Film „Być jak Warren Buffett” nie sprawi, że zostaniesz miliarderem. Dokument ten obejrzeć jednak warto, aby z kilku różnych stron spojrzeć na jednego z najbogatszych, a przy tym najbardziej nietuzinkowych ludzi chodzących obecnie po Ziemi. Po seansie zadowoleni mogą być zarówno giełdowi wyjadacze, jak i osoby, które wcześniej nie wiedziały, kim jest „wyrocznia z Omaha”.


W filmie „Być jak Warren Buffett” (dostępny w HBO GO w wersji z polskimi napisami) reżyser Peter Kunhardt przedstawia legendarnego inwestora przez pryzmat jego rad dla młodzieży zgromadzonej w szkolnej klasie, relacji osób mu bliskich oraz rozmów z nim samym. Każde z tych ujęć pokazuje jednego z najbogatszych ludzi w nieco inny sposób.
Być geniuszem
Z dużym prawdopodobieństwem nikt z nas nie zostanie Warrenem Buffettem i to z kilku powodów. Po pierwsze mało kto był matematycznym geniuszem, który w ekspresowym tempie przeskakiwał z klasy do klasy, a w czasie wolnym bawił się liczbami i zaczytywał w „Almanachu światowym” oraz książkach w rodzaju „Tysiąc sposobów na zarobienie tysiąca dolarów”. Jak podsuwa film, ta ostatnia pozycja była źródłem pierwszego szalonego pomysłu biznesowego Warrena Buffetta (dotyczyła wag ulicznych).
Po drugie nikt z nas nie urodził się w rodzinie amerykańskiego maklera (a następnie kongresmena), nie dorastał w realiach konserwatywnej Ameryki lat 30. i 40. i nie pobierał nauk od takich legend inwestowania jak Benjamin Graham (autor „Inteligentnego inwestora”) czy David Dodd. Pójście po części w ślady ojca - relacje z nim to jedna z bardziej zagadkowych kwestii poruszonych w filmie - to jedno, warto jednak zwrócić uwagę także na wczesne dzieciństwo głównego bohatera filmu.
Młody Buffett, choć nie pochodził przecież z biednej rodziny (w filmie wykorzystano zdjęcia z rodzinnego aparatu czy kamery (!), a przecież Buffett urodził się w 1930 r.) lecz mimo to chodził od domu do domu, sprzedając Coca-Colę, gumy do żucia czy gazety. Jak sam przyznaje, w ten sposób dorabiał do skromnego kieszonkowego i to właśnie wówczas połknął bakcyla przedsiębiorczości. Konia z rzędem temu, kto dziś pozwoliłby swojemu dziecku na takie hobby, nie wspominając już o tym, że w wielu miejscach świata, także w Polsce, byłoby to dziś nielegalne.
Być inwestorem
Film o najsłynniejszym inwestorze nie może się obyć bez smaczków dla entuzjastów giełdy. Buffett serwuje nam więc kolejne maksymy w stylu „Zasada numer jeden: nigdy nie trać pieniędzy. Zasada numer dwa: nigdy nie zapominaj o zasadzie numer jeden”. Słynnych cytatów w filmie znajdujemy więcej (także te z artykułu „5 złotych myśli Warrena Buffetta”. Nawet jeżeli zna się je na pamięć, zawsze miło usłyszeć je raz jeszcze i to z ust samego autora. Ostatecznie złote myśli są jak piosenki i najbardziej lubimy te, które już raz słyszeliśmy.
Najważniejsza lekcja inwestycyjna, która płynie zarówno z filmu, jak i wszelkich publicznych „nauk” Buffetta, pozostaje niezmienna: znaj swoje ograniczenia, nie inwestuj w coś, na czym się nie znasz i nie rób niepotrzebnych ruchów. Film lekcję tę przedstawia bardzo obrazowo, co może przydać się szczególnie niedoświadczonym inwestorom, wychowanym już w erze obrazów i symboli. Kilka kadrów (czy złotych zasad) warto zapamiętać i przypominać sobie, gdyby nadeszła nas ochota np. na zainwestowanie w bitcoina bez znajomości zasad jego działania.
Warren Buffett to oczywiście zarówno inwestor, jak i szef szóstej najwyżej wycenianej spółki na świecie (wyżej są tylko technologiczni giganci: Apple, Google, Microsoft, Amazon i Facebook). W chwili, gdy piszę ten artykuł, spółka Buffetta warta jest 424 mld USD. To więcej niż np. Boeing, Intel i McDonald’s razem wzięte.
Wbrew moim pierwotnym obawom, film wcale nie pokazuje Berkshire Hathaway, inwestycyjnego wehikułu Buffetta, w sztampowej formie, jedynie z pozycji ogromnych przychodów, wycen i dywidend. Taką rzeczywistość bez trudu odnajdziemy, wykonując kilka kliknięć na stronie holdingu. Jako że film zdecydowanie adresowany jest do szerokiej publiczności, mamy zamiast tego obrazki z walnych zgromadzeń akcjonariuszy, które Buffett zamienił w prawdziwy festiwal kapitalizmu.


