw na rynek. Wiemy również, że „okienko” miało być uruchomione już od pierwszego stycznia tego roku, później już od pierwszego października, a teraz dowiadujemy się, że w pierwszym kwartale przyszłego roku… Warto podkreślić, że tylko niewielka część rozwiązań w pakiecie adresowana jest do tych firm, które już są na rynku. Rada Przedsiębiorczości w piśmie skierowanym do premiera po prezentacji tego dokumentu przypomniała, jakie są naprawdę istotne bariery działalności przedsiębiorców i konkretnie je wyliczyła, prosząc jednocześnie o to, aby rząd zajął się właśnie nimi.
Czy w tej sytuacji napisanie ustawy o swobodzie działalności gospodarczej od nowa, wykluczając z niej wszystkie zgromadzone przez minione lata absurdy, nie jest najlepszym rozwiązaniem?
Według mnie ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, która była procesowana przez Ministerstwo Gospodarki, nie była dostatecznie ambitna, ponieważ nie uwzględniała wszystkich postulatów dotyczących sposobów ograniczania barier rozwoju przedsiębiorczości. Jednak była ona realistyczna. To, co w tej chwili zostało zarysowane w tzw. pakiecie Kluski jest ambitniejsze niż to, co było w projekcie ministra Woźniaka, ale niezwykle trudne lub zupełnie niemożliwe do wprowadzenia.
Dlaczego kwestia pilnego zawarcia umowy społecznej stała się niespodziewanie sprawą pierwszoplanową dla rządu i co zdecydowało o zaproszeniu do dyskusji nad jej kształtem środowisk pracodawców?
Według mnie tego typu umowy społeczne nie utrudniają sytuacji gospodarki. Natomiast nie powinny być traktowane, jako panaceum na wszystkie problemy. Nie jest tak, że jeśli już taką umowę udałoby się zawrzeć, nagle wszystkie obszary życia gospodarczego zaczną funkcjonować idealnie – bez napięć między rządem, a związkami zawodowymi i pracodawcami. Mam odczucie, że sprawa umowy społecznej nabrała przyspieszenia z uwagi na to, że stosunki między związkami zawodowymi, czy też środowiskami pracowniczymi, a rządem stają się coraz bardziej napięte. Napięcie to jest bardzo łatwe do wytłumaczenia. Jego źródłem jest zaniechanie, którego rząd jest autorem. Polega ono na tym, że na wstępnym etapie projektowania budżetu na 2007 r. proponowano redukcję klina podatkowego, w której wyniku wzrost wynagrodzeń netto miał zastąpić wzrost wynagrodzeń dla pracowników sfery budżetowej i sektora publicznego. A który nie został uwzględniony w kosztach po stronie budżetu. Później rząd odstąpił od redukcji klina podatkowego w roku 2007 i nie przeprowadzono żadnych operacji zmierzających do wzrostu wynagrodzeń w sektorze publicznym. Ustawa przeszła w wersji przewidującej zerowy, nominalny wskaźnik wzrostu wynagrodzeń dla pracowników sektora publicznego. I to właśnie stało się jednym z głównych powodów narastania wspomnianego wyżej napięcia. Pracownicy, którym początkowo obiecano pięcioprocentowy realny wzrost wynagrodzeń, zaczynają domagać się zaspokojenia rozbudzonych nadziei. Jednym z powodów powrotu rządu do pomysłu redukcji klina podatkowego jest właśnie ta sytuacja.
Czy sejmowa komisja bankowa jest potrzebna i powinna wznowić swoją działalność?
Moim zdaniem nic się nie zmieniło od czasu powołania tej komisji. Jedynie poprawiono czy też dostosowano do wskazań konstytucjonalistów sferę jej zainteresowań. Zakres prac tej komisji jest przerażająco szeroki, jej skład budzi również wiele wątpliwości. Dlatego nie mam żadnych złudzeń co do tego, że ciało to dokona spektakularnych odkryć w sferze prywatyzacji banków czy też funkcjonowania sektora bankowego. Natomiast uważam, że komisja może zostać wykorzystana jako potężne narzędzie propagandowe, służące do rozmaitych rozliczeń politycznych – bez istotnego wpływu na realne funkcjonowanie sektora bankowego.
Unia Europejska wspiera procesy międzynarodowych przejęć i fuzji w sektorze bankowym, czy ma to znaczenie dla naszego rynku?
Z całą pewnością nowe uregulowania unijne wpłyną na procesy zmian dokonywanych w wyniku przejęć działających u nas banków. Zmniejszenie znaczenia wagi rządowego sprzeciwu wobec tych procesów spowoduje, że sytuacje, takie jak na przykład towarzyszące fuzji Banku Pekao SA oraz Banku BPH SA nie będą już możliwe. Polski rynek bankowy tak został sprywatyzowany, że właściwie konsolidacja i przejęcia mogą być wyłącznie skutkiem transferów transgranicznych oraz transakcji między bankami, które są udziałowcami w bankach polskich. Inaczej trudno sobie wyobrazić, że banki, które są konkurentami na rynku globalnym, zaczęły nagle zgodnie współpracować na polskim rynku lokalnym. Konsolidacja na naszym rynku jest i będzie następstwem procesów konsolidacyjnych na rynku globalnym. Tego się uniknąć nie da, a regulacje unijne porządkują sytuację i ułatwiają sprawne realizowanie tych procesów.
Rozmawiał: Janusz Grobicki
Więcej w czerwcowym numerze miesięcznika finansowego BANK
Zaprenumeruj BANK