Polski inwestor indywidualny z roku na rok staje się coraz bardziej profesjonalny i systematycznie buduje swój portfel, równocześnie poszerzając swoje horyzonty o rynki zagraniczne i ETF-y. Najbardziej przeszkadza mu działalność polityków.


Ogólnopolskie Badania Inwestorów (OBI) przygotowywane przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII) ma na celu stworzenie profilu polskiego inwestora. Ankieta jest przeprowadzana co roku, a w tegorocznej edycji udział wzięło 4137 ankietowanych, a więc podobnie jak rok wcześniej i o ponad jedną czwartą więcej niż dwa lata wcześniej.
Przeciętny polski inwestor jest mężczyzną (91,4% - to ilościowa dominacja panów nad paniami) z wyższym wykształceniem (prawie 80%), zwykle w wieku do 45 lat (niemal 79%). Warto odnotować, że w tegorocznym OBI wciąż widać napływ na rynek „świeżej krwi”. W 2022 roku wzrosły w siłę najmłodsze frakcje polskiego inwestoriatu. Odsetek inwestorów niemogących startować w wyborach prezydenckich wzrósł z 38,7% do 40,3%, choć nie jest już tak spory, jak jeszcze dekadę temu, gdy inwestorzy w wieku do 35 lat stanowili niemal 60% ogółu uczestników ankiety.


Nie zmienił się za to fakt, że spora część polskich inwestorów może pochwalić się stosunkowo niewielkim doświadczeniem. Blisko połowa (47,7%) inwestuje od nie więcej niż 5 lat. Przynajmniej 10-letnim stażem może się pochwalić 35% inwestorów. „Stara gwardia” (powyżej 15 lat doświadczenia) od lat niezmiennie stanowi ok. 1/5 polskiego inwestoriatu.
Reklama„Fundamentalistów” jest więcej niż „techników”
Wśród wszystkich ankietowanych inwestorów przeważają zwolennicy analizy fundamentalnej (prawie 35%), ale jeszcze liczniejsza frakcja (39%) twierdzi, że w inwestowaniu łączy „fundamenty” z „techniką”. Zaledwie 8,6% określiłoby siebie jako „techników”. Co interesujące, odsetek „fundamentalistów” rośnie wraz z grubością portfela. Wśród „grubych ryb” (czyli dysponujących portfelami powyżej miliona złotych) analizę fundamentalną preferuje 45,3% ankietowanych. Frakcja wyznawców AT pozostaje podobna: 8,2%.


Być może ta przewaga „fundamentalistów” wynika ze zmiany nastawienia polskich inwestorów, jaka zaszła w ostatnich kilku latach. Dawniej na rynek kapitałowy przychodziło się po to, aby zarabiać. Jeszcze dekadę temu chęć uzyskania dodatkowych przychodów stanowiła główną motywację dla ponad 60% inwestorów. Teraz odsetek takich graczy stopniał do zaledwie 34,4%. Za to już 41,5% ankietowanych deklarowało, że ich głównym powodem obecności na rynku jest zgromadzenie kapitału na prywatną emeryturę. Przed „skokiem na OFE” z 2014 roku „emerytalną" motywacją kierowała się znikoma część inwestorów indywidualnych. Cóż, to chyba jedyny taki przypadek, aby ingerencja polityków w polski rynek kapitałowy przyniosła jakieś pozytywne (choć z całą pewnością niezamierzone!) efekty.
Portfele wciąż puchną. Inflacja silniejsza od bessy?
Mimo że ostatnie 12 miesięcy (a w przypadku mniejszych spółek także druga połowa 2021 roku) przyniosły silną przecenę akcji, to portfele polskich inwestorów indywidualnych wciąż rosły. Coraz mniej ludzi obracało kwotami poniżej 10 000 złotych. Skurczyła się także frakcja inwestorów dysponującymi aktywami wartymi mniej niż 50 tys. zł. Przybyło za to tych, którzy mieli na rachunku więcej niż 50 tys. oraz więcej niż sto tysięcy złotych.


Po raz pierwszy w historii badania wyodrębniona została też grupa inwestorów-milionerów. Niemal 6% ankietowanych zadeklarowało portfel o wartości powyżej miliona złotych. I to w sytuacji, gdy od początku roku WIG stracił 18,5%, a WIG20 poszedł w dół o przeszło 22% i przez sporą część roku był jednym z najgorszych giełdowych indeksów świata. Równocześnie ów milion złotych jest wart znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu. Tylko przez ostatnie 12 miesięcy siła nabywcza złotego zmniejszyła się o ponad 17%. W ciągu dwóch lat inflacja pożarła prawie 22% wartości polskiego pieniądza.
W świat idziemy, drodzy panowie
Obok „emerytalnej rewolucji” wśród polskich inwestorów trwa drugi trend. Jest nim zagraniczna ekspansja portfeli połączona z zastosowanie pasywnych funduszy ETF. Jeszcze cztery lata temu inwestowanie na zagranicznych giełdach czy korzystanie z ETF-ów deklarował mniej niż co 10. ankietowany.


