Wczorajszy dzień zapisze się w historii kredytów walutowych w Polsce. Po raz pierwszy z ust przedstawiciela nadzoru padły słowa dotyczące możliwości przewalutowania zobowiązań we franku. W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” i radiowej Trójki Andrzej Jakubiak omówił zarys dość frapującej koncepcji.


Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego zasugerował w rozmowie, że kredytobiorcy mogliby dokonać przewalutowania zobowiązania po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu pod warunkiem pokrycia różnicy pomiędzy skumulowanym kosztem obsługi kredytu w walucie i w złotych. Pod wieloma względami wypowiedź ta była niezwykła – symbolizuje zmianę nastawienia nadzorcy do problemu frankowców, a jednocześnie może być zaskoczeniem, biorąc pod uwagę chociażby wyniki prowadzonych przez KNF symulacji dotyczących wpływu takiej operacji na sytuację sektora bankowego.
Kredytobiorców nie interesuje zapewne, czy banki są przygotowane na taką możliwość, czy może dowiedziały się o pomyśle z mediów, podobnie jak opinia publiczna. Zadają sobie pytanie o to, czy warto byłoby z takiej opcji skorzystać.
Mnóstwo niewiadomych
„Plan Jakubiaka” byłby korzystny dla frankowców, chociażby dlatego, że pozwoliłby uwolnić się przynajmniej od jednego z trapiących ich ryzyk – walutowego. Zamiana zadłużenia we frankach na zadłużenie w złotych oznacza, że ewentualne wahania wysokości raty (załóżmy, że równej) będą zależeć tylko od jednego czynnika, jakim będzie stopa procentowa na rynku międzybankowym. Znikają też niedogodności wynikające z niekorzystnego stosunku kwoty długu do wartości nieruchomości – niebezpieczeństwo żądania przez bank dodatkowego zabezpieczenia oraz niemożność sprzedaży mieszkania i pozbycia się zadłużenia.
Ile trzeba byłoby dopłacić do takiej operacji? W tym momencie zaczyna brakować nam istotnych informacji. Główny rys pomysłu opiera się na porównaniu kosztów obsługi kredytu w złotych i we frankach. Nie wiemy jednak:
- Jakie mają być parametry hipotetycznego kredytu w złotych? W szczególności wątpliwości budzi kwestia marży kredytowej. Czy należy przyjąć marżę taką samą jak w kredycie we frankach? To najprostsze rozwiązanie, ale nie uwzględniające faktu, że banki proponowały różne warunki dla kredytów walutowych i złotowych. W niektórych latach różnice były olbrzymie (np. w 2011 r., gdy marże dla franka sięgały 5 proc. i więcej). Marża zależna jest także od zestawu dodatkowych produktów nabywanych wraz z kredytem (cross sell).
- Jak ma być szacowany koszt obsługi długu? Czy ma uwzględniać również dodatkowe koszty, takie jak prowizja, ubezpieczenie niskiego wkładu własnego, dodatkowe ubezpieczenia? Czy chodzi tylko o odsetki czy może spłatę kapitału i odsetek?
- Czy w koszcie dla kredytu walutowego powinno uwzględnić się dodatkowe obciążenia wynikające ze stosowania spreadu, który podniósł wysokość zadłużenia w walucie i raty w złotych?
Wszelkie symulacje próbujące oszacować koszty przewalutowania „a la Jakubiak” będą dziś obciążone sporym ryzykiem błędu. Jeśli przyjmiemy bardzo uproszczone podejście, to można oczywiście poczynić pewne przymiarki.
Załóżmy, że chcemy przewalutować kredyt zaciągnięty w lutym 2008 r. przy kursie franka 2,24 zł. Kwota pierwotna to 350 tys. zł, marża wynosiła 1 proc., okres spłaty był 30-letni. Dla uproszczenia przyjmujemy comiesięczną aktualizację LIBOR i WIBOR. Zakładając 8-procentowy spread i raty równe do dziś zapłaciliśmy w ratach ok. 147 tys. zł. Kredyt złotowy o takich samych parametrach oznaczał koszt na poziomie ok. 163 tys. zł – różnica to 16 tys. zł.
Do spłaty pozostaje nam na dziś 130 tys. franków (ok. 553 tys. zł). Przeliczając dług na złote po kursie z dnia zaciągnięcia zobowiązania otrzymujemy kwotę 292 tys. zł. Dopłacając 16 tys. zł znajdziemy się niemal w tym samym punkcie, co kredytobiorca złotowy, który ma do oddania bankowi jeszcze 308 tys. zł. Zapewne niejeden frankowiec z chęcią przystałby na taki układ.
Co po przewalutowaniu?
W lakonicznej wypowiedzi szefa KNF zabrakło wzmianki o tym, co miałoby czekać na kredytobiorców po operacji zamiany waluty. Czy mogliby refinansować swoje zobowiązanie na obecnych warunkach w dowolnym banku (opcja znana z Węgier)? Jeśli tak, to musieliby się przygotować na ponowną ocenę zdolności kredytowej oraz wycenę nieruchomości. Nie znając szczegółów propozycji trudno także oszacować, jak bardzo zmieniłby się ciężar comiesięcznych rat.
Rewolucyjny pomysł zaprezentowany przez Andrzeja Jakubiaka rozbudził zapewne nadzieje kredytobiorców. Teraz zarówno banki jak i frankowcy czekają z niepokojem na konkrety. Wszyscy oczekują, że szef kluczowej dla rynku instytucji wkrótce przedstawi ciąg dalszy planu, który jeszcze kilka tygodni temu można by było śmiało opatrzyć etykietką „political fiction”.