Nie będziesz drugim
Warrenem Buffettem, ale możesz być jak jego żona i miliony innych uczestników
„pasywnej rewolucji”.


Nie oszukujmy się. Z bliskim pewności prawdopodobieństwem nikt z nas nie zostanie Warrenem Buffettem i nie wejdzie do ścisłej czołówki najbogatszych ludzi świata dzięki inwestorskiemu geniuszowi. Powodów jest mnóstwo (opisywaliśmy je w recenzji filmu „Być jak Warren Buffett”, który do dziś polecamy), jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by od legendarnego inwestora się uczyć oraz nim inspirować.
W sieci jest mnóstwo artykułów dotyczących sposobu inwestowanie Warrena Buffetta (choćby nasze „5 złotych myśli Warrena Buffetta” czy „Pięć inwestycyjnych lekcji Warrena Buffetta”), dlatego teraz skupimy się na innym aspekcie podejścia „wyroczni z Omaha” do inwestowania. Chociaż sam Buffett jest wręcz podręcznikowym przykładem aktywnego inwestora skrupulatnie wybierającego spółki do swojego portfela (cokwartalne w nim przetasowania są zawsze opisywane przez branżowe media, szczególnie w USA), to równocześnie 91-latek jest także entuzjastą inwestowania pasywnego, które rekomenduje m.in. swoim bliskim.
Zakład Buffetta
W maju 2006 r., na dorocznym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Berkshire Hathaway, Buffett mówił do zgromadzonych o kosztach transakcyjnych ponoszonych przez inwestorów. To właśnie wtedy zadeklarował, że jest gotów postawić milion dolarów na to, że w ciągu najbliższej dekady fundusz odwzorowujący indeks S&P500 (grupujący największe amerykańskie spółki) osiągnie lepszy wynik niż 10 dowolnych funduszy hedgingowych wybranych przez drugą stronę zakładu (po uwzględnieniu opłat i prowizji).
Buffett rzucił wyzwanie amerykańskim inwestorom instytucjonalnym i… nikt go nie podjął. Przynajmniej na początku. Dopiero w 2008 r. znalazł się śmiałek – był to Ted Seides z firmy Protege Partners. Kulisy zakładu, który przykuwał uwagę mediów finansowych przez kolejną dekadę, opisał Krzysztof Kolany w tym artykule.
Lektura dodatkowa
Jeszcze szerszy opis, jak również prezentacja innych bohaterów „pasywnej rewolucji” w inwestowaniu (m.in. zmarłego w 2019 r. Jacka Boogle’a, założyciela firmy Vanguard, którego Buffett nazwał mianem „bohatera milionów inwestorów)” znajduje się na kartach nowo wydanej książki „Trillions: How a Band of Wall Street Renegades Invented the Index Funds and Changed Finance Forever” (ang. „Biliony: jak banda buntowników z Wall Street wymyśliła fundusze indeksowe i na zawsze zmieniła finanse”) autorstwa dziennikarza Robina Wiggleswortha. Póki co pozycja dostępna jest tylko w języku angielskim.
Przejdźmy do sedna. Zwycięstwo Buffetta w zakładzie było bezapelacyjne – wybrane do zakładu fundusze hedgingowe „wykręciły” od 0,3 do 6,5 proc. stopy zwrotu. W tym samym czasie indeksowy fundusz oparty o S&P500, na który postawił Buffett, dał zarobić 8,5 proc. Wszystko oczywiście na czysto, po potrąceniu prowizji, które większe były w przypadku zarządzających w sposób aktywny.


