

Stało się. Rada Polityki Pieniężnej wyzerowała nam najważniejszą cenę w gospodarce. W ten sposób Polska dołączyła do niechlubnego grona krajów o zerowych stopach procentowych, co doprowadzi do obalenia starych paradygmatów inwestycyjnych.
28 maja RPP zaskoczyła rynek i ścięła stopę referencyjną Narodowego Banku Polskiego z 0,50% do zaledwie 0,10%. Czyli w praktyce do zera. W ten sposób Polska dołączyła do krajów Zachodu, gdzie zerowe (lub wręcz ujemne) stopy procentowe obowiązują od przeszło dekady. Uważam majowe posunięcie rady za niezrozumiałe, niepotrzebne i przede wszystkim bardzo szkodliwe.


Tektoniczna zmiana w finansach
Już przed kryzysem – wywołanym bezprecedensowym „zamknięciem gospodarki” przez władze – w Polsce panowała represja finansowa. Czyli stan, w którym oszczędzający nie są w stanie w bezpieczny sposób ochronić swoich pieniędzy przed niszczącym wpływem inflacji. Od 2017 roku stopy w NBP utrzymywane były z reguły poniżej poziomu bieżącej inflacji CPI, zatem trzymanie pieniędzy na lokatach bankowych czy w obligacjach skarbowych przynosiło realne straty.