Oto bowiem z całego świata do Omaha przyjeżdżają właściciele akcji spółki, którzy mogą twarzą w twarz porozmawiać z zarządem, z bliska poznać produkty spółek kontrolowanych przez Berkshire, a nawet wysłuchać, jak śpiewa zarządzający ich pieniędzmi finansowy geniusz. Istny Disneyland. Życzyłbym sobie, żeby wraz z upowszechnianiem się inwestowania na giełdzie, WZA polskich prywatnych spółek zaczęły nawiązywać do rozmachu swoich zachodnich odpowiedników (nawet jeżeli Buffetta i Berkshire Hathaway nigdy nie przeskoczymy, to próbować warto). Gdyby za relacje inwestorskie przyznawano Nagrodę Nobla, Warren Buffett i jego spółka byliby murowanymi faworytami.
Być człowiekiem
Jako osoba, która notorycznie stroni od lektury rubryk plotkarskich w prasie czy stron internetowych o tej tematyce, bez bicia przyznam się, że o życiu prywatnym Warrena Buffetta wiedziałem dość mało. Skoro jednak w filmie wypowiadają się przyjaciele, troje dzieci oraz zmarła żona „wyroczni z Omaha” (bardzo zgrabnie wykorzystano zdjęcia archiwalne), szybko udało mi się tę białą plamę zapełnić. W oparciu o kilkadziesiąt minut filmu daleki jestem od formułowania wniosków odnośnie do tego, jak życie prywatne wpłynęło na Buffetta jako inwestora.


Tym niemniej kogoś może zainteresować, że jeden z najbystrzejszych finansowych umysłów naszych czasów bywał w relacjach z bliskimi dosyć safandułowaty, a już w dorosłym życiu przeszedł istną przemianę światopoglądową. Wisienkę na torcie „prywatnej” części filmu stanowi opowieść o tym, jak Buffett poznał swoją obecną żonę (ślub z Astrid wziął w 2006 r., dwa lata po śmierci Susan).
Być legendą
Końcowe fragmenty filmu poświęcone są Buffettowi jako darczyńcy. Dostajemy kilka patetycznych mów, kilka wypowiedzi Billa i Melindy Gatesów (to ich fundacji Buffett zapisał miliardy), kilka zdjęć z pracy fundacji, którą kieruje córka Susan. Reżyser niejako zostawia nas z otwartym pytaniem o to, w jakim charakterze historia zapamięta Warrena Buffetta – jako finansowego geniusza i twórcę imperium Berkshire Hathaway czy jako największego filantropa w historii, który przez całe życie pieniądze traktował jak swego rodzaju punkty w grze, w którą grał (to jego własne słowa), a które pod koniec swoich dni rozdał innym?
Jako widz pochodzący z Polski nie mogłem przestać myśleć o jeszcze jednym pytaniu – kim byłby Warren Buffett, gdyby 30 sierpnia 1930 r. urodził się nie w USA, a w II Rzeczpospolitej (jak nasi rodzice czy dziadkowie) albo nawet w ZSRR lub innym opanowanym przez realny socjalizm kraju? Sądzę, że nawet gdyby taki umysł przyszedł na świat w rodzinie, która byłaby mu w stanie zapewnić edukację (i dosyć zapełnionych cyframi książek do zabawy), to bez warunków w postaci amerykańskiego kapitalizmu (niedoskonałego, ale jednak faktycznie istniejącego), jego talent zostałby zmarnowany.
Ze swoją niezależnością myślenia Buffett raczej nie mógłby liczyć na awans w strukturach partyjno-państwowych, tym bardziej, że byłby znacznie bystrzejszy od przełożonych. Obstawiam raczej posadę w rodzaju nauczyciela matematyki, względnie dyrektora PGR-u albo innego kombinatu. Słowem - bez gospodarki rynkowej, byłby jak Chopin bez fortepianu, Matejko bez pędzla i Małysz bez nart. Sam Buffett mówi o tym tak: „Obdarzony zostałem genami, które są bardzo przydatne w wysoko rozwiniętej gospodarce rynkowej”.
Podsumowanie
W epoce mass-mediów życiorysy najbogatszych osób opisano już na wszystkie możliwe sposoby. Większość informacji, które przekazuje film, można odnaleźć choćby na Wikipedii (obcojęzycznych, polski wpis jest bardzo ubogi) czy innych stronach. Mimo to, dokument „Być jak Warren Buffett” obejrzeć warto. Owszem, w niektórych fragmentach jest nieco hagiograficzny, ale główny bohater zasługuje na takie ujęcie – próżno bowiem szukać w jego słowach przechwałek, choć przecież po zarobieniu tak gigantycznych pieniędzy mógłby zadzierać nosa (jak często czynią ludzie, którzy zarobili niepomiernie mniej od niego). Pomijając kwestie czysto inwestycyjne, od Warrena Buffetta z pewnością warto nauczyć się pokory oraz zdrowego podejścia do pieniędzy i pracy. Czego sobie i Państwu życzę.
Michał Żuławiński
