Rzeka wyrąbała sobie nowe koryto; woda sięgała prawie dwóch metrów, ale to nie była sama woda, to był szlam, błoto zmieszane z tym, co niosła rzeka: meble, samochody sprasowane jak puszki po piwie, ubrania, fragmenty cudzych domów - wspomina zeszłoroczną powódź Kuba Karp, który pomagał powodzianom.


Na początku był tylko szum informacji. Niedziela, wieczór. Telewizja informowała o przerwanej tamie, o fali, która niesie wszystko, co napotka. W Jeleniej Górze, gdzie mieszka Kuba Karp, woda podniosła się o kilka metrów. Ale kilkadziesiąt kilometrów dalej – prawdziwy dramat.
– Patrzyłem z przerażeniem. Dwa dni nie wiedziałem, co ze sobą zrobić – przyznał. – Tamci ludzie tracili domy, dorobek życia. Trzeba było pojechać - dodał.
Kupił kalosze. Skontaktował się z właścicielami jednej z pizzerii w Stroniu Śląskim. W czwartek rano wsiadł w samochód. – Na miejscu było jeszcze niewiele służb. Panował chaos - zapamiętał.
Jak zapamiętał Kuba, rzeka wyrąbała sobie nowe koryto. Przecięła ogród i zalała hotel z pizzerią. – Na parterze woda sięgała prawie dwóch metrów. Ale to nie była sama woda. To był szlam. Błoto zmieszane z tym, co niosła rzeka: meble, samochody sprasowane jak puszki po piwie, zabawki, ubrania, fragmenty cudzych domów - powiedział.
Pierwszego dnia z właścicielami wynosili wszystko: lodówki, stoły, resztki jedzenia, butelki. Drugiego dnia dołączyli inni. – Było nas z dwudziestu. Łopaty, wiadra, taczki. Szlamu w piwnicach było po kolana. Pracowaliśmy obok siebie, prawie bez słów – zaznaczył Kuba.
Przyjeżdżali ludzie z całej Polski. Anestezjolog z Warszawy, pracownik IPN z Wrocławia, pasjonat historii. – Przypadkowi, anonimowi. Nikt nie pytał o nazwiska ani poglądy polityczne. Liczyła się robota i to, żeby być z tymi ludźmi, którzy stracili wszystko - dodał.
Mosty były zerwane, zabudowania gospodarcze zmiecione. Straż miejska – nie istniała. – Tam, gdzie była ich siedziba, został tylko pusty plac. Rzeka przeorała wszystko - podkreślił rozmówca PAP.
Kuba został pięć dni. Spał u znajomych, rano wracał do pracy w ruinach. – To wyglądało jak po wojnie, chociaż nigdy na wojnie nie byłem - powiedział.
Teraz, rok później, właściciele pizzerii znowu działają. – Odnowili to pięknie – podkreślił z satysfakcją. – Ale wtedy… wtedy to był dramat, ludzki dramat - wspomniał.
Mira Suchodolska (PAP)
mir/ mark/ bst/ js/























































