"Cypryzacja" wkładów bankowych w Unii Europejskiej to według mnie bezdyskusyjny numer jeden na liście finansowych wydarzeń 2013 roku. Kto by pomyślał, że w europejskim kraju może dojść do administracyjnego rabunku oszczędności zgromadzonych w bankach? Że w strefie euro pojawi się kontrola przepływów kapitałowych (z Cypru bez zgody banku centralnego nie mogło wypłynąć ani jedno euro)?
Ostatecznie okazało się, że klienci cypryjskich banków stracą 47,5% środków ponad kwotę 100 tys. euro. Początkowo "wkład w stabilność finansową" mieli wnieść wszyscy deponenci cypryjskich banków i miał on wynosić "tylko 37,5%". Przez kilka tygodni cypryjskie banki były zamknięte, a wypłaty z bankomatów były reglamentowane. Skutkiem załamania sektora bankowego była głęboka recesja, gwałtowny wzrost bezrobocia i spadek poziomu życia.
Jednak najważniejszy jest fakt, że od teraz za długi banków w UE odpowiadają także ich klienci. Władze krajów członkowskich zgodziły się, aby deponenci partycypowali w kosztach ratowania upadających banków. To precedens zagrażający istnieniu całego systemu bankowego w Europie, który oparty jest tylko i wyłącznie na zaufaniu. Gdy ludzie stracą wiarę w bezpieczeństwo swoich pieniędzy, system bankowy upadnie w ciągu 48 godzin. Przypadek Cypru udowodnił, że żaden wkład bankowy w Unii Europejskiej nie jest już bezpieczny przed zinstytucjonalizowaną grabieżą.Trzymanie kwoty wyższej niż sto tysięcy euro w jakimkolwiek banku pod jurysdykcją UE stało się przejawem apetytu na zbędne ryzyko.
2. Koniec sekularnej hossy na rynku długu