Jeszcze w zeszłym tygodniu Donald Trump mówił, że Chiny są "mistrzami świata w manipulowaniu walutą", a podczas kampanii wyborczej notorycznie odgrażał się, że w pierwszy dzień sprawowania urzędu mianuje Państwo Środka manipulatorem walutowym. Teraz zmienił zdanie. I bardzo dobrze.


- Chiny nie są manipulatorem walutowym - powiedział prezydent USA w opublikowanym wczoraj wywiadzie dla "Wall Street Journal" i zapowiedział, że jego administracja nie wyda decyzji o określeniu Państwa Środka tym mianem w spodziewanym w tym miesiącu raporcie.
Skąd taka zmiana stanowiska? Jak tłumaczy, Pekin nie manipuluje juanem "od miesięcy", a decyzja mogłaby narazić na szwank rozmowy ws. Korei Północnej.
W amerykańskim prawie zapisano trzy kryteria, które określają, czy dany kraj "zasługuje" na miano manipulatora walutowego:
- duża nadwyżka w handlu ze Stanami Zjednoczonymi,
- wyraźna nadwyżka na rachunku obrotów bieżących (nie tylko z USA, ale całym światem),
- regularne stosowanie jednostronnych interwencji na rynku walutowym w celu osłabienia waluty.
Jako że powyższa charakterystyka nie jest zbyt konkretna, Departament Stanu doprecyzowuje warunki: nadwyżka w handlu z USA przekracza 20 mld USD, nadwyżka na rachunku obrotów bieżących: 3% PKB, a wartość netto interwencji walutowych w ciągu 12 miesięcy: 2% PKB. Spełnienie dwóch kryteriów w nieodległej przeszłości lub teraz powoduje, że państwo trafia na listę obserwowanych - obecnie są to: Chiny, Japonia, Korea Południowa, Tajwan, Niemcy i Szwajcaria. Trzy uprawniają do mianowania kraju manipulatorem walutowym.
Chiny spełniają tylko jeden z powyższych warunków - mają ogromną nadwyżkę w bilateralnym handlu z USA. W zeszłym roku wyniosła ona 347 mld USD. Jeżeli chodzi o rachunek bieżący, to nadwyżka już od dawna nie jest tak wielka, jak w 2007 roku, gdy wyniosła ponad 10%. Przez ostatnie 6 lat utrzymuje się poniżej 3% - w ubiegłym roku wyniosła zaledwie 1,8%.
Najbardziej jaskrawy jest jednak ostatni przykład - od kilku lat Ludowy Bank Chin interweniuje bowiem na rynku walutowym w celu powstrzymania spadków juana. Po tym, jak pod koniec 2013 roku Fed zaczął zacieśniać politykę monetarną, kapitał rozpoczął ucieczkę zza Muru. Sytuacja nasiliła się w 2015 roku, gdy chiński bank centralny poddał się presji rynkowej i niespodziewanie obniżył kurs referencyjny USD/CNY. Do tego doszły zmasowana kampania antykorupcyjna czy pojawianie się i pękanie kolejnych baniek spekulacyjnych. Decydenci w Pekinie podjęli decyzję o hamowaniu spadku wartości "czerwonego". Od czerwca 2014 roku wartość chińskich rezerw walutowych zmniejszyła się o bilion dolarów, czyli niewiele mniej niż wynoszą rezerwy Japonii, która zajmuje pod tym względem drugie miejsce na świecie.


Od kilku lat trudno zatem określić Chiny manipulatorem walutowym w myśl amerykańskich przepisów. Owszem, działania podejmowane przez Pekin można określić mianem manipulowania przy walucie, ale w drugą stronę, czyli wspieraniem jego wartości. Dlatego słowa Trumpa z kampanii wyborczej należy traktować jako instrument walki politycznej, a nie analizę gospodarczą, co nie jest niczym dla polityków niezwykłym. Prezydent USA zyskał w ten sposób poparcie wyborców i wywarł presję na Pekin w innych sprawach, np. Korei Północnej.
Warto przy tym zauważyć, że nadanie kraju miana manipulatora walutowego obecnie nie niesie za sobą poważnych konsekwencji, poza wizerunkowymi. W takiej sytuacji strony mają rok na rozwiązanie problemu. Jeśli nie uda się wypracować satysfakcjonującego rozwiązania, sankcje nie są zbyt poważne: amerykańska agencja rządowa OPIC przestaje finansować inwestycje amerykańskich firm w manipulującym kraju. W przypadku Chin nie jest to żaden argument, bo Waszyngton zablokował tę możliwość lata temu, po masakrze na Placu Tiananmen.
Rzecznik prasowy Departamentu Skarbu potwierdził, że w najbliższym wydawanym co pół roku raporcie Departamentu dla Kongresu Chiny nie będą określone mianem manipulatora walutowego. Uwaga USA może się za to skoncentrować na Tajwanie i Korei Południowej. Trudno powstrzymać się jednak od konkluzji, że zarzut o manipulowaniu walutą w ustach Amerykanów brzmi dosyć śmiesznie.