Od pamiętnego styczniowego czwartku miną niedługo 2 miesiące. Przez ten czas spłacający kredyty we frankach usłyszeli kilka mniej lub bardziej precyzyjnych pomysłów rozwiązania problemu zobowiązań walutowych. Jedno jest pewne – do tej pory żaden z nich nie był w stanie zadowolić wszystkich zainteresowanych stron.


Do 11 marca przedstawiciele sektora bankowego mieli przygotować swoje stanowisko dotyczące rozwiązania problemu kredytów we frankach. Zanim z pierwszej ręki poznamy ich propozycje (w roboczej formie prezentowane już na łamach „Pulsu Biznesu”) warto przypomnieć, jakie inne koncepcje do tej pory zaprezentowano publicznie.
Bankowy „sześciopak”
Tydzień po zawirowaniach na rynku walutowym Związek Banków Polskich przedstawił pomysł na doraźne ograniczenie skutków wzrostu kursu franka. Celem miało być doprowadzenie do sytuacji, w której raty spadną do poziomu bliskiego grudniowym obciążeniom. Zaproponowano:
-
uwzględnienie przez banki ujemnej stawki LIBOR przy wyliczaniu wysokości oprocentowania kredytów;
-
zmniejszenie spreadu walutowego;
-
elastyczne podejście do wydłużania terminu spłaty lub zawieszania spłat raty kapitałowej;
-
rezygnację z żądania nowego zabezpieczenia oraz ubezpieczenia kredytu wobec kredytobiorców terminowo spłacających raty kredytowe;
-
umożliwienie kredytobiorcom bezprowizyjnej zamiany waluty kredytu po kursie równym średniemu kursowi NBP;
-
uelastycznienie zasad restrukturyzacji kredytów hipotecznych.
Propozycje te zostały przyjęte przez banki, chociaż nie w całości – niektóre z nich wybrały tylko niektóre elementy pakietu lub rozpoczęły wdrożenie z opóźnieniem. Ten brak jednolitego podejścia odbił się bankom czkawką w kolejnych tygodniach, gdy media donosiły m.in. o różnicach w sposobach wyliczania oprocentowania kredytów.
„Sześciopak” nie dotknął problemu, który w dłuższej perspektywie jest najbardziej bolesny dla kredytobiorców, czyli „przywiązania” do nieruchomości i wzrostu kwoty zadłużenia wyliczonej w złotych. Był tymczasową protezą, mającą z góry określony termin ważności.
KNF: „Plan Jakubiaka”
Pod koniec stycznia Przewodniczący KNF zaskoczył chyba wszystkich obserwatorów rynku – zaproponował schemat przewalutowania zobowiązań w oparciu o kurs franka z dnia podpisania umowy kredytowej. W ciągu kolejnych kilku dni pomysł Andrzeja Jakubiaka przeszedł ewolucję, by ostatecznie oprzeć się na:
-
dobrowolności przewalutowania, zarówno ze strony banku, jak i klienta;
-
przewalutowaniu zobowiązania według aktualnego kursu z podziałem na dwie części – pierwsza równa będzie pierwotnej kwocie kredytu w złotych (z uwzględnieniem spłaconego kapitału), druga obejmie pozostałą część, czyli to co narosło w wyniku zmian kursu franka;
-
przyjęciu warunków spłaty zbliżonych do kredytów w złotych – pierwsza część kredytu powinna być obarczona marżą na poziomie typowym dla momentu zaciągnięcia zobowiązania i cech kredytobiorcy;
-
umorzeniu części narosłego długu – druga część kredytu zostałaby w połowie umorzona, a w połowie przekształcona na kredyt w złotych z niskim oprocentowaniem (początkowo Andrzej Jakubiak proponował stawkę 1 proc.);
-
wyrównaniu dysproporcji w kosztach obsługi długów – kredytobiorca musiałby zwrócić różnicę w kwotach spłaconych rat pomiędzy kredytem walutowym a kredytem w złotych.
„Plan Jakubiaka” wzbudził sporo kontrowersji. Jego zaletą jest uwolnienie kredytobiorców od ryzyka walutowego, stopniowe obciążanie banków kosztami procesu oraz element specyficznie rozumianej „sprawiedliwości społecznej” widoczny w propozycji wyrównania ewentualnych korzyści osiągniętych przez kredytobiorców walutowych. Wad i niejasności jest jednak znacznie więcej, od momentu przewalutowania począwszy, na tajnikach konstrukcji nowego kredytu w złotych (opartego na historycznych warunkach) skończywszy.
Rekomendacje ministra gospodarki
28 stycznia swoje pomysły reakcji na frankowy kryzys przedstawił Janusz Piechociński. W kilku miejscach powielały one propozycje ZBP, dodając m.in.:
-
zalecenie zmian w prawie umożliwiających umorzenie zobowiązań kredytowych bez konieczności odprowadzenia przez klienta podatku dochodowego;
-
rekomendację w sprawie zaliczenia kosztów umorzenia do podatkowych kosztów uzyskania przychodu banków;
-
wprowadzenie dla nowo zawartych umów limitu roszczeń z tytułu kredytu hipotecznego (udzielonego do 100% wartości nieruchomości) w wysokości wartości nieruchomości;
-
wprowadzenie rozwiązań na wypadek nadzwyczajnie trudnej sytuacji życiowej kredytobiorcy (złotowego i w walutach obcych).
Rekomendacje zaprezentowane przez ministra gospodarki bliższe były szkicowi rozwiązań niż gotowym planom działań. Dotyczyły one przede wszystkim kwestii doraźnych, pomijając problemy systemowe. Zaproponowano utworzenie rady, która miałaby monitorować wprowadzanie sugestii w życie, ale w ciągu kolejnych tygodni nie pojawiły się bliższe informacje o dalszych losach przedsięwzięcia.
Czekają nas dyskusje bez końca?
Szczegóły planu proponowanego przez sektor bankowy mają być punktem wyjścia do kolejnych konsultacji. Całościowe rozwiązanie ZBP chce przedstawić w maju. Do tego czasu kredytobiorcom ma wystarczyć nieśpiesznie wdrażany „sześciopak”. Szkoda, że w dyskusji o kredytowym problemie głosu klientów właściwie nie słychać. Oprócz ulicznych protestów przydałby się także precyzyjnie nakreślony plan, chyba że jedyną nadzieję zbuntowani kredytobiorcy pokładają w rozstrzygnięciach zapadających na sądowych salach.