W piątek agencja S&P Global Ratings podejmie decyzję w sprawie ratingu Polski. To jedyna z trzech wielkich agencji, która (jak dotąd) odważyła się obniżyć ocenę wiarygodności kredytowej polskiego rządu.
Gdy 15 stycznia S&P obniżyła rating kredytowy Polski (z A- do BBB+) zaskoczeni byli wszyscy, a reakcja rynku walutowego była dość nerwowa. Specjaliści byli w szoku, ponieważ agencja obniżyła nam notę bez wcześniejszego ostrzeżenia i pomimo „pozytywnej” perspektywy ratingu.
Było to też pierwsze w historii III Rzeczpospolitej cięcie oceny wiarygodności kredytowej rządu.


S&P Global Ratings wraz z obniżką samego ratingu obniżył jego perspektywę z „pozytywnej” do „negatywnej”. Oznacza to, że istnieje 1/3 szansy na obniżkę ratingu w ciągu następnych 24 miesięcy. Podczas kolejnego przeglądu polskiego ratingu, 1 lipca, S&P podtrzymała notę BBB+, jednocześnie utrzymując jego negatywną perspektywę.
Decyzje ws. ratingu Polski w 2016 r. (kliknij na datę, aby przejść do wiadomości) |
|||
---|---|---|---|
Fitch | Moody's | S&P | |
I | 15.01 | 15.01 | 15.01 |
II | 15.07 | 14.05 | 01.07 |
III | 09.09 | 02.12 | |
Źródło: Opracowanie Bankier.pl |
Na obniżenie polskiego ratingu (w maju) nie zdecydowała się także agencja Moody’s oraz Fitch (w lipcu). Ale tylko w tej ostatniej agencji nasz rating cieszy się perspektywą „stabilną” – w pozostałych dwóch jest ona „negatywna”. Kilka dni temu Moody’s wystosował kolejne ostrzeżenie dla polskiego rządu wskazując, że obniżka wieku emerytalnego negatywnie wpłynie na stan kasy państwa. Podobnie jak w styczniu, także we wrześniu Moody’s nie zabrał głosu w sprawie ratingu Polski.
Co się nie podoba agencjom?
Krytycy działań agencji ratingowych zarzucali im „mieszanie się do polityki”, ponieważ jednym z głównych źródeł obaw zagranicznych analityków były zmiany w polityce gospodarczej oraz zmiany instytucjonalne. W uzasadnieniu do styczniowej obniżki eksperci Standard&Poor’s wprost napisali, że obawiają się osłabienia niezależności Narodowego Banku Polskiego oraz Trybunału Konstytucyjnego.
„Obniżka (ratingu – przyp. red.) odzwierciedla nasz pogląd, że polski system instytucjonalnej równowagi i podziału władzy uległ znaczącej erozji poprzez wprowadzenie ustaw osłabiających niezależność i efektywność kluczowych instytucji, takich jak Trybunał Konstytucyjny i telewizja publiczna” – czytamy w pierwszym zdaniu uzasadnienia styczniowej decyzji S&P.
O ile obawy o niezależność NBP wydawały się mocno przesadzone, o tyle kwestia Trybunału Konstytucyjnego wciąż budzi wątpliwości i nie została jednoznacznie rozstrzygnięta. Wydaje się, że po wyborze na prezesa NBP Adama Glapińskiego i raczej niekontrowersyjnych nominacjach do Rady Polityki Pieniężnej, kwestia niezależności banku centralnego powinna zniknąć z agendy. Gorzej prezentuje się sprawa TK, ale także tu od stycznia niewiele się zmieniło.
Rząd traci argumenty
O ile jeszcze do połowy roku rząd mógł wysuwać kontrargumenty w postaci solidnych statystyk makroekonomicznych, to po publikacji ostatnich danych o PKB ta karta straciła moc. W czwartym kwartale 2016 roku dynamika produktu krajowego brutto niemal na pewno spadnie poniżej 2%. I co gorsza, nie wiadomo, kiedy odbije. Może w trzecim, a może w czwartym kwartale 2017 r.
