W liczącym 75 minut expose premier Mateusz Morawiecki zdążył poruszyć niemal wszystkie tematy dotyczące życia społecznego: od gospodarki, przez komunikację, po rodzinę i sport. Tym bardziej warto więc zwrócić uwagę na to, czego w tym przemówieniu zabrakło.
Po pierwsze, premier nie zająknął się nawet słowem o obiecanym w kampanii wyborczej gwałtownym podniesieniu płacy minimalnej. A przecież wysokość najniższego wynagrodzenia jest domeną rządu – nie wymaga ono ustawy. Czyżby był to sygnał, że rząd wycofuje się z bardzo nieodpowiedzialnych obietnic wyborczych złożonych przez samego Jarosława Kaczyńskiego?


Po drugie, w odstawkę poszła Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju. Nie dowiedzieliśmy się, jak wygląda jej dotychczasowa realizacja, ani czy ten dokument nadal określa priorytety rządu. Nadal czekamy więc na obiecany milion aut elektrycznych w 2025 roku (obecnie jest ich ok. 6,5 tys.).
Po trzecie, premier Morawiecki zadziwiająco mało mówił o podatkach, choć tuż po wyborach pojawiły się projekty ustaw istotnie podnoszące daniny publiczne. Lider rządu nie powiedział nic o kwestii limitu składek na ZUS, o podniesieniu akcyzy na tytoń i alkohol oraz opłaty paliwowej. Nie padła też deklaracja o likwidacji podwyższonych stawek podatku VAT (przypomnijmy: podniesionych jedynie „tymczasowo” przez rząd Donalda Tuska w 2011 roku). Zabrakło także deklaracji o podniesieniu kwoty wolnej od PIT-u, co było jedną z głównych obietnic w poprzedniej kampanii wyborczej PiS-u. Nie pojawiła się również jednoznaczna zapowiedź wprowadzenia „obiecanych” już lata temu podatku od sieci handlowych oraz podatku cyfrowego.
Po czwarte, w części expose poświęconej oszczędnościom, inwestowaniu, OFE i PPK nie padło nawet jedno słowo o polskiej giełdzie oraz przyjętej raptem kilka tygodni temu Strategii Rynku Kapitałowego. Zatem nic o szkodliwym podatku Belki, roli inwestorów indywidualnych i notowanych na GPW spółkach Skarbu Państwa.
Po piąte, nie pojawiła się kwestia kredytów liborowych, potocznie zwanych „frankowymi”. A jeszcze 4 lata temu kwestia ta rozgrzewała emocje polityczne i przedstawiciele wszystkich opcji politycznych (w tym zwłaszcza PiS) obiecywali systemowe rozwiązanie tego problemu. Brak poruszenia tej kwestii to trochę dziwna sytuacja, zważywszy na „bankowy” rodowód urzędującego premiera.
Po szóste, ani słowa o armii! Wojsko to przecież podstawa istnienia każdego państwa, a także ostoja bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic. To chyba trochę nietypowe, jeśli szef rządu nie wspominał o jednym z najważniejszych obszarów działalności państwa. Zabrakło też informacji o planach wobec policji i innych służb mundurowych zapewniających byt rządowi.
Po siódme, warto odnotować brak nowych i istotnych obietnic socjalnych. To daje nadzieję, że ekspansja „socjalu” z poprzednich 4 lat w tej kadencji zostanie ograniczona. W tym aspekcie pan premier wspomniał tylko o 13. i 14. emeryturze, czyli nadzwyczajnym transferze socjalnym dla rencistów i emerytów zafundowanym z pieniędzy ludzi pracujących w sektorze prywatnym.
Po ósme, w kontekście trwającej zapaści demograficznej zaskoczeniem było faktyczne pominięcie polityki imigracyjnej. Premier Morawiecki mówił tylko o repatriacji polskich emigrantów, ale nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu powroty z emigracji nie zasypią luki ludnościowej wynikającej z bardzo niskiego przyrostu naturalnego. A przecież już teraz mamy w Polsce ponad milion pracowników z Ukrainy i rosnącą populację imigrantów zarobkowych z Dalekiego Wschodu.
Po dziewiąte, w expose nie pojawiła się zapowiedź utrzymania „zamrożenia” cen energii elektrycznej. Taki brak należałoby chyba interpretować jako zapowiedź drastycznych podwyżek cen prądu od nowego roku. Co prawda minister aktywów państwowych Jacek Sasin zapowiedział brak podwyżki, ale jego słowa jak dotąd nie znalazły potwierdzenia w wypowiedziach premiera.