„Pasywna rewolucja” połączona z zagraniczną ekspansją wybuchła w roku 2019 i z roku na rok się rozpędzała. Pomimo szykan ze strony Komisji Europejskiej (która faktycznie zabroniła nam inwestować w amerykańskie ETF-y za pośrednictwem polskich brokerów) w 2022 roku już ponad 40% ankietowanych inwestorów przyznawała się do posiadania jednostek ETF. Równocześnie prawie 30% inwestowała w akcje spółek zagranicznych. Jest to fundamentalna – i w mojej ocenie – pożądana zmiana, jaka na polskim rynku zaszła w ciągu ostatnich trzech lat.
Widać było też coraz większe różnice „portfelowe” w zależności od wieku inwestorów. Im młodsi, tym chętniej inwestowali w zagraniczne ETF-y i akcje oraz w kryptowaluty. Starsi wciąż preferowali akcje notowane na GPW, ale nawet wśród inwestorów urodzonych przed rokiem 1966 znaleźli się tacy, którzy mieli w portfelu kryptowaluty i aktywa zagraniczne. Wygląda na to, że dywersyfikacja geograficzna jest już zjawiskiem nie do zatrzymania.


W ostatnich 10 latach postępowała też klasyczna dywersyfikacja portfela. Jeszcze w roku 2012 niemal 90% inwestorów ograniczała swój portfel do maksymalnie kilku spółek. Byli to więc bardziej spekulanci niż budowniczowie długoterminowych portfeli inwestycyjnych. Teraz prawie połowa ankietowanych rozkłada swój kapitał na osiem lub więcej spółek. Przy tym niemal co piąty inwestor posiada już porządnie zdywersyfikowany i złożony z przynajmniej 15 walorów portfel.
Zmianę w nastawieniu widać też w odpowiedzi na pytanie o horyzont inwestycyjny. W tegorocznym OBI rekordowe 67,1% ankietowanych przyznało, że trzyma akcje dłużej niż rok. Jeszcze kilka lat temu tacy długoterminowi inwestorzy stanowili ok. 1/3. Powoli wymiera za to zawód daytradera – przynajmniej w ramach GPW. Całkiem możliwe, że krótkoterminowi gracze przerzucili się na kryptowaluty lub platformy foreksowe.
Co ciekawe, nawet zdecydowana większość inwestujących w kryptowaluty deklaruje trzymanie ich dłużej niż rok. Złośliwi zapewne powiedzą, że na skutek tegorocznego załamania wycen kryptowalut ich posiadacze zostali „inwestorami długoterminowymi” nie z wyboru, lecz z powodu niechęci do zaksięgowania kilkudziesięcioprocentowych strat.
Gdyby nie ci politycy…
Pomimo tych wszystkich (na ogół pozytywnych) zmian jedna rzecz pozostaje niezmienna. Za największą słabość polskiego rynku kapitałowego inwestorzy gremialnie uznają działania polityków i państwa. Wpływ (najczęściej negatywny) krajowych notabli za największą bolączkę uznało 54,5% ankietowanych inwestorów. To wynik o 20 punktów procentowych wyższy niż rok temu! I trudno się temu dziwić, skoro rządzący demolują nam giełdową energetykę czy sektor bankowy.


Na drugie miejsce spadł nawet podatek Belki, który za największy problem uznało 43,6% ankietowanych. To rezultat zbliżony do tego z 2021 roku. Być może w najnowszej edycji OBI „belka” przegrała z wpływem polityki tylko dlatego, że przy tak silnej bessie znacznie trudniej jest o opodatkowalne zyski. Natomiast dobrą wiadomością jest fakt, że zaledwie 6,4% badanych za największą bolączkę uznało niską jakość rynkowych instytucji. Mało popularną opcją były też złe uwarunkowania prawne czy jakość komunikacji spółek z inwestorami. Nawet przestępstwa na rynku (15,5%) nie wydawały się aż takim problemem jak działalność polityków.
Jak co roku w OBI znalazło się też pytanie o najważniejsze źródła informacji. Wśród portali internetowych po raz piętnasty z rzędu wygrał Bankier.pl. Więcej na ten temat piszemy w osobnym artykule.