To nie jest dobry czas na wyjazd do Czech, przynajmniej z perspektywy portfela przeciętnego Polaka. Za czeską walutę płacimy najwięcej w najnowszej historii, co jest pokłosiem m.in. odmiennej polityki banków centralnych z obu stron Sudetów.


Kurs korony czeskiej podany dziś przez Narodowy Bank Polski to 0,1823 zł. To najwyższy poziom w najnowszej historii – poprzedni szczyt wyznaczony został niemal dokładnie 10 lat temu (tamtą sytuację opisywaliśmy w artykule "Mocna korona kłuje w oczy Polaków" autorstwa Krzysztofa Kolanego).
Z polskiego punktu widzenia w ostatnich trzech tygodniach korona czeska ma za sobą wzrostową passę – bieżący miesiąc zaczynaliśmy od poziomu 0,1777 zł i niemal każdy kolejny dzień przynosił wzrost kursu.
Waluta naszych południowych sąsiadów jest też o 9,4 proc. droższa niż 12 miesięcy temu. Ta relacja w najbliższych tygodniach tylko się pogorszy, ponieważ punktem odniesienia niebawem będzie dołek CZK/PLN z października 2020 r. (poniżej 0,165 zł). Okolica 16 groszy za koronę była przedziałem zakotwiczenia kursu przez poprzednią dekadę. Wcześniejsze „awanse” na wyższe poziomy korona notowała po kryzysie w 2008 r. oraz w pierwszych latach nowego wieku.
Warto przyjrzeć się też zachowaniu korony i złotego od początku pandemii. O ile z krajowego punktu widzenia kurs euro wyraźnie wzrósł (co widać szczególnie boleśnie choćby dziś – więcej na ten temat w osobnym artykule), to z perspektywy czeskiej euro jest wręcz tańsze niż na początku marca 2020 r. - 25,4 CZK wobec 25,5 CZK. W tym samym czasie EUR/PLN wykonał skok z 4,31 zł do 4,63 zł. Inna waluta z „naszego koszyka” – węgierski forint – również się osłabił, choć nie tak mocno jak złoty (EUR/HUF wzrósł z 337 do 355 HUF).


Najbardziej oczywiste tropy dotyczące przyczyn opisywanej sytuacji wiodą do banków centralnych krajów V4, które zachowały swoje waluty (Słowacja od 2009 r. jest w strefie euro). Jak pisaliśmy we wczorajszym artykule dotyczącym czwartej z rzędu podwyżki stóp procentowych na Węgrzech, dwa tego typu ruchy mają za sobą również Czesi. Poprzedniej podwyżki nad Wełtawą dokonano 5 sierpnia, windując cenę pieniądza z 0,5 proc. do 0,75 proc.
W tym kontekście należy dodać, że również w sierpniu inflacja nad Wełtawą wzrosła do 4,1 proc., co dalece odbiegało od oczekiwań ekonomistów. Warto także przypomnieć, że cel inflacyjny Narodowego Banku Czech wynosi 2 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 punkt procentowy. To mniej niż w przypadku Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc. +/- 1 p.p.) czy Narodowego Banku Węgier (3 proc. +/- 1 p.p.).
Węgry 🇭🇺 po raz czwarty z rzędu podnoszą stopy procentowe, tym razem do poziomu wyższego (1,65%) niż w Polsce przed pandemią (1,5%).
— Michał Żuławiński (@M_Zulawinski) September 21, 2021
O tym, że w regionie stopy są o wiele wyższe niż u nas, nie ma nawet co wspominać. https://t.co/9W0hsSbiYk pic.twitter.com/WLnvHeCHoR
Analitycy oczekują, że na dwóch podwyżkach Czesi nie zamierzają poprzestać. W medialnych spekulacjach coraz mocniej pojawia się scenariusz, zgodnie z którym czeskie władze monetarne mogłyby dokonać podwyżki stóp mocniejszej od poprzednich, czyli o 0,5 punktu procentowego, do poziomu 1,25 proc. Kolejne posiedzenie decyzyjne CNB zaplanowano na 30 września.
- Póki co EBC nie planuje reagować na wysoką inflację, która jego zdaniem sama powróci do celu. Sytuacja Czech jest inna: nie potrzebujemy już powodów, do podnoszenia stóp procentowych. Zastanawiamy się teraz raczej nad tym, jak szybko i do jakiego poziomu powinniśmy podnieść stopy – powiedział wiceprezes CNB Tomas Nidetzky, którego słowa cytuje Bloomberg. Jak dodał, „ujemne realne stopy procentowe w długim okresie nie są zdrowe dla gospodarki”.
Poza kwestią inflacji czeski ekonomista zwrócił także uwagę na warunki na rynku pracy – czeskie bezrobocie, będące najniższym w UE, w czasie pandemii wzrosło tylko nieznacznie, a brak rąk do pracy na wielu stanowiskach rodzi presję na wzrost płac, co również przekłada się na inflację.


Inni członkowie czeskich władz monetarnych w ostatnich dniach otwarcie mówili o potrzebie podwyżki o 0,5 punktu procentowego, co byłoby największym jednorazowym skokiem czeskich stóp procentowych od 1997 r. Co ciekawe, wypowiedzi Tomasa Holuba oraz Marka Mory na ten temat znaleźć można na stronie czeskiego banku centralnego.
Wybory za pasem
Debata na temat poziomu stóp procentowych w Czechach przypada na okres poprzedzający wybory parlamentarne (8-9.10.2021 r.). Na tematy związane z polityką monetarną wypowiadają się także „zwykli” politycy, w tym premier Andrej Babisz. Słowa szefa czeskiego rządu już o wiele bardziej korespondują ze stanowiskiem prezesa Adama Glapińskiego.
- Nie jesteśmy odpowiedzialni za inflację. Nie ustalamy cen ropy naftowej, a nie jest rolą rządu radzenie sobie z inflacją – to zadanie banku centralnego. Byłoby jednak dobrze, gdyby bank centralny nie podnosił stóp procentowych, ponieważ nie odniesie to oczekiwanego skutku, nie wpłynie na rynki, a jedynie uderzy w ludzi i firmy – powiedział Babisz, który po wybuchu pandemii publicznie opowiadał się za utrzymywaniem niskich stóp procentowych. W podobnych słowach o negatywnych skutkach podwyższania stóp procentowych wypowiadała się czeska minister finansów Alena Schillerova.
Na odpowiedź ze strony banku centralnego nie trzeba było długo czekać. Jego szef Jiri Rusnok w niedzielę przypomniał, że realne stopy procentowe są nadal ujemne, a w ocenie banku centralnego należy wyprowadzić je na plus.
- Narodowy Bank Czech jest niezależną instytucją, której zarząd i jego członkowie, pozostając w zgodzie z prawem, nie muszą przyjmować instrukcji od nikogo, włączając w to prezydenta, parlament i rząd – oświadczyła z kolei rzeczniczka banku, Marketa Fiserova, której słowa cytuje Reuters.