REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

Czeski błąd: Interwencje czeskiego banku wzmocniły koronę

2002-05-14 20:39
publikacja
2002-05-14 20:39
Po ostrym spadku inflacji, a po nich i stóp procentowych, gdy zainteresowanie zagranicznych inwestorów Czechami było stosunkowo niewielkie, teraz nasi południowi sąsiedzi przeżywają prawdziwy boom. Oprócz inwestycji typu greenfield, w których przedsiębiorca buduje całkiem nową fabrykę (przysłowiowy już przykład Toyoty i Peugeota, które spośród kilku lokalizacji w trzech różnych krajach naszego regionu, w tym w Polsce, wybrały właśnie Czechy, gdzie mają zainwestować 1,5 miliarda euro), kraj przeżywa falę prywatyzacji. Niedawno rząd wystawił na sprzedaż narodowy telekom i chociaż ponad 1,5-miliardowa (w dolarach) oferta konsorcjum Deutsche Banku nie spotkała się z jego przychylnością, więc te pieniądze w najbliższym czasie nie trafią na rządowe rachunki w Pradze, to jednak z nawiązką wyrówna je koncern RWE Gas, który dostał właśnie zgodę władz antymonopolowych na inwestycję za 4 miliardy euro.

Korona za wysoko

Napływ kapitału musi się odbić na kursie waluty. Przynajmniej od połowy ubiegłego roku korona wyraźnie zyskuje, zarówno wobec euro (które po marce odziedziczyło pierwszoplanową rolę na czeskim rynku walutowym), jak i dolara. O ile jeszcze kilkanaście miesięcy temu za euro trzeba było płacić ponad 35 koron, teraz obowiązuje już kurs w okolicach 30 koron. Czeska waluta jest zaś w czołówce zyskujących na wartości na świecie. Tylko w tym roku do połowy kwietnia skala aprecjacji przekroczyła 5 procent (w kolejnych tygodniach nastąpiło lekkie osłabienie). Nie wszystko jest jednak efektem napływu kapitału długoterminowego: ostatnio Czechy i korona stały się ziemią obiecaną dla zagranicznych inwestorów portfelowych. Także za sprawą banku centralnego.

Rosnący kurs korony może cieszyć tylko Czechów jadących na urlop za granicę albo kupujących jakieś inne auto niż krajową skodę. Zaś producent tej ostatniej – własność niemieckiego Volkswagena, wizytówka czeskiego przemysłu i czołowy eksporter – stoi na czele chóru narzekających na zbyt mocną koronę i nawołujących władze do osłabienia waluty i poprawienia konkurencyjności czeskiego eksportu. Niedawno z takim apelem do rządu i banku centralnego wystąpiło przeszło sto dużych czeskich przedsiębiorstw. Wezwanie jest tylko najbardziej jaskrawym przykładem powszechnego nastawienia wśród czeskich biznesmenów i ekonomistów, nie wyłączających tych z sektora prywatnego. Wszyscy już teraz obawiają się negatywnego wpływu mocnej korony na kondycję eksporterów oraz całość handlu zagranicznego, chociaż umacnianie się czeskiej waluty nie trwa tak znów długo.

Skupiony bank

Inaczej niż w Polsce, gdzie Rada Polityki Pieniężnej zdecydowanie sprzeciwia się obecności banku centralnego na rynku walutowym, kierownictwo Czeskiego Banku Narodowego (CNB) nie odstaje od głównego nurtu myślenia w swoim kraju. CNB próbował przeciwdziałać nadmiernej aprecjacji korony, zarówno werbalnie (podając na przykład akceptowane roczne tempo wzmocnienia waluty), jak i skupując euro. Od początku roku przy kilku okazjach skupiono około 2 miliardów euro (tylko w kwietniu rezerwy walutowe zwiększyły się z 16,9 do 17,8 miliarda euro). Interwencje nie przyniosły jednak oczekiwanego skutku. Już sam fakt, że dochodzi do nich na coraz wyższych poziomach kursu korony świadczy o tym, iż bank nie ma kontroli nad kursem.

Pojawił się też inny problem – kapitał spekulacyjny od dłuższego czasu nie wykazujący zainteresowania Czechami z ich niską inflacją i niskimi stopami procentowymi teraz patrzy na aktywa w koronach zupełnie inaczej. Co prawda, stopy są niskie, ale można zarobić na różnicach kursowych. Tym bardziej, że gra wydaje się bezpieczna. Z jednej strony jest, co prawda, bank centralny próbujący osłabić koronę, z drugiej jednak nikt wierzy w zatrzymanie trendu do aprecjacji korony, skoro ciągle nie maleje oczekiwanie na napływ długoterminowego kapitału. Skutek był taki, że przy rosnącym trendzie zmienność kursu korony była niewielka, co tylko zachęcało do inwestowania w czeskie papiery. Interwencje tego nie zmienią. Jak się okazało, pewien wpływ miała natomiast zaskakująca obniżka stóp procentowych, o 50 punktów bazowych, dokonana pod koniec kwietnia. Główna stopa w Czechach jest teraz na poziomie inflacji. Obniżka, w połączeniu z informacjami o pogorszeniu ocen koniunktury, zahamowała nieco entuzjazm kupujących czeskie aktywa.

