Potwierdziły się plotki zapowiadające, że nowe twarze w rządzie będą pochodziły spoza głównego trzonu polityków Platformy Obywatelskiej. Oprócz Marka Biernackiego, który wcześniej piastował funkcje ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz ministra sprawiedliwości, pozostali ministrowie i wiceministrowie to osoby, których nazwiska nie pojawiały się dotychczas na czołówkach gazet i wiadomości telewizyjnych.


Premier Ewa Kopacz podczas ogłoszenia nominacji powiedziała, że ona i jej ministrowie mają pracować 24 godziny na dobę, aby zasłużyć na zaufanie Polaków. Deklaracja o tyle słuszna, co dużo spóźniona i niespójna z przekazem, jaki płynie z wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej. Jeśli Pani premier, ogłaszając dymisje w rządzie, przeprasza tylko wyborców Platformy Obywatelskiej, to pozostali wyborcy mogą się poczuć zlekceważeni. Jeśli marszałek Radosław Sikorski deklaruje, że rezygnuje z funkcji „w trosce o Platformę Obywatelską”, to chyba nie jest powód, którym powinien kierować się Marszałek Sejmu w piastowaniu swojej funkcji.
Do wyborów pozostało niewiele czasu, zatem trudno oczekiwać, żeby nowi ministrowie zdołali przeprowadzić rewolucję w obejmowanych przez siebie resortach. W tak krótkim czasie nie da się również przygotować żadnych sensownych i przemyślanych projektów ustaw. Zatem Ewa Kopacz, obstawiając stanowiska ministerialne nieznanymi twarzami nie ryzykuje niczym. Jeśli PO wybory wygra, rząd czeka nowe rozdanie, w którym mogą wziąć udział już zupełnie inne osoby.
Artykuł jest komentarzem do tekstu: Rewolucja w rządzie Ewy Kopacz. Nowe twarze w gabinecie


























































