Listopad przyniósł dalsze pogorszenie nastrojów konsumenckich – oznajmił Główny Urząd Statystyczny. Odczyt koniunktury konsumenckiej był najsłabszy od roku, ale za to wskaźnik odzwierciedlający deklarowane przyszłe oszczędności wzrósł do najwyższego poziomu w historii.


W listopadzie obliczany przez GUS bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK) obniżył się o 1,3 pkt, do poziomu -17,1 pkt. To najniższy odczyt od zeszłorocznego października oraz czwarty spadek odnotowany w ciągu ostatnich pięciu miesięcy. Na pocieszenie można tylko dodać, że wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK) pozostał bez zmian, wyhamowując trwającą od początku roku tendencję spadkową.


Zarówno BWUK, jak i WWUK mogą przyjąć wartość od -100 pkt do 100 pkt. Odczyty ujemne świadczą o liczbowej przewadze respondentów negatywnie oceniających sytuację finansową swojego gospodarstwa domowego, jak i kondycję ekonomiczną kraju. Przy czym wartości dodatnie obu wskaźników obserwowaliśmy jedynie w latach 2017-2019.
Reklama- Spośród składowych wskaźnika najbardziej pogorszyły się oceny przyszłej oraz obecnej sytuacji ekonomicznej kraju (spadki odpowiednio o 3,2 p. proc. i 2,1 p. proc.). Niższe wartości osiągnęły również oceny obecnej możliwości dokonywania ważnych zakupów oraz przyszłej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego (spadki odpowiednio o 1,1 p. proc. i 0,4 p. proc.). Wyższą wartość niż przed miesiącem odnotowano jedynie dla oceny obecnej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego (wzrost o 0,4 p. proc.) – odnotowali statystycy GUS.
Wskaźniki ufności konsumenckiej zaczęły pogarszać się wiosną, gdy zakończyła się zeszłoroczna fala dezinflacji. Także od wiosny obserwujemy wzrost większości wskaźników inflacji bazowej. Po drugie w kwietniu doszło do podniesienia stawki VAT na żywność z 0% do 5%. I wreszcie po trzecie w lipcu Polacy dostali nowe rachunki za gaz i energię elektryczną. Choć rząd uspokajał, że „średnie” podwyżki będą nie aż tak wielkie, to w niektórych przypadkach nowe stawki mocno uderzyły po kieszeni gospodarstwa domowe.
Do tego doszedł coraz wolniejszy realny wzrost wynagrodzeń, który jeszcze na początku 2024 roku sięgał aż 10%. Pogorszyła się też sytuacja na rynku pracy, gdzie zatrudnienie w dużych przedsiębiorstwach powoli maleje, a kolejne firmy ogłaszają plany zwolnień grupowych.
Polski konsument odbudowuje oszczędności
Sygnałem świadczącym o coraz słabszym morale polskiego konsumenta dostarczyły już dane za wrzesień, kiedy to ekonomistów zszokowały wyniki wrześniowej sprzedaży detalicznej. Spadła ona o 3% rdr, choć rynkowy konsensus zakładał jej… wzrost o 3,2%. Według analityków mBanku to największe negatywne zaskoczenie w przypadku tych danych od przynajmniej 2016 roku. - Konsument umarł. Sprzedaż detaliczna we wrześniu fatalna i aż trudno uwierzyć w tak dużą pomyłkę konsensusu prognoz oraz sam wynik – skomentowali ekonomiści mBanku.
Wygląda na to, że ekonomiczny zakład z początku roku został już rozstrzygnięty. Widząc potężny wzrost płac realnych, wielu ekonomistów spodziewało się, że polski konsument dzielnie ruszy na zakupy i zacznie na potęgę wydawać uzyskane podwyżki wynagrodzeń. Ci jednak zachowali się rozsądniej od oczekiwań analityków i skorzystali z okazji (tj. wyższych dochodów i realnie dodatnich stóp procentowych), aby odbudować oszczędności zdruzgotane przez inflacyjną falę z lat 2019-2023. Zwłaszcza rok 2023 doprowadził wręcz do załamania stopy oszczędności w Polsce, która spadła poniżej zera. Oznaczało to, że Polacy nie tylko realnie tracili zgromadzone oszczędności, ale też je „przejadali” w ujęciu nominalnym, chcąc utrzymać poziom konsumpcji.


Narrację o chęci odbudowy oszczędności zdają się też potwierdzać najnowsze badania Narodowego Banku Polskiego. Wynika z nich, że Polacy obawiają się niepewności związanej z przeszłością – przede wszystkim dalszego wzrostu cen energii oraz żywności. Te obawy ograniczają skłonność do bieżącej konsumpcji na rzecz zwiększenia buforów gotówkowych i gromadzenia oszczędności na „czarną godzinę”.
- Wprawdzie zakładaliśmy, że odbicie popytu konsumpcyjnego nie będzie tak silne jak wzrost dochodu do dyspozycji gospodarstw domowych, a więc spodziewaliśmy się, że nastąpi jakaś odbudowa oszczędności, jednak okazała się ona większa od naszych przewidywań – powiedziała PAP I wiceprezes NBP Marta Kightley.
Wnioski z raportu NBP zdają się być potwierdzone przez listopadowe badania GUS-u. Wynika z nich, że wskaźnik odzwierciedlający deklarowane przyszłe oszczędności wzrósł do najwyższego poziomu w historii dostępnych danych. Sugerowałoby to, że polski konsument nie tyle ma problemy finansowe (bo generalnie raczej ich nie ma), lecz świadomie wybiera zwiększenie oszczędności kosztem konsumpcji.