- Amerykańscy inwestorzy corocznie płacą oszałamiające sumy doradcom (...) Czy inwestorzy naprawdę otrzymują cokolwiek w zamian?” – pytał retorycznie Warren Buffett w liście do akcjonariuszy Berkshire Hathaway z 2018 r. Inwestor zwrócił uwagę, że żaden z setek dobrze opłacalnych i dobrze zmotywowanych, ciężko pracujących profesjonalistów nie potrafił regularnie osiągać wyników lepszych niż rynek. „Wyrocznia z Omaha” nie bez lekkiej dozy złośliwości przypominała też, że niezależnie od osiągniętej stopy zwrotu zarządzający funduszem wypłaci sobie 2,5 proc. rocznie od zarządzanych aktywów. „Wyniki przychodzą i odchodzą. Prowizje nigdy się nie zmieniają” – mówił Buffett.
Być jak żona Buffetta
Jeszcze na przed rozstrzygnięciem słynnego zakładu, w liście do akcjonariuszy najbardziej znany inwestor świata podzielił się radą inwestycyjną, którą zapisał w swoim testamencie. Większość majątku, w tym wszystkie akcje Berkshire Hathaway, trafi do organizacji charytatywnych natomiast część pozostałych środków inwestora ulokowana zostanie w funduszu powierniczym żony Buffetta, Astrid Menks (to druga żona miliardera, wcześniej przez 52 lata był w związku z Susan Thompson, która zmarła w 2004 r.).
- Moja rada nie może być prostsza: ulokować 10 proc. środków w krótkoterminowe obligacje rządowe oraz 90 proc. akcji w tani fundusz odwzorowujący S&P500 (sugeruję Vanguarda). Wierzę, że w długim terminie stopa zwrotu z takiego portfela będzie wyższa od tego, która osiągnie większość inwestorów – niezależnie od tego, czy mowa o funduszach emerytalnych, inwestorach instytucjonalnych czy indywidualnych – którzy zatrudniają wysoko wynagradzanych zarządzających – napisał Buffett w 2013 r.
Strategia 90/10 może wydawać się nieco ryzykowna, szczególnie zważywszy na wiek żony Warrena Buffetta (Astrid Menks ma 75 lat, a standardowo przyjęło się, że im człowiek starszy, tym mniej ryzykownych instrumentów powinien posiadać), jednak warto pamiętać, że nie mówimy tu o osobie, której na starość głód zajrzy w oczy, ze względu na samą skalę majątku. Dodatkowo sam Buffett znany jest z jednoznacznie pozytywnego stosunku do inwestowania w USA (stąd w jego radzie brak jakiejkolwiek dywersyfikacji geograficznej, choć oczywiście wielkie amerykańskie korporacje działają na całym świecie). Na marginesie - równie jednoznaczny, lecz całkowicie odwrotny, jest stosunek Buffetta do złota.
Pasywne klocki
Prosty plan inwestycyjny Buffetta dla jego żony, który oczywiście w żadnym wypadku nie może być brany za poradę inwestycyjną dostosowaną do potrzeb wszystkich innych osób, na swoją modłę przerobić można na dwa sposoby: samodzielnie lub automatycznie.
Samodzielne skomponowanie takiego portfela zakłada otwarcie rachunku w biurze maklerskim oferującym dostęp do zagranicznych ETF-ów (na GPW jest ich póki co tylko kilka, choć oferta rośnie), wybrać fundusze, w które chcemy zainwestować. Fundusze te będą notowane na giełdach europejskich (np. Londyn, Frankfurt, Paryż, Amsterdam), gdyż bezpośredni dostęp do rynku amerykańskiego utrudniają unijne regulacje – nie ma jednak obaw, najważniejsze ETF-y z USA (na S&P500, obligacje czy złoto) mają swoje europejskie odpowiedniki.
