Oficjalne tempo wzrostu gospodarczego Chin spadło w ubiegłym roku do najniższego poziomu od 1990 r. Jak jest w rzeczywistości? Tego nie wiemy. Nie ma to też tak wielkiego znaczenia.


Wzrost PKB jest obecnie najpopularniejszym wskaźnikiem makroekonomicznym na świecie. O ile w większości przypadków uznaje się, że pomiar produktu krajowego brutto ma sens (choć nie tak duży, jak chcieliby jego zwolennicy), ponieważ najlepiej oddaje kondycję gospodarczą państwa, regionu czy świata, to w przypadku Chin tak po prostu nie jest.
I nawet nie chodzi o to, że Chińczycy fałszują statystyki - manipulując danymi już na poziomie lokalnym i przekazując je potem do Pekinu, czy "dostosowując" wysokość deflatora PKB (miary zmiany cen) tak, by z nominalnego tempa wzrostu wyszedł "właściwy" wzrost realny. Wzrost PKB jest z góry znany - wyznacza go centrala, ale pozostałe podmioty (statystycy są ostatnim ogniwem w tym łańcuchu) muszą go zrealizować. Jest przyczyną, nie konsekwencją aktywności gospodarczej. W efekcie PKB rośnie jak od linijki, zgodnie z wolą Partii. W samym IV kwartale ubiegłego roku zwiększył się realnie o 6,4 proc. i był co prawda najwolniejszy od 2009 r., ale tylko o 0,4 p. proc. niższy niż trzy lata temu.


W wielu przypadkach nie ma znaczenia, czy dana inwestycja (czyli wydatek) ma ekonomiczny sens, czyli istnieje realna szansa, że przyniesie w przyszłości określoną korzyść albo chociaż pozwoli na spłatę zaciągniętego na jej realizację długu. Wzrost PKB jest miarą ilościową, a nie jakościową, szczególnie za Murem.
Xi Jinping przed kilkoma laty obiecywał, że to się zmieni. Że skończyły się czasy "kultu bożka PKB". Że zaczęła się era "nowej normalności". Że teraz liczy się jakość, nie ilość. Stopniowe spowolnienie tempa wzrostu PKB mogłoby wskazywać na to, że polityka przewodniczącego jest realizowana. W końcu PKB zwiększył się w ubiegłym roku realnie o 6,6 proc. - najmniej od 1990 r.


To jednak w sporej części pozór. Przede wszystkim tempo wzrostu zwalnia wraz ze wzrostem wielkości gospodarki. W ubiegłym roku PKB Państwa Środka po raz pierwszy w historii przekroczył 90 bln juanów, rosnąc o 8 bln juanów rok wcześniej, czyli więcej niż w 2007 r., gdy tempo wzrostu przekroczyło oficjalnie 14 proc. W rok chińska gospodarka urosła o ponad dwie gospodarki Polski, której PKB w 2018 r. wyniósł ok. 2 bln zł.
Ponadto liderzy Państwa Środka wciąż wyznaczają oficjalny cel wzrostu PKB. To, że jest on niższy niż wcześniej, nie musi świadczyć o tym, że Chiny z nieprzymuszonej woli rezygnują ze wzrostu ilościowego na rzecz jakości, a raczej o tym, że Pekin wykorzystał już w dużej mierze najtańsze paliwo rozwojowe - ogromne zasoby ziemi i ludności - i zderza się z konsekwencjami swoich wcześniejszych decyzji, m.in. niekontrolowanej, gwałtownej kreacji długu.
W tym kontekście, aby ocenić "stan zdrowia" krajowych finansów, tradycyjnie porównuje się wielkość PKB do wielkości zadłużenia. W przypadku Chin może to być jednak podwójnie zwodnicze - nie wiemy, jak duże są w rzeczywistości PKB i zadłużenie, a poza tym PKB nie jest miarą możliwości spłaty długu, ponieważ jest napompowane nieefektywnymi inwestycjami, które nie przyniosą zwrotu wystarczającego na obsługę czy spłatę kredytu. Tym niemniej warto zauważyć, że nominalny wzrost PKB w ostatnich dwóch latach zwalnia, co w pewnym stopniu musi oddawać możliwości obsługi zadłużenia.


Według oficjalnych wyliczeń w 2018 r. zadłużenie (wyznaczane przez poziom total social financing - najszerszą miarę kredytu wyliczaną przez Ludowy Bank Chin) zwiększyło się wyraźnie mniej niż w latach ubiegłych. Wciąż jednak rosło szybciej niż nominalny PKB, zwiększając lewar w gospodarce wbrew oficjalnej kampanii delewarowania.


To właśnie tempo przyrostu długu dyktuje za Murem tempo wzrostu PKB. Dlatego paradoksalnie niższy wzrost PKB może być dla gospodarki Chin korzystny - jeśli oznacza, że dług trafia do bardziej produktywnych przedsiębiorstw czy sektorów, a nie tam, gdzie chcą tego lokalne grupy interesów. Oczywiście może być też odwrotnie - jeśli ograniczenie dostępu do finansowania (w sektorze bankowości cienia) odcięło od środków bardziej produktywny sektor prywatny, a efekt został wzmocniony przez zwykłe cykliczne spowolnienie oraz groźby i działania prezydenta Donalda Trumpa.