Przypomnijmy też, że jeszcze trzy miesiące temu stopy procentowe w Polsce wynosiły 1,50%, co także było rekordowo niskim (i w mojej ocenie stanowczo zbyt niskim) poziomem. Ale tydzień temu decydenci z RPP przekroczyli Rubikon. Bo różnica między 0,50% a 0,10% – choć z pozoru niewielka – stanowi tektoniczną zmianę w polskich finansach.
Rewolucja w 5 punktach
Po pierwsze, sprowadzenie stóp procentowych praktycznie do zera w zasadzie podważa sens oszczędzania pieniędzy. Jaki jest cel gromadzenia oszczędności, skoro nie generują one odsetek, a ceny dóbr i usług, które możemy za nie kupić, nieustannie idą w górę? Przekaz prezesa Glapińskiego i spółki jest więc trywialnie prosty: przestańcie oszczędzać, wydajcie wszystkie pieniądze, a najlepiej jeszcze weźcie kredyt. Jest to centralnie planowana promocja finansowej nieroztropności i jednocześnie karanie ludzi za przezorność i dbanie o własny portfel.
W pierwszej kolejności wychłostani zostali oszczędzający. Ale na dłuższą metę uderzenie w oszczędności zaszkodzi całej gospodarce, ograniczając przyszłe inwestycje i potencjał produkcyjny Polski. To typowy przykład polityki, która bieżący interes rządzących (tj. obniżenie kosztów obsługi szybko rosnącego długu publicznego) przekłada nad długofalowe interesy ekonomiczne kraju.
Po drugie, represja finansowa prawdopodobnie utrzyma się w Polsce przez następne lata. Doświadczenia Japonii, Stanów Zjednoczonych czy Europy uczą, że wyjście z reżimu zerowych stóp procentowych jest bardzo trudne, a może nawet niewykonalne bez gruntownej zmiany obecnego systemu finansowego. Dlatego należy oczekiwać, że zerowe (lub prawie zerowe) stopy procentowe pozostaną z nami na długo, nawet jeśli inflacja CPI będzie wysoka.
Warto więc przygotować się na dłuższy okres tej „nienormalnej” sytuacji. W wielu przypadkach będzie to oznaczało konieczność zmiany założeń inwestycyjnych i opróżnienia portfela z wielu bezpiecznych instrumentów: przede wszystkim lokat bankowych, papierów skarbowych i funduszy obligacji.
Przeczytaj także
Po trzecie, obniżenie stóp procentowych może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego i ograniczy akcję kredytową zamiast ją zwiększyć. A wszystko przez taki jeden przepis rodem z głębokiego średniowiecza, który przymusowo ogranicza wysokość pobieranych odsetek (tzw. ustawa antylichwiarska). Limit maksymalnego oprocentowania określa się według wzoru: (stopa referencyjna NBP +3,5%)*2. Przy stopie na poziomie 1,50% wynosił on 10%. Ale przy stopie w wysokości 0,10% bank nie może zażądać odsetek wyższych niż 7,2% rocznie.
Jeśli banki obniżą oprocentowanie depozytów w pobliże zera, to maksymalna marża odsetkowa wyniesie ok. 7 pp. Ta marża musi pokryć koszty funkcjonowania banku (pensje pracowników, utrzymanie placówek, koszty IT etc.) oraz ryzyko kredytowe. Jeśli bank oceni ryzyko związane z kredytem powyżej limitu oprocentowania, to takiego kredytu po prostu nie udzieli. W konsekwencji część potencjalnych kredytobiorców o niższej wiarygodności (zarówno osób fizycznych, jak i przedsiębiorstw) zostanie odprawiona z kwitkiem. Rzecz jasna banki będą się przed tą „antylichwą” bronić, podnosząc opłaty, prowizje i wciskając zupełnie niepotrzebne „ubezpieczenia”. Może też odbiją to sobie, podnosząc marże bardziej wiarygodnym klientom (np. w segmencie kredytów mieszkaniowych).
Lecz po czwarte, nawet te sztuczki nie uchronią sektora bankowego przed drastycznym obniżeniem rentowności. Już teraz banki przytłamszone są wysokimi składkami na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, podatkiem bankowym i stosunkowo wysokimi wymogami regulacyjnymi (co zresztą samo w sobie nie jest złe). Dorzucanie im do tego zerowych stóp procentowych może doprowadzić do sytuacji, w której słabsi kredytodawcy popadną w tarapaty finansowe (już teraz kilka banków ma problemy z osiągnięciem rentowności) lub zostaną sprzedane silniejszym graczom. Ta wymuszona konsolidacja branży negatywnie odbije się na konkurencji, co w konsekwencji będzie oznaczało wyższe ceny usług bankowych w przyszłości.
„Odzyskany” przez państwo Pekao SA szacuje, że tylko w 2020 roku decyzje RPP obniżą jego wynik netto o 500-700 mln zł. Kontrolowany przez Skarb Państwa PKO BP ocenia utracone wpływy na 850-900 mln zł. Prywatny Santander mówi o 635-700 mln zł, a mBank o 250-300 mln zł. Analitycy DM Trigon szacują, że zyski całego sektora spadną o 25-30%, ale są też głosy mówiące o spadku rzędu 50%.
Może i szeroka publika nie będzie ronić łez z powodu okrojenia bankowych profitów, ale skutki inwestycyjne będą daleko idące. Obniżka stóp w RPP oznacza, że niskie wyceny akcji banków notowanych na warszawskiej giełdzie na długo mogą pozostać zdołowane. Tymczasem sektor bankowy ma spory udział w giełdowych indeksach, więc jego słabość będzie skutkowała niższymi wycenami jednostek funduszy inwestycyjnych, w tym także emerytalnych. Inwestorzy indywidualni muszą się liczyć z okrojeniem bankowych dywidend w następnych latach.
Przeczytaj także
Po piąte, zerowe stopy procentowe można potraktować jako zbiorowy bailout dla tych wszystkich, którzy w ostatnich latach zadłużyli się na zakup nieruchomości. Zarówno w celach spekulacyjnych jak i na własny użytek. Przy (prawie) zerowym oprocentowaniu bankowych lokat i obligacji skarbowych nieruchomości mogą pozostać alternatywą pierwszego wyboru dla ludzi dysponujących większymi oszczędnościami. Zwiększa to ryzyko dalszego pompowania cen mieszkań pomimo pogorszenia koniunktury gospodarczej.
Na cięciu stóp w RPP zyskają ci, którzy wcześniej zadłużyli się na zakup nieruchomości – oni odnotują spadek miesięcznej raty. Ale ci, którzy dotąd nie kupili, będą musieli się liczyć z utrzymaniem bardzo wysokich cen. W otoczeniu spadku dochodów znacznej części społeczeństwa (spadek przychodów firm, redukcje płac, premii i zatrudnienia etc.) oznaczać to będzie spadek dostępności mieszkań. Zwłaszcza dla ludzi młodych, którzy dopiero wchodzą lub w najbliższych latach będą wchodzić na rynek pracy. Dla nich będzie to kolejna zachęta do opuszczenia Polski.
Reasumując, na zerowych stopach procentowych straci wielu, a zyskają nieliczni. Polacy zostaną poddani silniejszej represji finansowej, przed którą niewielu będzie potrafiło się obronić. Dotychczasowe schematy inwestycyjne odejdą do lamusa, a ich miejsce zajmą bardziej ryzykowne sposoby lokowania pieniędzy. Inwestycyjny świat zapewne już nigdy nie będzie taki jak dawniej.