Jak co miesiąc podajemy, podajemy wyniki modelowych 🤖portfeli. Październik, jak wszędzie, był udany. Złoty praktycznie nie wpłynął na wyniki👇
— Finax Inteligentne 🤖Inwestowanie (@FinaxPoland) November 3, 2021
▶️ Pamiętajcie, że inwestowanie wiąże się z ryzykiem, a historyczne wyniki niczego nie gwarantują! pic.twitter.com/SZcqHhiMok
- W Finax też możesz zbudować sobie portfel 90-10, znacznie bardziej zdywersyfikowany niż ten żony Buffetta (S&P500 stanowi w nim 35%) i bardziej długoterminowy po stronie obligacji. W ostatnim roku, do października, dał aż 34,5%, ale nie ma się co łudzić, że to wynik do powtórzenia. Raczej patrzyłbym na średnią stopę zwrotu z takiego modelowego portfela 90-10 w dłuższym horyzoncie. W ostatnich 20 latach to teoretycznie 8,2% zysku rocznie. Ciekawe, czy ktoś z czytelników Bankiera pokonuje ten poziom w długim terminie - mówi Przemysław Barankiewicz, country manager Finaxa w Polsce.
W dalszej części procesu inwestycyjnego musimy a) dokładać środki do portfela b) utrzymywać założone proporcje między poszczególnymi składnikami (tzw. rebalancing). Gdy bowiem założymy sobie, że chcemy mieć 90 proc. akcji i 10 proc. obligacji, a po jakimś czasie akcje podrożeją a obligacje potanieją, to nasza proporcja może zachwiać się np. do 95:5. Jeżeli nie zmieniliśmy swoich założeń inwestycyjnych, musimy sprzedać część akcji i dokupić obligacji.
Drugą metodę komponowania pasywnego portfela inwestycyjnego oferują robodoradcy. Za przykład posłużyć może Finax, o którym szeroko pisaliśmy w artykule „Finax uczy taniego inwestowania na giełdzie”.
Robodoradca najpierw zbada nasze preferencje i na ich podstawie zdecyduje, jaki procent akcji i obligacji, a w zasadzie odwzorowujących je ETF-ów, znajdzie się w naszym portfelu (proporcje możemy też wskazać sami). Następnie nasze środki zostaną rozłożone pomiędzy wybrane fundusze – w przypadku Finaxa jest ich dziesięć i według zapewnień robodoradcy, zapewniają one ekspozycję na 70 proc. rynku akcji i obligacji. Wspomniany wyżej rebalancing odbywa się automatycznie – pozwala to zaoszczędzić nieco na opłatach transakcyjnych. Rzecz jasna nie ma nic za darmo. Robodoradca pobiera swoją dolę, w przypadku Finaxa standardowo mowa o 1,2 proc. wartości naszej inwestycji rocznie (1 proc. + słowacki VAT).
Inwestuj jak lubisz
Pokonanie rynku jest możliwe, czego dowodem jest sam Warren Buffett. Wiedza, umiejętność łączenia faktów, talent, odporność na stres, pewność siebie, tolerancja ryzyka, a nawet łut szczęścia – wszystko to składa się na inwestycyjny sukces. Aktywnych inwestorów nie zabraknie raczej nigdy, ostatecznie udowodnienie swojej wyższości nad innymi wpisuje się w ludzką naturę. Rzecz jasna aktywni inwestorzy też mają swoją rolę – w końcu rynek jakoś musi „odkrywać” właściwą cenę akcji czy obligacji.
Pasywna rewolucja, która od lat przetacza się przez Zachód, a do Polski dopiero dociera, sprawia, że nie trzeba brać udziału w inwestycyjnym wyścigu o jak najwyższa stopę zwrotu, lecz można stanąć nieco z boku i zadowolić się stopą rynkową (tzn. taką, jak wyznaczą nam indeksy odwzorowywane przez fundusze ETF grupujące najrozmaitsze aktywa). Raz będzie to mniej niż w produktach aktywnie zarządzanych, innymi razy więcej, ale z całą pewnością będzie taniej – co ma szczególne znacznie w długim okresie.
Wychodząc z założenia, że jakiekolwiek inwestowanie jest o wiele lepsze niż brak inwestowania, każdej osobie dysponującej wolnymi środkami życzymy odnalezienia takiego sposobu, z którym czuła się będzie dobrze. Ostatecznie spokojny sen też ma swoją wartość, najczęściej nieprzeliczalną na pieniądze.