„Ceny średnie nie oddają rzeczywistych stawek, jakie ziemia rolna osiąga na przetargach nieograniczonych. Na początku kwietnia olsztyński oddział agencji sprzedał działkę rolną liczącą 2,2 ha leżącą nad Jeziorakiem (ale bez linii brzegowej) w cenie 140 tys. zł za 1 ha. Kupiła ją spółka z Kujaw. [...]Po kilkadziesiąt tysięcy złotych gotowi są też płacić rolnicy -uczestnicy przetargów ograniczonych. Tuż przed Wielkanocą Zygmunt Kołpacki z Osetna na granicy Kujaw i Pojezierza Iławskiego wygrał przetarg na 9,3 ha agencyjnego gruntu. W licytacji pokonał pięciu konkurentów, oferując najwyższą cenę - 27 tys. zł za 1 ha.[...] Rolnik ma świadomość, że tylko większy areał gwarantuje rozwój i większy dostęp do pieniędzy Unii” – napisała „Rzeczpospolita”.
"Z kupnem ziemi spieszą się także dzierżawcy mający zapisane w umowach prawo pierwokupu. Ceny rosną tak szybko, że niedługo nie będzie ich stać na odkupienie gruntów. Agencja zgadza się na sprzedaż, jeżeli nie dotyczy ona tzw. gruntów atrakcyjnych, a dzierżawca nie zalega z czynszem. [...] Niektórzy dzierżawcy starają się zarobić kosztem państwa. Głównie dotyczy to tych, którzy zadłużyli się wcześniej w agencji, głównie nie płacąc czynszów za dzierżawione grunty. Na Warmii i Mazurach kilku dłużników założyło związek zawodowy i wystąpiło do polityków PiS z donosem na dyrektora oddziału w Olsztynie. Napisali, że dyrektor nie chce sprzedawać ziemi polskim chłopom.[...] Dzięki donosom chcą odzyskać zajętą przez komornika ziemię, odkupić ją, a następnie podzielić na działki budowlane. Cena metra kwadratowego takiej działki jest nawet dwudziestokrotnie wyższa niż gruntów rolnych” – czytamy w „Rzeczpospolitej”.
Hossa na rynku nieruchomości rolnych związana jest przede wszystkim ze stabilizacją polityki po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Unijne dopłaty stanowią łakomy kąsek. Kolejną przyczyną takiego stanu rzeczy jest zakup gruntów przez osoby nie związane z rolnictwem. Inwestycję w ziemię traktują jako lokatę kapitału, szczególnie jeśli są to miejsca przeznaczone do przyszłego odrolnienia z przeznaczeniem pod przyszłą zabudowę mieszkaniową w promieniu 30 – 50 km od dużych miast. Podobnie jest w przypadku inwestycji drogowych.
Więcej w dzisiejszym wydaniu „Rzeczpospolitej” w artykule autorstwa Iwony Trusewicz pt. „Kolejki chętnych ustawiają się po ziemię rolna”