
Działania podjęte przez władze oraz mieszkańców Państwa Środka w obliczu epidemii koronawirusa zmroziły aktywność gospodarczą. Chiny oficjalnie odnotowały bezprecedensowe załamanie produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej i inwestycji. Można się spodziewać, że za miesiąc Pekin przyzna się do pierwszego od niemal pół wieku spadku PKB.
Chińskie władze od lat są (niebezpodstawnie) oskarżane o zawyżanie danych ilustrujących aktywność gospodarczą. Dlatego wielu analityków spodziewało się, że nawet w obliczu gwałtownego zatrzymania działalności w wielu sektorach czy regionach, utrudnień (bądź całkowitej blokady) w przepływie dóbr czy ludzi oraz przystąpienia (niekoniecznie dobrowolnego) do akcji "zostań w domu" przez setki milionów osób opublikowane dziś statystyki nie będą dramatycznie słabe.
Urząd statystyczny (z pewnością za przyzwoleniem najwyższych władz) poinformował dziś jednak o bezprecedensowym załamaniu produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej oraz inwestycji w aglomeracjach miejskich. Liczby są tym bardziej szokujące, że dotyczą okresu styczeń-luty, a zatem czasu zanim władze uznały zagrożenie i podjęły drastyczne środki przeciw rozprzestrzenianiu epidemii. W przeciwieństwie do danych o handlu zagranicznym nie jest to jednak sprytny wybieg, a coroczna praktyka - ruchome obchody Nowego Roku księżycowego wypadające pod koniec stycznia lub w lutym zaburzają bowiem porównywalność danych, dlatego niektóre są publikowane łącznie za dwa miesiące.
Z powodu koronawirusa porównanie to w tym roku wypada dramatycznie. Produkcja przemysłowa skurczyła się o 13,5 proc. To pierwszy spadek oficjalnie odnotowany przez statystyków. Sektorowi ciążył przede wszystkim brak pracowników, którzy nie wrócili po przerwie z rodzinnych stron do miast, a także obawy przed brakiem płynności (w obliczu ograniczenia popytu) czy komponentów (gdyby wyczerpały się zapasy). Wiele firm pozostawało, a część nadal pozostaje, zamkniętych lub pracuje na pół gwizdka.

W obliczu kryzysu zdrowotnego ponad dwukrotnie wzrosła liczba produkowanych maseczek, a o kilkanaście procent - błyskawicznych makaronów i mrożonego mięsa. Absolutnie nie zwalniał za to bardziej zautomatyzowany i polegający na zapasach komponentów sektor hi-tech - statystycy zwrócili m.in. uwagę na produkcję smartwatchów czy opasek smart, ale też układów scalonych (+8,5 proc.), kluczowego surowca XXI wieku.
Głębsze było tąpnięcie sprzedaży detalicznej, która zmniejszyła się o 20,5 proc. I w tym przypadku jest to bezprecedensowa obniżka. Chińczycy ograniczyli zakupy, szczególnie tych produktów, które nie są niezbędne do życia - o ok. jedną trzecią skurczyła się sprzedaż odzieży, wyposażenia domów czy paliw i samochodów, nieco bardziej - biżuterii. Wzrosły za to wydatki na żywność i napoje czy "chińskie i zachodnie" leki. Do ponad jednej piątej zwiększył się udział e-handlu.

Najmocniej zanurkowały inwestycje - aż o 24,5 proc. Co ciekawe, dużo mniej inwestowały tak firmy prywatne, jak i oficjalnie kontrolowane przez władze. W obliczu epidemii najistotniejsze stało się przetrwanie w krótkim terminie, a nie rozwój działalności w długim.

Być może dzisiejsza publikacja nie powinna jednak dziwić. Pekin zdążył już wszak opublikować w ostatnich tygodniach fatalne odczyty wskaźników PMI za luty czy nieco mylące, ale tylko na pierwszy rzut oka, dane o handlu zagranicznym. Przekaz wydaje się jasny - Chiny zapłaciły wysoką cenę za powstrzymanie koronawirusa. Taki komunikat ma zachęcić Chińczyków do podwójnie wytężonej pracy, a dla władz być argumentem do przedsięwzięcia niezbędnych kroków, by wrócić na ścieżkę wzrostu i jak najszybciej odrobić straty.
Pół wieku wzrostu
Jeszcze silniejszym sygnałem może się okazać publikacja danych o wzroście produktu krajowego brutto w pierwszym kwartale. Załamanie oficjalnych odczytów wartości inwestycji, konsumpcji oraz produkcji (również usług) sugeruje, że Pekin po raz pierwszy od 1976 r. (koniec rewolucji kulturalnej) może zdecydować się na publikację uznającą spadek PKB. Wówczas był to co prawda odczyt roczny, a za miesiąc "tylko" kwartalny", ale i tak byłoby to duże wydarzenie w globalnej gospodarce.
Analitycy liczą co prawda, że głęboki spadek w okresie styczeń-luty doprowadzi do równie gwałtownego odbicia - na wzór litery V, a nie litery U. Do tego trzeba pamiętać o "chińskiej specyfice", w której to marzec, ze względu na obchody Nowego Roku księżycowego, odpowiada za aż 40 proc. aktywności w kwartale. Jednak aby w I kwartale wzrost PKB był naprawdę dodatni, aktywność w marcu musiałaby być wyjątkowo prężna. Tymczasem nie dość, że chińska gospodarka nadal nie wróciła do normalności (Trivium szacuje, że produkcja sięga ok. 70 proc. normalnego poziomu), to nie pomoże jej szybko pogarszająca się sytuacja za granicą, gdzie władze i mieszkańcy podejmują zdecydowanego działania mające na celu powstrzymanie rozwoju epidemii koronawirusa, co będzie skutkowało zakłóceniami łańcucha produkcji czy spadkiem popytu na wiele dóbr.
Oczywiście nie przeszkadza to w tym, by "na papierze" chińscy statystycy odnotowali wzrost PKB, ale tym razem władze wydają się gotowe oficjalnie uznać, że aktywność gospodarcza spadła w trudnych i wyjątkowych okolicznościach.