A może wcale? Bo obserwowany spadek inwestycji to nie tylko efekt zastoju w wydawaniu funduszy unijnych przez państwowe i samorządowe agendy. To także skutek paraliżu decyzyjnego w spółkach Skarbu Państwa oraz narastające obawy w sektorze prywatnym. Zwłaszcza w gronie małych i średnich spółek lękających się niekorzystnych zmian podatkowych i nasilających się represji fiskusa polującego na mityczne „utracone dochody” z VAT i CIT.
Jak na razie wzrost PKB i wpływy podatkowe podtrzymywane są przez rosnącą konsumpcję, ale i ten efekt będzie stopniowo gasł. Po pierwsze, bez inwestycji na dłuższą metę nie jest możliwe utrzymanie wzrostu zatrudnienia i ekspansji funduszu płac. Po drugie, bodziec fiskalny w postaci programu „Rodzina 500+” zacznie wygasać już w połowie 2017 roku. Po stronie dochodów budżetu państwa zabraknie też jednorazowych wpływów z aukcji LTE czy nadzwyczajnie wysokiego zysku NBP. Dlatego też utrzymanie w ryzach deficytu fiskalnego poniżej granicy 3% PKB może się okazać bardzo trudne.
A to dla agencji ratingowych główna – jeśli nie jedyna – gwarancja utrzymania jako takiej dyscypliny w polskich finansach publicznych. W pewnym sensie kolejne rządy, prowadząc politykę permanentnego zadłużania państwa, same proszą się o obniżki ratingów. Na rosnące ryzyko po stronie fiskalnej w ostatnich miesiącach zwracały uwagę wszystkie trzy główne agencje.
Co nas może uratować przed cięciem
Jeszcze w lipcu agencja S&P szacowała, że tym roku wzrost PKB w Polsce wyniesie 3,5%. Deficyt budżetowy w latach 2016-2019 ma kształtować się na poziomie ok. 3%, z czego w 2017 r. sięgnie 3,2%. Teraz te szacunki zostaną zapewne zrewidowane w dół, ze wszystkimi potencjalnymi negatywnymi konsekwencjami dla oceny wiarygodności kredytowej polskiego rządu.
Istnieje jednak kilka przesłanek przemawiających przeciwko cięciu ratingu Polski. Po pierwsze, S&P już teraz ocenia nas najniżej z trzech głównych agencji. Tego typu podmioty zwykle nie lubią wychylać się przed szereg. S&P Global Ratings może więc ograniczyć się do kolejnych ostrzeżeń i poczekać z cięciem ratingu do czasu, aż na taki ruch zdecyduje się Moody’s lub Fitch.
Po drugie, tego typu biurokratyczne korporacje zwykle nie działają zbyt szybko i często wymigują się od decyzji, powołując się na brak świeżych danych. Analitycy zawsze mogą też odwlec decyzję pod pretekstem braku pewności co do nadchodzących zdarzeń (np. rozstrzygnięć wobec TK).
Po trzecie, niektóre czynniki ryzyka wydają się wygasać. Rząd nie odważył się na bardzo kosztowne dla sektora bankowego przewalutowanie kredytów frankowych. Wydaje się też, że w najbliższym czasie nie trzeba będzie dopłacać kolejnych miliardów do górnictwa. Zrezygnowano także z powszechnego podniesienia tzw. kwoty wolnej od PIT, co oznaczałoby istotne uszczuplenie dochodów podatkowych.
Z drugiej strony podjęta niedawno decyzja o obniżeniu wieku emerytalnego może przesądzić o obniżce ratingu. Jeśli nie w grudniu, to w przyszłym roku. Tylko w 2018 r. będzie nas ona kosztować 10 mld złotych, a potem z roku na rok koszty będą rosły. Ponadto wciąż nie widać przekonujących dowodów na poprawę ściągalności podatków, w tym przede wszystkim VAT-u i (zwłaszcza) CIT-u. A to przecież miało być główne źródło finansowania większych wydatków socjalnych.
Decyzję agencji Standard&Poor’s poznamy w piątek, 2 grudnia, po zamknięciu giełdy. Czyli najwcześniej po godzinie 17:00. Mamy tylko nadzieję, że S&P nie zmusi nas do oczekiwania aż do sobotniego poranka, jak to uczyniła w maju agencja Moody’s.