Akcje Evergrande Group zaliczyły najgłębszy spadek od maja 2015 r. po tym, jak spółka poinformowała, że może nie być w stanie dalej obsługiwać zobowiązań, a władze prowincji Guangdong wezwały na dywanik Hui Ka Yana i wysłały do siedziby firmy zespół, który ma ją wspomóc w zażegnaniu kryzysu. Dziś mija termin, w którym najbardziej zadłużony deweloper świata musi przekazać inwestorom ponad 80 mln dol.


W piątek wieczorem wieczorem Evergrande wydała komunikat, w którym poinformowała, że "w świetle obecnego poziomu płynności grupy nie ma gwarancji, że grupa będzie miała wystarczające fundusze, by dalej wywiązywać się ze swoich zobowiązań finansowych". Spółka podkreśliła, że od września prowadzi przegląd swojej struktury kapitałowej i kondycji płynnościowej, oceniając wszystkie możliwości strategiczne i prowadząc dialog z zagranicznymi wierzycielami.
Firma poinformowała, że otrzymała wezwanie do realizacji swoich zobowiązań wynikających z gwarancji w wysokości ok. 260 mln dol. "W przypadku, gdy grupa nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań gwarancyjnych lub niektórych innych zobowiązań finansowych, może to prowadzić do żądania przez wierzycieli przyspieszenia spłaty" - napisano w komunikacie. Mowa tu o tzw. cross-defaulcie, oznaczającym, że jeżeli spółka okaże się niewypłacalna w przypadku jednego zobowiązania, np. nie wypłaci inwestorom odsetek od obligacji w terminie, to inne wyemitowane przez nią obligacje również uznawane są za niewypłacalne, dając ich posiadaczom prawa do żądania wcześniejszej spłaty wierzytelności. Dla spółki, która już boryka się z brakiem płynności, byłaby to fatalna informacja, otwierająca drogę do chaotycznej restrukturyzacji. Evergrande ma do oddania dolarowym obligatariuszom ok. 19 mld dol. Firma stwierdziła również, że planuje aktywnie współpracować z zagranicznymi wierzycielami w celu opracowania planu restrukturyzacji.
Na komunikat dewelopera błyskawicznie zareagowały władze prowincji Guangdong, wzywając na dywanik głównego akcjonariusza spółki Hui Ka Yana oraz wysyłać do siedziby Evergrande zespół, który ma pomóc spółce w zarządzaniu ryzykiem oraz utrzymaniu normalnej działalności. Uspokajające sygnały nadały na rynek m.in. bank centralny oraz agencje odpowiedzialne za nadzór nad rynkami: bankowym i giełdowym.
W poniedziałek akcje Evergrande Group zanurkowały o blisko 20 proc., zaliczając największy jednodniowy spadek od maja 2015 r. i schodząc do najniższych poziomów w historii notowań spółki. Od lipca 2020 r. walor został przeceniony już o ponad 90 proc.


Nurkują także wyceny obligacji dewelopera. Papiery zapadające w marcu 2022 r. są dziś przeceniane o prawie 10 centów na dolarze, najmocniej od marca 2017 r. Za dolara wartości nominalnej inwestorzy płacą niespełna 24 centy.
Ponadto dziś mija również czwarty już termin zakończenia 30-dniowego okresu karencji, w którym spółka ma czas na wypłatę inwestorom kuponu od obligacji dolarowych. Poprzednie trzy razy Evergrande przekazywało środki obligatariuszom w ostatniej chwili, unikając niewypłacalności. Tym razem deweloper ma do oddania ponad 80 mln dol.
Tylko w tym roku Evergrande Group ma wypłacić posiadaczom swoich obligacji zagranicznych ponad 300 milionów dolarów, a w kolejnym - prawie 8 miliardów dolarów. Do tego dochodzi konieczność spłaty kredytów czy długów wobec kontrahentów. Łączne zobowiązania spółki sięgają oficjalnie 2 bln juanów, a wraz z pozabilansowymi są szacowane nawet na 3 bln juanów. Tymczasem deweloper ma problem z pozyskiwaniem finansowania - przede wszystkim zapewne nadal fatalnie idzie sprzedaż mieszkań, która we wrześniu i ponad połowie października spadła do zaledwie 3,65 mld juanów wobec 182 mld juanów w tych dwóch kluczowych miesiącach rok wcześniej. Do własnej kieszeni musi więc sięgać Hui Ka Yan, założyciel i główny akcjonariusz Evergrande, który w ostatnich tygodniach nie tylko sprzedał część udziałów w biznesie, ale również pozbył się dwóch odrzutowców, dzieł sztuki czy oddał w zastaw pod kredyt luksusowe posiadłości.