Podnosząc tzw. płacę minimalną, rząd serwuje stosunkowo niewielkiej grupie pracowników podwyżkę z cudzej kieszeni. Ponadto podwyżka płacy minimalnej jest faktyczną podwyżką podatków, na czym najwięcej skorzysta fiskus.


„Kierując się odpowiedzialnością za budżet państwa, sytuację finansów i za los polskich obywateli, myśląc o godności polskich obywateli, rząd zdecydował, że w przyszłym roku minimalne wynagrodzenie będzie wynosiło 2 tys. zł” - wspaniałomyślnie obwieściła premier Beata Szydło.
To decyzja lekko zaskakująca. W 2016 r. płaca minimalna wynosi 1.850 zł brutto. Resort rodziny i pracy proponował kwotę 1.920 zł, a związki zawodowe domagały się 1.970 zł. Rząd w swojej „hojności” dorzucił 30 złotych brutto, czyli całe 20,56 złotych netto (po opodatkowaniu).
Efekt jest więc w 100% propagandowy i będzie miał marginalne znaczenie zarówno dla pracowników, jak i przeważającej większości pracodawców. A także dla konsumentów, bo przecież to oni w ostatecznym rozrachunku płacą pensje pracownikom.
Czym jest płaca minimalna?
Jednak przy okazji warto przypomnieć, czym jest płaca minimalna. Najkrótsza definicja brzmi: to represja prawna tworząca bezrobocie, które rząd może potem dzielnie zwalczać. Płaca minimalna oznacza delegalizację umów, w ramach których obie strony zgadzają się na wynagrodzenie niższe od ustalonego przez rząd.
To legislacja uderzająca w potencjalnych pracujących – ludzi z różnych względów gotowych podjąć pracę za bardzo niskie wynagrodzenie, ale niemogących tego uczynić z powodu płacy minimalnej. Dotyczy to np. młodzieży, emerytów czy osób szukających prostych, dorywczych płac niewymagających kwalifikacji i za niewielkie pieniądze. Zamiast pracy państwo oferuje zasiłki.
Na szczęście w obecnych realiach rządowa płaca minimalna jest na tyle niska, że nie wszędzie jest w stanie zniechęcić do zatrudniania nowych pracowników. Dotyczy to zwłaszcza dużych miast, gdzie od pewnego czasu to raczej pracodawcy mają problem ze znalezieniem odpowiednich pracowników, a nie odwrotnie. Gorzej jest w słabiej rozwiniętych gospodarczo częściach Polski, gdzie stawka w wysokości 2.000 zł brutto może okazać się zaporowa dla wielu obecnych i potencjalnych przedsiębiorców.
Praktyczne skutki podwyżki płacy minimalnej
„Rząd uwielbia podnosić płacę minimalną, bo z każdej podwyżki o 100 zł dostaje 52,09 zł. Pracownik zaś 69,52 zł” - skomentował decyzję rządu Cezary Kaźmierczak, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Jak to możliwe, że suma wzrostu podatków i korzyści dla pracownika jest wyższa od samej podwyżki? To efekt mechanizmu naliczania podatków od przychodu z pracy, gdzie podstawą opodatkowania jest sztuczny i całkowicie nierzeczywisty twór zwany „wynagrodzeniem brutto”. Od tej kwoty potrąca się „składki” na ZUS. Zarówno „w górę”, jak i „w dół” – łącznie 33%.
Przykładowo z pensji w wysokości 2.000 złotych brutto pracownik zobaczy tylko 1.459,48 zł netto. Rację mają związkowcy, gdy mówią, że to wynagrodzenie niepozwalające na utrzymanie rodziny nawet na poziomie minimum egzystencji. Szkoda tylko, że nie dodają, dlaczego tak się dzieje. Ta sama pensja kosztuje pracodawcę 2.412,20 zł, bo 412,20 zł to naliczone „składki” na ZUS. Zatem łącznie państwo co miesiąc zabiera 952,72 zł, czyli 39,5% najniższych zarobków. To przecież wyzysk w czystej postaci!
Po drugie według „najnowszych” statystyk Głównego Urzędu Statystycznego w październiku 2014 roku płacę minimalną pobierało mniej niż 10% pracowników. Z czego tylko 0,7% pracowników sektora publicznego i 14,7% sektora prywatnego. Razem to niespełna 1,4 mln osób.
Ukryta podwyżka podatków
Z punktu widzenia rządu podwyżka płacy minimalnej (teoretycznie) przekłada się na wzrost wpływów podatkowych kosztem małych i mikroprzedsiębiorstw, bo w nich na ogół zarabia się najmniej. Duże firmy i sektor publiczny rzadko kiedy zatrudniają za „minimalną krajową”. A wynagrodzenia osób zarabiających 2001 zł i więcej nie drgną z tego powodu nawet o złotówkę.
Po trzecie podwyżka płacy minimalnej uderzy w przedsiębiorców, którzy nikogo nie zatrudniają i często nie mają nawet przychodów! Mowa o osobach otwierających swoją pierwszą działalność gospodarczą, które płacą tzw. mały ZUS – czyli podatek naliczany od 30% płacy minimalnej. Dla wszystkich początkujących przedsiębiorców „hojność” rządu oznacza po prostu wyższe podatki. A nic lepiej od przymusowego „zusu” nie zniechęca do założenia biznesu.
Propozycja płacy minimalnej szokuje pracodawców

Wczoraj rząd zaproponował wzrost płacy minimalnej z tegorocznego poziomu 1850 zł aż do… 2000 zł. Reakcje partnerów społecznych będą oczywiste — związkowcy zapewne przyklasną, natomiast pracodawcy wręcz „szokującą” ich podwyżkę skontrują. Zwłaszcza że zawierając umowy-zlecenia, muszą wykonać obowiązek płacenia co najmniej 12 zł za godzinę.