Z bardzo nietypowym problem zetknęli się wczoraj urzędnicy Banku Anglii. Okazało się, że inwestorzy są tak przywiązani do obligacji skarbowych, że nie są skłonni pozbyć się ich po żadnej cenie. Czy właśnie natrafiliśmy na pierwszą granicę QE?
W czwartek, 4 sierpnia, Bank Anglii ściął stopy procentowe o 25 pb. i wznowił program ilościowego poluzowania monetarnego (QE), w ramach którego zamierza wykreować kolejne 70 mld funtów na skup obligacji. Z tego 60 mld funtów ma przypadać na zakupy obligacji rządu Jej Królewskiej Mości.
Technicznie QE wygląda w ten sposób, że bank centralny ogłasza harmonogram przetargów, na których zobowiązuje się kupić obligacje określonego typu za z góry określoną kwotę. Pierwszy taki przetarg przebiegł bezproblemowo: Bank Anglii kupił papiery dłużne za 1,17 mld funtów, przy ofertach opiewających na łączną kwotę przeszło 4,2 mld funtów.


Drugi przetarg odbył się w środę i przyniósł wielkie zaskoczenie. Tym razem Bank Anglii chciał kupić obligacje skarbowe (tzw. Gilts) o zapadalności przekraczającej 15 lat, za kwotę 1,17 mld funtów. Tyle że po stronie sprzedających pojawiły się oferty opiewające na zaledwie 1,118 mld funtów, co oznaczało pokrycie na poziomie 96%.
Okazało się, że posiadacze długoterminowych Giltów nie są skłonni się nimi rozstać po żadnej cenie. Przed przetargiem było przecież wiadomo, że Bank Anglii kupi obligacje po każdej cenie, nawet znacząco wyższej od rynkowej. Tymczasem nie udało mu się znaleźć chętnych na sprzedaż obligacji o wartości nominalnej 52 mln funtów.
Podobne kłopoty – aczkolwiek z nieco innych powodów – miał już Europejski Bank Centralny, któremu powoli kończą się dostępne do skupu papiery skarbowe. Ze względu na przyjęte przez EBC ograniczenia zakupu aktywów – skupowane obligacje nie mogą mieć rentowności niższej od stopy depozytowej (obecnie -0,4%) – okazuje się, że zaczyna brakować długu, który mógłby skupić.
Z powodu bardzo napiętej sytuacji w europejskim systemie bankowym i finansowej represji stosowanej przez banki centralne (w tym forsowanie ujemnych stóp procentowych) długoterminowe obligacje skarbowe są obecnie najbardziej poszukiwanym towarem na rynkach finansowych. W Europie to teraz jedyne względnie bezpieczne inwestycje z nieujemną rentownością.
Problem mają przede wszystkim wszelkiego rodzaju fundusze emerytalne, które potrzebują strumienia stałego dochodu, aby wywiązać się z zobowiązań wobec klientów. Tymczasem szacuje się, że wartość nominalna długu notowana przy ujemnej rentowności przekracza już 13 bilionów dolarów – dotyczy to głównie obligacji skarbowych japońskich i europejskich.
Do niedawna brytyjskie papiery dłużne płaciły w miarę przyzwoite 2%. Ale 10 sierpnia rentowność 10-letnich obligacji Wielkiej Brytanii spadła do rekordowo niskiego poziomu 0,525%.
Czy w ten sposób zbliżamy się do granic ekspansywnej polityki monetarnej spod szyldu ZIRP, NIRP i QE? Zapewne nie, bo banki centralne mogą jeszcze bardziej poluzować kryteria doboru kupowanych aktywów. Lecz gdy na rynku skończą się dostępne do sprzedaży papiery wartościowe, bankom centralnym pozostanie już tylko uruchomić śmigłowce w ramach koncepcji „helicopter money”.