Liczą na deficyt

Czeski bank centralny w odróżnieniu od polskiego nie musi specjalnie liczyć się z negatywnymi konsekwencjami obecności na rynku walutowym. W Czechach nie ma nadpłynności sektora bankowego, interwencje nie doprowadziły do zauważalnego wzrostu podaży pieniądza, w dodatku – jak mówi Jakub Dvorak, ekonomista z Ceskoslovenska Obchodni Banka, największego banku w tym kraju – gospodarka przeżywa credit crunch: banki nie są w stanie znaleźć wystarczająco wiarygodnych klientów, by im pożyczać, więc dodatkowy pieniądz na rynku nie grozi wzrostem popytu i dodatkową inflacją.

To wszystko nie zmienia jednak faktu, że dotychczasowe efekty interwencji walutowych banku centralnego i jakichkolwiek innych działań zarówno banku, jak i rządu są żadne. Na marginesie warto dodać, że bank i rząd mają porozumienie o utworzeniu specjalnego rachunku, na który mają trafiać dewizowe wpływy z prywatyzacji). W czerwcu Czesi będą wybierać parlament, więc rząd potrzebuje pieniędzy na inwestycje w wyborców. Nie potrzebuje ich za to na zagraniczne płatności – Czechy nie mają zagranicznego zadłużenia w skali porównywalnej w Polską. Ekonomiści liczą więc przynajmniej na drugą część umowy, że jeśli rząd będzie wymieniał waluty, to bezpośrednio w banku, a nie na rynku.

Co mogłoby pomóc Czechom w osłabieniu korony? Najlepsza byłaby jakaś kontrowersyjna wypowiedź Milosza Zemana (premiera Czech – „GB”), w stylu przedwyborczej deklaracji Leszka Millera o chęci renegocjacji zagranicznego zadłużenia – mówi ekonomista z zagranicznego banku inwestycyjnego w Pradze. Zawsze można też liczyć na finanse publiczne. W pierwszych czterech miesiącach tego roku deficyt budżetowy „udało się” zrealizować w 90 procentach., a nie jest to przecież budżet zaciskania pasa.

MFW: nie tak znowu miło

Niedawno corocznego przeglądu czeskiej gospodarki dokonała misja Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Fundusz ostrzegł, że w średnim okresie stabilności zagraża rosnący deficyt finansów publicznych, obniżył też prognozę wzrostu gospodarczego. W wiosennym przeglądzie światowej gospodarki MFW szacował, że PKB Czech będzie w 2002 r. o 3,3 proccent większy niż rok temu. Teraz analitycy funduszu spodziewają się wzrostu w granicach 3-3,25 procenta. Ubiegłoroczny wzrost produktu krajowego brutto wynosił 3,6 procenta MFW przewiduje, że po tegorocznym spowolnieniu w roku przyszłym znów będzie lepiej.

Przewidywania funduszu, co do stanu finansów publicznych na koniec roku, są niezbyt zachęcające – deficyt ma wynieść 5,2 procent PKB. Ministerstwo Finansów w Pradze widzi deficyt na poziomie 2,8 procenta. Fundusz dodaje prawie drugie tyle wyłączając dochody z prywatyzacji, sprzedaży papierów skarbowych oraz subsydia dla istniejących w Czechach specjalnych agencji zajmujących się restrukturyzacją złych długów.

Zdaniem ekonomistów z Waszyngtonu deficyt powinien być mniejszy o przynajmniej 1,5 punktu procentowego: rząd powinien ograniczyć dotacje dla państwowych firm oraz zreformować system transferów socjalnych. Rozwiązanie tego problemu będzie ważnym zadaniem rządu i parlamentu, który powstanie po nadchodzących wyborach, priorytet powinny mieć reformy systemu emerytalnego i opieki społecznej – zadeklarował MFW.

Fundusz pozytywnie ocenił kwietniową obniżkę stóp procentowych, dokonaną niewielką większością głosów (jak widać, Czesi szybciej dowiadują się o tym, jak swoje decyzje podejmuje bank centralny, w Polsce trzeba na to czekać przynajmniej półtora miesiąca). Przedstawiciel MFW powiedział, że obniżka była właściwą reakcją na umacnianie się kursu korony. I dodał, że bank powinien zachować czujność i być gotowym na kolejne obniżki, jeśli umacnianie się korony będzie prowadziło do obniżania się wskaźnika inflacji. Czeski Bank Centralny jeszcze niedawno przewidywał, że inflacja w końcu tego roku będzie wynosić 2,5-3,8 procenta. Niedawno zmienił prognozę na 2,1-3,1 procenta.

Łukasz Wilkowicz
Źródło:
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane: Waluty

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki