W ciągu tygodnia Donald Trump zerwał z pięcioma fundamentalnymi tezami głoszonymi podczas kampanii wyborczej. To zapewne spore rozczarowanie dla zwolenników nowojorskiego miliardera, lecz nie powinno budzić zdziwienia u racjonalnych obserwatorów amerykańskiej polityki.


Nie od dziś wiadomo, że politycy na ogół co innego mówią przed wyborami, a zupełnie co innego robią, gdy (jeśli) już zostaną wybrani. Nie inaczej jest w przypadku Donalda Trumpa, który w 2016 roku zszokował media głównego nurtu, zdobywając władzę w Stanach Zjednoczonych.
Choć Trump jest miliarderem należącym do nowojorskiej śmietanki biznesowej, podczas kampanii wyborczej przedstawiał się jako „głos ludu” i rzecznik interesów amerykańskiej klasy pracującej. Media i nieprzychylni mu politycy (czyli prawie wszyscy) okrzyknęli Trumpa „populistą”, „ksenofobem”, „rasistą” i w ogóle obrzucili etykietami w reżymie poprawności politycznej służącymi do określenia wszystkiego najgorszego.


Nie minęło sto dni prezydentury, a Donald Trump zerwał z pięcioma deklaracjami wyborczymi.
1 .Trump nie zamierza ogłosić Chin „manipulatorem walutowym”, choć odgrażał się, że zrobi tak jeszcze pierwszego dnia swej prezydentury. Ta wolta znacząco redukuje prawdopodobieństwo narzucenia ceł na chińskie towary i wojny handlowej pomiędzy dwoma największymi gospodarkami świata. Wycofanie się z tych zamiarów może nas tylko cieszyć.
2. 7 kwietnia armia Stanów Zjednoczonych na rozkaz Donalda Trumpa zbombardowała bazę syryjskich sił powietrznych w pobliżu Homs, co można uznać za oficjalne włączenie się USA w wojnę domową w Syrii. Trump jako kandydat na urząd prezydencki wielokrotnie krytykował administrację Baracka Obamy za prowokowanie konfliktów na Bliskim Wschodzie. Tyle że Obama oparł się naciskom waszyngtońskich „jastrzębi” i nie zaatakował wojsk syryjskiego dyktatora Baszszara al Asada.
3. Podczas kampanii wyborczej Donald Trump bezpardonowo i niebezzasadnie krytykował ultraekspansywną politykę Rezerwy Federalnej oraz działania samej przewodniczącej Fedu Janet Yellen.
„Muszę być z wami szczery – naprawdę lubię politykę niskich stóp procentowych” - powiedział prezydent Trump w środowym wywiadzie dla „The Wall Street Journal”. Co więcej, prezydent nie wykluczył pozostawienia pani Yellen na drugą kadencję, choć wcześniej deklarował, że tego nie zrobi. Wielu wyborców Trumpa – sympatyków libertariańskiego ruchu Tea Party – uznaje politykę (lub wręcz sam fakt istnienia Fedu) za jedną z głównych przyczyn kryzysu gospodarczego w USA i pauperyzacji klasy średniej.
4. „Uważam, że nasz dolar robi się zbyt mocny i częściowo jest to moja wina, ponieważ ludzie pokładają we mnie zaufanie. Ale to nas boli i ostatecznie nas zaboli” – to także fragment z wywiadu dla „WSJ”. Tym razem to cios w plecy zadany Wall Street, gdzie od listopadowych wyborów prezydenckich grano na trend „reflacyjny” połączony z umocnieniem dolara. Uderzenie w „zielonego” nie powinno nas martwić, gdyż mocny dolar nie leży w interesie polskiej gospodarki.
Przeczytaj także
Analitycy, ekonomiści i finansiści od kilku miesięcy powtarzali, że reflacyjna polityka Trumpa (wyższe wydatki, niższe podatki i większy deficyt) skutkować będą wyższą inflacją, szybszym wzrostem PKB i wyższymi stopami procentowymi, co miało umacniać amerykańską walutę. Tyle że to akurat słaby dolar lepiej wpisuje się w politykę „repatriacji” miejsc pracy do USA i zbilansowania potężnego amerykańskiego deficytu handlowego.
5. Przed przeprowadzką do Białego Domu Trump określił NATO jako organizację „przestarzałą” i wielokrotnie wytykał europejskim sojusznikom, że zbyt mało wydają na wojsko. „Mówiłem, że jest przestarzałe. Ale już nie jest przestarzałe” – tak prezydent USA wypowiedział się o NATO podczas środowej konferencji prasowej z sekretarzem generalnym Paktu Jensem Stoltenbergiem. Ta zmiana w polityce Donalda Trumpa także nie powinna nas martwić.
Przed wyborami jak i tuż po nich media i opozycja demonizowała Trumpa jako polityka prorosyjskiego lub wręcz szerząc oskarżenia o wsparcie rosyjskiego wywiadu podczas kampanii wyborczej. Także na Kremlu liczono, że Republikanin będzie bardziej przychylnym okiem patrzył na interesy Rosji. Po czym Trump zbombardował Syrię i wprost zażądał odejścia popieranego przez Rosję Asada. Na linii Waszyngton-Moskwa powiało chłodem. Władimir Putin długo się boczył i dopiero w ostatniej chwili zgodził się przyjąć amerykańskiego sekretarza stanu Rexa Tillersona. Tak, tego samego Tillersona, któremu media głównego nurtu przypięły łatkę „przyjaciela Putina” tylko dlatego, że kierowany przez niego koncern Exxon Mobil robił interesy w Rosji.
Dodajmy do tego, że Trumpowi i Republikanom nie udało się zrealizować jednej z kluczowych obietnic wyborczych, jakim było rozmontowanie reformy ubezpieczeń medycznych przeforsowanej przez poprzednią ekipę (tzw. Obamacare). Wciąż nie zostały też przedstawione nawet założenia wielkiej reformy podatkowej stanowiącej jeden z filarów programu Donalda Trumpa.
Przeczytaj także
Pod znakiem zapytania stoi budowa muru na granicy z Meksykiem. Prezydent musi na niego otrzymać pieniądze od Kongresu. Podobnie jak w przypadku głosowania nad zniesieniem Obamacare istnieje obawa, że konserwatywni Republikanie nie poprą podwyżki limitu długu bez istotnego cięcia wydatków budżetowych, w tym dofinansowania dla aborcyjnej organizacji Planned Parenthood. A to propozycja nie do przełknięcia dla lewicy (tj. Demokratów). Demokraci mogą powiązać kwestię finansowania meksykańskiego muru z podniesieniem limitu długu publicznego, który już pod koniec kwietnia może doprowadzić do tzw. zamknięcia rządu.
W ten oto sposób jeszcze do wakacji Donald Trump może zostać zmuszony do wycofania się z kluczowych zapowiedzi z kampanii wyborczej. O ile w przypadku polityki handlowej i siły dolara byłby to być duży plus, o tyle fiasko deregulacji gospodarki, reformy podatkowej czy programu budowy infrastruktury byłoby silnym ciosem w nadzieje inwestorów kupujących amerykańskie akcje i dolara.